Aborcyjna ofensywa w Sejmie: Polska ma spłynąć krwią, a naród w perspektywie kilku następnych pokoleń ma przestać istnieć w rezultacie katastrofy demograficznej.  

Fundacja Pro-Prawo do życia
Sejm RP większością głosów poparł wczoraj dalsze prace nad upowszechnieniem aborcji w Polsce. Wszystkie mordercze projekty pro-aborcyjnych ustaw zostały skierowane do dalszej debaty w tzw. komisji nadzwyczajnej Sejmu.
Aborcjoniści mówią, że celem forsowanych ustaw jest danie kobietom “prawa wyboru”. To kłamstwo. 
Aborcyjna ofensywa w Sejmie to początek dobrze zaplanowanego planu masowej rzezi milionów polskich dzieci. Jan Paweł II mówił, że: “naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości”. Piątkowe głosowanie w Sejmie przybliża nas do moralnej, duchowej i demograficznej zagłady. Możemy jednak jeszcze pójść inną drogą. Wszystko zależy od postawy każdego z nas, od naszego działania i od naszych osobistych decyzji – włączam się w walkę o życie, albo stoję z boku i nie robię nic. Każdy z nas ma wpływ! Wpływ na innych i na swoje otoczenie – w pracy, w szkole, w parafii, wśród znajomych, w swoim miejscu zamieszkania. Nasza Fundacja pomoże każdemu wywierać ten wpływ.
 Co w obecnej sytuacji powinniśmy robić? Jak powinniśmy działać? Co się stanie z Polską, jeśli będziemy bierni? Proszę przeczytać.Musimy stanąć do walki ! [foto]Niech nikogo nie zmylą powielane przez aborcjonistów i usłużnych im polityków kłamstwa o “prawie kobiet” do rzekomego “wyboru”. W legalizacji i upowszechnieniu aborcji nie chodzi o żaden “wybór”. Chodzi o urządzenie masowej rzezi polskich dzieci.

Tuż przed głosowaniem w Sejmie głos w mediach zabrała Gizela Jagielska, wicedyrektor szpitala w Oleśnicy, który jest obecnie największym ośrodkiem aborcyjnym w Polsce. Jagielska, zwolenniczka aborcji, którą osobiście wykonuje na dzieciach w szpitalu, wyraziła w związku z wejściem w życie projektów ustaw Tuska i lewicy… obawy! Czego się boi aborcjonistka? Jak powiedziała:

“- Nie jesteśmy w stanie przyjąć 70 000 pacjentek do oddziałów, żeby rozdać im tabletki aborcyjne. (…) Gdyby to weszło w życie, to rzeczywiście jest to dosyć niewesoła wizja.”

Na sam początek szykują nam 70 000 ofiar! Czołowa polska aborcjonistka obawia się wręcz, że będą mieli za dużo “pacjentek”! Skąd ta liczba? Skąd tyle “pacjentek” do aborcji? Skąd oni zamierzają je wziąć i jak zamierzają zgładzić tyle dzieci?

Po pierwsze, projekty ustaw forsowane przez Sejm zakładają prawną możliwość powstawania w Polsce tzw. “klinik” aborcyjnych, czyli ośrodków śmierci wyspecjalizowanych wyłącznie w mordowaniu dzieci. To właśnie w takich placówkach morduje się miliony dzieci na Zachodzie.

Po drugie, konieczna jest propaganda, reklama, oraz namowy i przymuszanie kobiet do aborcji. Szczególną rolę w tej propagandzie zajmuje deprawacja seksualna młodzieży.

Dokładny model działania aborterów opisała była szefowa dużego ośrodka aborcyjnego w Teksasie Carol Everett. Kobieta nawróciła się i dołączyła do ruchu pro-life. Jak powiedziała:

„Naszym celem biznesowym było sprzedanie 3–5 aborcji każdej dziewczynie w wieku 13–18 lat, ponieważ w przemyśle aborcyjnym wszyscy opierają się na prostym systemie prowizyjnym. Każda klientka zwiększała moją zamożność. Aby sprzedawać aborcję, najpierw trzeba stworzyć odpowiedni rynek. To znaczy, że trzeba przekonać dzieci i młodzież, na jak najwcześniejszym możliwym etapie, do patrzenia na seksualność w całkowicie odmienny sposób niż poprzednie pokolenia.” 

Gdzie tu jest miejsce na “wybór” kobiety, skoro aborcyjne lobby przyznaje, że w związku z aborcją stawia sobie konkretne cele i planuje liczbę dzieci, które mają zostać zamordowane!? Poza nienawiścią do Boga i człowieka, aborcjoniści morderstwo dziecka traktują również w kategoriach rynkowych. To tak jak z jakimś nowym produktem wypuszczonym na rynek, np. nowym modelem telefonu. Jeśli nie będzie miał on reklamy i promocji, to może on być powszechnie dostępny w sprzedaży, ale nikt go nie kupi.  

Tak samo jest z aborcją. Zwolennicy mordowania dzieci w łonach matek nie poprzestaną na tym, aby ich “usługa” była tylko legalna i powszechnie dostępna, a od Polek będzie zależało, czy z niej skorzystać. Nie! Oni będą masowo namawiać Polki do mordowania własnych dzieci! To już się dzieje w Polsce od lat. 

W ubiegłym roku szpital w Oleśnicy, największe obecnie centrum aborcyjne w Polsce,  podwoił liczbę wykonywanych aborcji. Podobnie jest w innych szpitalach, które notują wzrosty morderstw na dzieciach. Równolegle, na gigantyczną skalę sprzedawane są w Polsce nielegalne pigułki poronne, za pomocą których dokonuje się aborcji w domach. To efekt m.in. reklam śmiercionośnych tabletek, które w mediach społecznościowych kierowane są do nastolatek i młodych dziewcząt. 

Teraz, zgodnie z planami Tuska i lewicy, wszystkie szpitale w Polsce mają zostać przekształcone w ośrodki aborcyjne, mają zacząć powstawać specjalne “kliniki” do mordowania dzieci, handlarze pigułkami poronnymi mają być całkowicie bezkarni, a każdy lekarz za odmowę aborcji ma z urzędu odpowiadać przed prokuratorem.
Aborcyjna koalicja chce, aby polskie dzieci były mordowane na masową skalę, podobną do zagłady dzieci dokonującej w krajach Zachodu, gdzie każdego roku morduje się miliony niewinnych. Polska ma spłynąć krwią, a nasz naród w perspektywie kilku następnych pokoleń ma przestać istnieć w rezultacie katastrofy demograficznej.  

Narody Europy Zachodniej, które nie chcą mieć dzieci i które mordują własne dzieci, są obecnie intensywnie podmieniane przez tzw. imigrantów, głównie z Afryki i Bliskiego Wschodu. Są to społeczeństwa obce (i często wrogie) nam kulturowo, religijnie i cywilizacyjnie. Mają jednak dużo dzieci, którymi zaludniają państwa zachodnioeuropejskie. Arabskie imię Mohammed jest obecnie najczęściej nadawanym nowo urodzonym chłopcom imieniem w Berlinie. Co więcej, w trzech niemieckich krajach związkowych imię Mohammed znajduje się w pierwszej trójce nadawanych imion dla noworodków. Podobna sytuacja jest w Wielkiej Brytanii – kolejny rok z rzędu najpopularniejszym imieniem dla noworodków w Londynie jest Mohammed. Z kolei w belgijskiej Brukseli, stolicy Unii Europejskiej, muzułmanie stanowią obecnie największą grupę wyznaniową.  

Jeżeli Polacy nie będą otwarci na życie, nie będą chcieli zakładać rodzin i mieć dzieci, a za to będą mordować poczęte dzieci w łonach matek, czeka nas ten sam los – jako naród przestaniemy istnieć. A razem z nami przestanie istnieć polskość, nasza kultura, wiara i tradycja. Być może zachowa się kraj o nazwie “Polska” lub powstanie euroregion “nadwiślański”, ale nie będą go już zamieszkiwali Polacy. Właśnie po to dokonuje się w naszym kraju aborcyjna rewolucja.  

Musimy walczyć! Musimy stawić opór! Musimy ratować Polskę, polskie dzieci i naszą przyszłość!Takie akcje muszą być w całej Polsce [foto]Mordercze projekty ustaw trafiły teraz do tzw. komisji nadzwyczajnej w Sejmie, gdzie większość mają zwolennicy ludobójstwa. Co to dla nas oznacza? Dalszą walkę. Musimy wywierać presję i kolejne naciski, a przede wszystkim docierać do Polaków z prawdą o aborcji i kształtować świadomość naszego społeczeństwa, aby nie ulegało manipulacjom i nie zaakceptowało aborcji.
Aborcjoniści będą teraz bardzo aktywni w mediach, gdzie zamierzają upowszechniać swoją propagandę. My również musimy intensyfikować nasze działania i niezależne kampanie informacyjne oraz publiczne modlitwy różańcowe o powstrzymanie aborcji. Musimy także wywierać wpływ na posłów oraz pomóc wszystkim ludziom z różnych rejonów Polski, którzy zgłaszają się do nas i przy naszym wsparciu chcą organizować akcje i różańce w swoim miejscu zamieszkania (możemy również pomóc w tym Panu, prosimy tylko o kontakt). W ostatnich tygodniach takie akcje z pomocą naszych koordynatorów po raz pierwszy udało się zorganizować m.in. w Krośnie.
 Lista miast, w których publicznie wybrzmiewa prawda o aborcji, wciąż musi się powiększać, stąd konieczność pomocy kolejnym osobom oraz zakupu nowych środków takich jak plakaty, megafony, głośniki, billboardy i bannery. Kilka dni temu w Elblągu rozdaliśmy kilkaset broszur “Jak rozmawiać o aborcji?” i ulotek ujawniających prawdę na temat mordowania dzieci. Zgłaszają się do nas kolejne osoby, które takie materiały chcą rozdawać w swoich miejscowościach i w ten sposób docierać z prawdą do innych (Pan też może – prosimy tylko o kontakt). Im też musimy pomóc.
W nadchodzącym czasie potrzebujemy na te działania ok. 25 000 zł.

Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka w aktualnej sytuacji jest dla Pana możliwa, aby umożliwić nam dalszą walkę i mobilizację kolejnych Polaków do działania w obronie życia i przyszłości naszego narodu.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Aborcja to nie “wybór” kobiet. Aborcja to dobrze zaplanowana, masowa rzeź polskich dzieci, którą musimy powstrzymać. 
Proszę Pana o włączenie się do walki. 
Z wyrazami szacunkuMariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
stronazycia.pl
====================

mail:

Wielki SUKCES! Mamy niekonstytucyjny sejm z 460 posłanków i posłanek.

No to mamy niekonstytucyjny Sejm

@WandaNowicka Mamy to! Wreszcie w sali sejmowej posłanki, które wyraziły taką wolę, mają tabliczkę z “posłanką”, a nie jak do tej pory, z “posłem”. Można? Można.






Teraz panowie posłowie winni zawalczyć o zmianę na “POSŁANEK”,
aby być zgodnym z gramatyką języka polskiego.

Bo rodzaj żeński od “poseł” jest “poślica”.
Tak jak od osła oślica, a od lisa lisica.

I odwrotnie.
Skoro zaakceptowali “POSŁANKA”,
to rodzaj męski jest “POSŁANEK”.


Przy okazji trzeba zmienić Konstytucję.
“Art. 96. Sejm składa się z 460 posłów…”
na
” Art. 96. Sejm składa się z 460 posłanków i posłanek … ( trzeba dodać) według określonego w ustawie parytetu zadeklarowanej płci .”

Na dzień dzisiejszy mamy dzięki “posłankom” niekonstytucyjny Sejm.

Sejm na smyczy LGBT. Po głosowaniu #StopLGBT w Sejmie – rośnie opór przeciw homopropagandzie.


Po głosowaniu #StopLGBT w Sejmie – rośnie opór przeciw homopropagandzie
RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Posłowie uznali, że nie warto chronić polskich dzieci i całego społeczeństwa przed lobby LGBT. Odrzucili projekt #StopLGBT i myślą, że to koniec. Tymczasem właśnie teraz potrzebna będzie najbardziej zmasowana kampania uświadamiająca ludziom, jak wiele zagrożeń niesie z sobą homoideologia. Skoro nie ma projektu w Sejmie, prawda będzie na ulicy.

Z pewnością jest Pan ciekawy, jak głosowali posłowie. Załączam link. Uwaga: głos ZA oznacza „za odrzuceniem projektu”, a PRZECIW – „przeciw odrzuceniu”:

https://www.sejm.gov.pl/Sejm10.nsf/agent.xsp?symbol=glosowania&NrKadencji=10&NrPosiedzenia=6&NrGlosowania=16

Szanowny Panie!

W ostatnich dniach agresywny transseksualista „Rafalala” zaatakował grupę chłopców idących po ulicy w Lublinie. Chłopcy – Ukraińcy – zeznali już na komendzie Policji, że miał ich bić po twarzy i zmuszać do czynności seksualnych.

W przeszłości „Rafalala” zastraszał i oblał kawą dziewczynkę, która roześmiała się na jego widok w rejonie Domów Towarowych Centrum w warszawskim Śródmieściu. W 2014 roku w studiu Polsat News na wizji wylał wodę na swojego współrozmówcę, gdyż ten krytykował próby przebierania się przez mężczyznę za kobietę.

Rafalala

Agresja LGBT wobec dzieci ma miejsce w Polsce. Już teraz.

Przez najbliższe 4 lata rozzuchwalą się jeszcze bardziej, bo mają na swoim sznurku większość posłów. Sprzyja im także minister ds. równości Katarzyna Kotula, która w trakcie sejmowej debaty nad #StopLGBT otwarcie przyznała się do popierania homoadopcji.

Poza tym mają jeszcze coś: nieskazitelny wizerunek. Są postrzegani jako dobrzy ludzie, przyjaciele młodzieży, kolorowi i roześmiani. To propaganda czystej wody.

Polskie dzieci są w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Na sześciokolorową propagandę trzeba odpowiedzieć prawdą i pokazać, co rzeczywiście dzieje się w homośrodowisku.

Dlatego w najbliższych tygodniach kampania społeczna #StopLGBT będzie przez nas intensywnie kontynuowana. Skoro nie można liczyć na posłów, będziemy przestrzegali ludzi bezpośrednio.

Już teraz planujemy edukację, pikiety uliczne oraz wydanie informatora o największych zagrożeniach, jakie niesie z sobą ideologia LGBT. To duże plany, a więc i koszty – szacuję je na około 26 tysięcy złotych. Składają się na nie: druk 50 banerów #StopLGBT, przygotowanie i skład informatora #StopLGBT, koszty organizacyjne.

Dzięki zaangażowaniu Darczyńców Fundacji pozyskałam już kwotę 6800 złotych, brakuje 19 200 złotych.

Szukam więc 192 osób, które wesprą Fundację Życie i Rodzina wpłatą o wysokości 100 złotych lub 96 osób, które wpłacą 200 złotych

Czy może Pan być jedną z nich?

Czy może Pan przekazać wpłatę na konto Fundacji Życie i Rodzina: 

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230

lub Blikiem/kartą kredytową pod linkiem www.RatujZycie.pl/wesprzyj?

Bardzo zależy mi na jak najszybszym rozpoczęciu akcji, szczególnie druku banerów, bo drukarnia ma cykl produkcyjny dla materiałów wielkoformatowych liczony w dobach. Chcę jak najszybciej powysyłać nowe materiały oddziałom terenowym Fundacji.

Niech prawda dotrze do Polaków jak najszerzej. Na polityków nie mamy co liczyć…

Serdecznie Pana pozdrawiam!

Kaja GodekKaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – Akcją #StopLGBT ratujemy polskie dzieci przed niebezpieczeństwem– ubranym w miły uśmiech i hasła o tolerancji. Nie dajmy się nabrać na kłamstwa homolobby, ostrzeżmy także innych.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Interpelacja poselska nr 1400, złożona przez 16 posłów „Polski 2050”: Lek Viskyrem wpisać na listę medykamentów, w celu leczenia zaćmy u psów rasy shiba inu !!!

Kompromitacja posłów Polski 2050. Złożyli interpelację o lek dla piesków, który nie istnieje. Wśród tych 16 parlamentarzystów jest wiceszef MON i wiceszef komisji śledczej ds. Pegasusa.

19.02.2024 kompromitacja-oslow-polski-2050-interpelacja-o-lek-dla-pieskow-ktory-nie-istnieje

Posłowie Polski 2050: Tomasz Zimoch i Paweł Zalewski.
Posłowie Polski 2050: Tomasz Zimoch (z lewej) i Paweł Zalewski. / Fot. PAP

„Dziennik Gazeta Prawna” przeprowadził prowokację, na którą nabrał posłów Polski 2050. 16 parlamentarzystów od Szymona Hołowni podpisało się pod interpelacją o lek dla psów, który nie istnieje.

Interpelacja nr 1400, złożona przez 16 posłów Polski 2050, dotyczyła wpisania leku Viskyrem na listę weterynaryjnych medykamentów, w celu leczenia zaćmy u psów rasy shiba inu.

Lek został przebadany – dostępny jest w innych europejskich i azjatyckich krajach, w tym na Ukrainie” – czytamy w interpelacji.

Posłowie argumentowali, że lek ten jest legalny na Ukrainie, a polscy hodowcy muszą tam jeździć po niego, ponieważ w Polsce nie jest dopuszczony do obrotu. Zwrócili się więc do ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego o interwencję w tej sprawie.

Jednak cała historia była zmyślona przez dziennikarzy Marka Mikołajczyka i Annę Wittenberg, którzy udawali aktywistów z nieistniejącego stowarzyszenia „Shiba Inu Polska”. Wysłali oni e-mail do kilkudziesięciu posłów z różnych klubów, prosząc o pomoc w sprawie leku dla psów. Założyli też fałszywy fanpage na Facebooku, na którym kupili lajki i udostępnili petycję o wpisanie Viskyremu na listę leków weterynaryjnych. Nie podali żadnych dowodów na istnienie leku, ani na to, że jest on skuteczny i bezpieczny dla psów.

Zaskakująco, żaden z posłów, którzy otrzymali e-mail, nie skontaktował się z autorami wiadomości, nie zapytał o szczegóły, nie sprawdził, co to za lek i kto im go przypisał, nie poprosił o przesłanie dokumentacji medycznej. Posłowie Polski 2050 po prostu zaufali nieznajomym z Internetu i od razu posłali interpelację do ministra.

Pod interpelacją nr 1400 podpisali się: Maja Ewa Nowak (autorka), Izabela Bodnar, Elżbieta Burkiewicz, Żaneta Cwalina-Śliwowska, Adam Luboński, Barbara Okuła, Barbara Oliwiecka, Łukasz Osmalak, Norbert Pietrykowski, Ewa Schädler, Piotr Paweł Strach, Paweł Śliz, Wioleta Tomczak, Kamil Wnuk, Paweł Zalewski, Tomasz Zimoch.

Wśród sygnatariuszy mamy więc wiceministra obrony narodowej (Zalewski), członka KRS (Zimoch) oraz członka komisji śledczej ds. Pegasusa (Śliz).

Prowokacja dziennikarzy „DGP” jak na dłoni uwidoczniła obecny system. Interpelacje poselskie często służą do nabijania sobie statystyk, wszak przygotowuje ją zazwyczaj jedna osoba (lub wąskie grono), a hurtem podpisują się inni. W tym przypadku dodatkowo robią z siebie pośmiewisko. W dobie Internetu i mediów społecznościowych, łatwo jest stworzyć fałszywą historię i podszyć się pod kogoś innego. Weryfikacja informacji posłów najwyraźniej przerasta. Eksperyment pokazał też, jak łatwo dowolnym lobbystom wykorzystywać posłów do załatwiania swoich interesów.

=======================

anna wittenberg

@annawitten Ujawniamy z @mikolajczykm

, jak łatwo załatwić sobie interpelację u posła. Wystarczył e-mail nieistniejącej osoby, fanpejdż z kupionymi lajkami oraz absurdalny pomysł, by skłonić 16 posłów do interwencji w sprawie piesków shiba inu. Więcej w @DGPrawna

🐕

Zdjęcie

220,9 tys. Wyświetlenia

Felix culpa w vaginecie. Feministry w ataku [czego??]

Felix culpa w vaginecie [drugą część tytułu sam bezczelnie dodałem, nie mogłem się powstrzymać. md]

Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” (prawy.pl)    23 grudnia 2023 Felix culpa w vaginecie

W dniach ostatnich (chyba już nadchodzą, albo i nadeszły zapowiadane „dni ostatnie”) cała Polska mogła przekonać się o kilku ważnych rzeczach. Po pierwsze – że sejmowa zgraja wcale nie chce przestrzegania konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa. Jak wiadomo, dotyczy ona nie tylko Kościoła katolickiego, ale wszystkich innych, prawnie uznanych wyznań, to znaczy – Cerkwi prawosławnej, wszystkich wyznań protestanckich, żydów, muzułmanów, buddystów, a być może i tzw. „rodzimowierców”, którzy czczą Światowida. O ile mi wiadomo Kościół latającego Potwora Spaghetti nie został zarejestrowany przez Ministerstwo Cyfryzacji, któremu biegli wytłumaczyli, że to nie na serio, tylko – dla tak zwanych „jaj” – ale teraz nowy minister wyznaczyć może nową komisję z tzw. „fachowców spoza Sejmu”, która stanie na nieubłaganym gruncie równouprawnienia wszystkich wyznań i nakaże zarejestrować. Zresztą może obejdzie się i bez fachowców; wystarczy jak jeden fachowiec wyda polecenie służbowe niezawisłemu Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu, do którego Spaghetti się odwołało, no a ten już powinność swej służby zrozumie i wyda piękny wyrok.

Jak wiadomo, poseł Grzegorz Braun zgasił gaśnicą świeczki chanukowe na menorze, czy może „chanukii” – bo nie jestem pewien, jak się ten przedmiot “kultu religijnego” nazywa – za co sejmowa zgraja unisono go „potępiła”. Jak widzimy, przy pozorach wzajemnej wrogości, są u nas obszary całkowitej jednomyślności ponad podziałami. Jednym z tych obszarów jest strach przed Żydami. Na samą myśl, że Żydowie mogliby się obrazić, sejmowa zgraja dostaje nerwowej drżączki i na wyścigi, jeden przez drugiego „potępia” i się „oburza” w nadziei, że zostanie to zauważone, gdzie trzeba i stosownie nagrodzone. A Grzegorz Braun zgasił te świeczki dlatego, ze Żydowie je najpierw zapalili, a – o ile mi wiadomo – jest to czynność liturgiczna. Kto im na to pozwolił, kto dopuścił, by konstytucyjna zasada rozdziału Kościoła od państwa była tak ostentacyjnie łamana – tajemnica to wielka. „Gdzie tu Wylizuch, Felczak gdzie tu?!” – wołał poeta – i słusznie, bo kilka dni wcześniej i Wylizuchy i Felczaki, nie mówiąc już o reszcie sejmowej zgrai, domagały się respektowania tej świętej zasady. Wszystko się wyjaśniło już następnego dnia, kiedy rabiny kazały zapalić świeczki ponownie. Cała Polska mogła oglądać scenę, jak sejmowa zgraja w asyście pana prezydenta Dudy przy tym nabożeństwie w sejmowych kuluarach asystuje. I tak cud, że rabiny zachowały się powściągliwie i nie kazały im wszystkim przyglądać się temu nabożeństwu na klęczkach – bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że gdyby kazały, to czy ktoś by nie klęknął?

Co tu ukrywać; czyn posła Grzegorza Brauna, za który będzie teraz przez wszystkich płomiennych szermierzy praworządności, co to w obronie konstytucji gotowi są nawet kicać – jak np. pan mecenas Giertych – oraz przez szermierzy tolerancji kamienowany przez faryzeuszów, którzy – jak to czytamy w opisie linczu na św. Szczepanie – przed przystąpieniem do kamienowania najpierw „podnoszą krzyk”. Klangor został już podniesiony, więc nie ma rady – teraz nadszedł czas na akt drugi. Ale to rodzaj „felix culpa”, czyli błogosławionej winy, bo czyż w przeciwnym razie moglibyśmy uzyskać taki dowód, że cała zgraja przedstawicieli narodu to banda szabesgojów, którzy w obawie przed zagniewaniem Żydów poplamiliby mundury i sejmowe fotele? Już wiemy, że liczyć na nich nie możemy, że przy pierwszej konfrontacji, na przykład w związku z ustawą numer 447, bez wahania nas zdradzą i nie tylko przejdą na stronę wroga, ale w dodatku, tych, co nie zechcą przejść, odsądzą od czci i wiary. Zresztą nie tylko na tych przedstawicieli nie możemy już liczyć. Inni też zaćwierkali w chórze – no ale takie są konsekwencje sławnego „dialogu z judaszyzmem”.

Druga zasada, która została na oczach całej Polski ostentacyjnie złamana, to zasada równouprawnienia wszystkich wyznań. Okazuje się, że – niczym równiejszym zwierzętom u Orwella – niektórym wyznaniom wolno więcej, niż innym – co naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu bez ceregieli pokazały. Teraz Prawo i Sprawiedliwość, usiłuje poniewczasie sporządzić sobie listek figowy, wychodząc z projektem ochrony wszystkich symboli religijnych. Nie ma jednak większego rozczarowania, jak wtedy, gdy po odchyleniu listka figowego zobaczy się figę – i tak prawdopodobnie będzie w tym przypadku, bo nawet gdyby „koalicja 13 grudnia” w zasadzie nie miała nic przeciwko temu, to przecież nie przepuści żadnej, a więc i tej okazji, by „j…ć PiS”. W tym zacietrzewieniu tylko patrzeć, jak będą protestować, gdy Były Naczelnik Państwa na krzesło powie: krzesło.

Ponieważ „j…nie PiS” jest programem bardzo ambitnym i nie wiadomo, czy nowemu vaginetowi Donalda Tuska w którym obok słynnych „jebaków” (nomina sunt odiosa, bo jeden proces mi wystarczy) znalazły się też feministry, starczy jeszcze czasu na zajmowanie się sprawami państwowymi. W końcu PiS to całkiem spora partia i jeśli „koalicja 13 grudnia” postanowiła całą ją „wyj…ć” to musi upłynąć trochę czasu, nie mówiąc już o wydatkowaniu „czystej energii” – o której tak pięknie opowiadała Wielce Czcigodna feministra Paulina Hening-Kloska.

Dlatego też w czynie społecznym podsuwam Episkopatowi pomysł racjonalizatorski, by nie liczył na dobrą wolę, czy choćby zrozumienie Wielce Czcigodnej Barbary Nowackiej, feministry od edukacji seksualnej dzieci i młodzieży, tylko chwycił byka za rogi – oczywiście o ile starczy mu odwagi. Akurat teraz, po odczynianiu chanukowych uroków w sejmowych kuluarach, jest moment, by chwycić byka za rogi i postawić Wielce Czcigodną feministrę w stanie wyższej konieczności, który przywróci i jej i reszcie vaginetu poczucie rzeczywistości. Chodzi oczywiście o lekcje religii, które wspomniana feministra właśnie stopniowo będzie likwidować.

Otóż zaporowe wejście smoka polegałoby na deklaracji, że na tych lekcjach religii, przynajmniej na początku, dzieci zapoznawane są z plemienną historią żydowską, która – podobnie jak inne plemienne historie – na przykład – „Tajna historia Mongołów” – tylko podane są w religijnym sosie, żeby było ładniej i robiło wrażenie. Jeśli tedy Wielce Czcigodna Barbara Nowacka zamierza to skasować, to byłby to antysemicki skandal, przy którym zgaszenie chanukowych świeczek w ogóle nie zasługiwałby na uwagę. Jeśli tedy sławny „dialog z judaszyzmem” ma przynosić jakiś pożytek, to rabiny powinny też podnieść klangor. Jestem pewien, że gdyby tak się stało, to premier Donald Tusk nie tylko by się „wściekł”, jak to ma w zwyczaju, ale na oczach całej Polski zerwał swojej feministrze – ale nie telefon, tylko frivolites – dzięki czemu wszyscy mogliby zobaczyć wstydliwe zakątki vaginetu.

Stanisław Michalkiewicz

W sejmie: „Kwik świń odrywanych od koryta, a Tusk w Brukseli sprzedaje połacie Polski”.

„Kwik świń odrywanych od koryta, a Tusk w Brukseli sprzedaje połacie Polski”. Marszałek oburzona słowami Berkowicza [VIDEO]

22.12.2023 kwik-swin-odrywanych-od-koryta-a-tusk-w-brukseli-sprzedaje-polacie-polski

Konrad Berkowicz o TVP.
Konrad Berkowicz w Sejmie o TVP. / Fot. screen

Konrad Berkowicz z mównicy sejmowej zwrócił uwagę, że podczas gdy w Polsce „słychać kwik świń odrywanych od rządowego koryta”, nawiązał tym samym do awantury o media reżimowe, to w tym czasie Donald Tusk „w Brukseli właśnie sprzedaje kolejne połacie Polski”. Te słowa nie spodobały się prowadzącej obrady marszałek Monice Wielichowskiej.

Całkiem miło słychać kwik świń odrywanych od rządowego koryta, ale już w oddali słyszę też pomlaskiwania tych nowych, co się do niego pchają. Co więcej, w Polsce mamy sytuację, gdzie dwa obozy walczą o to, kto będzie dzierżył narzędzie do rządowej propagandy, a tymczasem Donald Tusk w Brukseli właśnie sprzedaje kolejne połacie Polski – rozpoczął wystąpienie Berkowicz.

Sprzedaje, bo właśnie zgodził się na trzy nowe, unijne podatki, a mógł jednoosobowo to zablokować, miał prawo weta. I sprzedaje, bo przyklasnął pakietowi migracyjnemu, który został właśnie przyjęty i który zobowiązuje nas do przyjęcia nielegalnych imigrantów, którzy wdarli się do innych państw, albo zapłacenie ogromnych pieniędzy – kontynuował poseł Konfederacji.

I to jest kontynuacja waszej polityki, bo premier Morawiecki kłamał w czasie kampanii, że 6 października to zawetował. Nie mógł tego zrobić, bo to był nieformalny szczyt. Kłamaliście i teraz macie kontynuację – zakończył wystąpienie Berkowicz, choć szybko na mównicę wrócił.

Wrócił, bo pewne „uwagi” co do jego wystąpienia miała prowadząca obrady wicemarszałek Monika Wielichowska. – Następnym razem chciałabym pana prosić, aby pan miarkował słowa na tej sali. Myślę, że pana wyborczynie i wyborcy nie są zadowolone z używania takiego języka w Wysokiej Izbie – powiedziała.

Berkowicz nie pozostał obojętny. – Bardzo bym prosił nie cenzurować i nie wypowiadać się za moich wyborców, którzy państwa nie podpierają – odpowiedział.

Wielichowska stwierdziła, że to nie była cenzura całej wypowiedzi. – Ja cenzuruję słowa, które nie powinny być wypowiadane w tej izbie – kontynuowała.

Berkowicz poprosił o listę zakazanych słów. Wielichowska ich nie podała i poleciła odsłuchać Berkowiczowi własne wystąpienie.

Durnie, czy łajdacy?

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 19 grudnia 2023

Banda idiotów, to znaczy oczywiście grono Wielce Czcigodnych posłów, przede wszystkim – z Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi, ale także – ze Zjednoczonej Prawicy – którzy 15 października zostali wybrani przez ogłupiony propagandą telewizji rządowej i telewizji nierządnych nasz mniej wartościowy naród tubylczy, 6 grudnia, a więc – w dniu św. Mikołaja, kiedy to ludzie wręczają sobie prezenty – uchwaliła ustawę o zamrożeniu cen energii elektrycznej. Wcześniej banda idiotów – ale oczywiście tylko częściowo ta sama, bo w międzyczasie dołączali do niej nowi Wielce Czcigodni Przedstawiciele Ludu Pracującego Miast i Wsi oraz osiedli robotniczych, uzdrowiskowych i rybackich – zgodziła się na to, by władze IV Rzeszy narzuciły słabszym i głupszym bantustanom członkowskim tak zwane limity złowrogiego dwutlenku węgla.

Bantustany, takie jak np. nasz nieszczęśliwy kraj, które energię elektryczną czerpały przede wszystkim z węgla, którego mają pod dostatkiem, zostały pod pretekstem ratowania „planety”, na którą zachorowała niestabilna emocjonalnie szwedzka dziewuszka Greta Thunberg – zostały zmuszone do stopniowego odchodzenia od węgla i zmuszone do korzystania z nośników energii, którymi nie dysponują – co oczywiście podnosi koszty każdej kilowatogodziny. Niezależnie od tego, żeby w ogóle produkować energię elektryczną w ilości wystarczającej do zapewnienia funkcjonowania gospodarki, nie mówiąc już o stworzeniu warunków do jej rozwoju, głupsze i słabsze bantustany muszą kupować limity dwutlenku węgla od innych bantustanów, co oczywiście sprawia, że koszty energii elektrycznej rosną.

Ponieważ wspomniana banda idiotów, to znaczy pardon – oczywiście Dostojne Grono Wielce Czcigodnych Przedstawicieli Ludu Pracującego – i tak dalej – wmawia naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, że jej ambicją i powołaniem jest przychylanie obywatelom nieba, to jeszcze przed wspomnianymi wyborami rząd „dobrej zmiany” wykombinował sobie, że oto nadarza się okazja, by pod pretekstem przychylania nieba, stworzyć dla swego zaplecza politycznego dodatkowe żerowisko w postaci pionu biurokratycznego, który będzie zajmował się rekompensowaniem wzrostu cen energii elektrycznej, w związku z czym wysmażyła projekt stosownej ustawy. Ponieważ w następstwie wyborów 15 października, kiedy to nasz, otumaniony propagandą telewizji rządowej i telewizji nierządnych, mniej wartościowy naród tubylczy, wybrał sobie Wielce Czcigodnych Przedstawicieli, którzy – jak głosi wieść gminna, przynajmniej częściowo pomogli sobie wygrać wybory, spędzając swoich zwolenników do kolejek, które głosowały jak gdyby nigdy nic jeszcze kilka godzin po ustawowym zamknięciu lokali wyborczych – za co były karmione i pojone przez Dobroczyńców Ludzkości, to ci nowi Czcigodni Przedstawiciele gorąco zapragnęli sami przychylić obywatelom Nieba, bez łaski rządu „dobrej zmiany”, który już wkrótce zostanie wzięty pod obcasy – a przy okazji oddać to nowe żerowisko swojemu zapleczu politycznemu, wniosła do laski pana marszałka Szymona Hołowni własną ustawę, do której jacyś anonimowi – przynajmniej dotychczas – Dobroczyńcy Ludzkości dopisali – ale tym razem nie: „lub czasopisma”, tylko całkiem inną wrzutkę – żeby Polska za 5 mld euro kupiła od niemieckiego koncernu Siemens wiatraki. Te wiatraki – jak oświeciła nas Wielce Czcigodna Paulina Hening-Kloska, miałyby zaopatrzyć nas w „czysty prąd”. Najwyraźniej w Volksdeutsche Partei znowu rozróżniają „czysty” rasowo prąd od jakiegoś takiego nieczystego. Zawsze mówiłem, że IV Rzesza nie może za bardzo różnic się od Rzeszy III, w której panował pogląd, że czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty, a w tej sytuacji wynalazek „czystego prądu” nie powinien nikogo dziwić. Wprawdzie Wielce Czcigodna Paulina Hening-Kloska daje do zrozumienia, że to ona dokonała tego wynalazku i w ogóle – napisała stosowną ustawę – ale po dokładnym przyjrzeniu się Wielce Czcigodnej raczej w to nie wierzę i przypuszczam, że inni szatani byli tu czynni.

Wróbelki bowiem ćwierkają od samego rana, że zaraz po zwycięstwie demokracji w Polsce, Nasza Złociutka Pani, czyli Urszula von der Layen, która Donaldu Tusku dałaby wszystko, zaoferowała Polsce 5 mld euro „zaliczki”. Jednocześnie gruchnęły hiobowe wieści, że koncern Siemens ma 4 mld euro manka. Toteż zdaniem wróbelków chodziło o to, żeby za tę „zaliczkę” Polska kupiła od Siemensa wiatraki i wszystko będzie gites tenteges. W tym celu szatani zaczęli szeptać Wielce Czcigodnej Paulinie Hening-Klosce do ucha rozmaite pomysły, które ona zaraz uznała za własne i wpisała do ustawy. Jednakowoż wybuchł klangor, kiedy się okazało, że te wiatraki mają stać za blisko zabudowań, że można będzie wywłaszczać działki, jako że wiatraki zostały uznane za inwestycje publiczne – i tak dalej. Kto ile wziął z tego tytułu pod stołem – tajemnica to wielka tym bardziej, że mógł wziąć nie teraz, tylko znacznie wcześniej. Jak bowiem w swoim czasie nawijał pan Paweł Piskorski, który na ten temat coś tam chyba musiał wiedzieć, Niemcy futrowały finansowo Kongres Liberalno-Demokratyczny, którym kierował m.in. Donald Tusk. W związku z tym na mieście krążą fałszywe pogłoski, jakoby do Donalda Tuska przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: wiecie, rozumiecie Tusk; wy nie walczcie z wiatrakami, tylko je kupcie bez dyskusji, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. Oczywiście w tych pogłoskach nie ma ani słowa prawdy, bo właśnie Wielce Czcigodna Paulina Hening-Kloska powiedziała, że o tych 300 metrach to ona sama wymyśliła i napisała, więc nie wypada zaprzeczać.

Obóz „dobrej zmiany” domaga się w związku z tym powołania komisji śledczej, która Wielce Czcigodną Paulinę Hening-Kloskę, a może nawet samego Donalda Tuska wytarzałaby w smole i pierzu, ale nic z tego nie będzie, bo na razie reżyserowie naszej młodej demokracji oferują naszej Publiczności trzy programy rozrywkowe: o wyborach kopertowych, o aferze wizowej i o złowrogim „Pegasusie”. Zwłaszcza ten „Pegasus” – jak słyszę – strasznie zbulwersował Umiłowanych Przywódców, ale chciałbym przypomnieć, że i bez „Pegasusa” Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego urządzała rozmaite psoty, który dlaczegoś nikogo nie interesują. Nie mówię już o sprawie operacyjnego rozpracowania m.in. przeciwko mnie, o której przypadkowo dowiedziałem się w roku 2012, ale przede wszystkim – o operacji „Temida”, której celem był werbunek agentury wśród niezawisłych sędziów. Ilu sędziów zwerbowała wtedy ABW, a ilu wcześniej – Wojskowe Służby Informacyjne – tajemnica to wielka, która w ramach przywracania praworządności warto by chyba wyjaśnić. Może by ruszyła cztery litery Wielce Czcigodna Kamila Gasiuk-Pichowicz, czy może Wielce Czcigodna Anna Maria Żukowska, skoro ta pierwsza po konfrontacji werbalnej z „neo-sędzią” w „nielegalnej” KRS tak się przelękła, że musiano wezwać policję, a podobno rozważano nawet wezwanie weterynarzy.

Niestety w obliczu zagrożenia- co prawda niewielkiego, ale „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności” tym bardziej, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie „nielegalnego lobbingu”, czyli – jacy to szatani podpowiadali Wielce Czcigodnej Paulinie Hening-Klosce te zbawienne rozstrzygnięcia – „blok demokratyczny” na wszelki wypadek wycofał z ustawy te wrzutki o wiatrakach i uchwalił tylko samą rekompensatę. Ale sprawa wiatraków wróci i to niebawem, bo wcale bym się nie zdziwił, gdyby do premiera Tuska przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: wiecie, rozumiecie Tusk; myśmy dali wam te 5 mld euro zaliczki nie po, to, byście sobie za to wypili i zakąsili, tylko – żebyście od Siemensa kupili wiatraki. Więc załatwcie w tym waszym knesejmie, żeby to przyklepał i kupujcie, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa, a my na naszą duszeńkę wylansujemy choćby Wielce Czcigodnego Grzegorza -„zniszczę cię”- Schetynę. Fersztejen? No, to do roboty!

Wróćmy jednak do sprawy „czystego prądu” i jego rosnących cen. Lud Pracujący daje do zrozumienia, że planeta – owszem, pożytek z niej – ale co komu z tego, że planeta przetrwa, jeśli on sam nie przetrwa tego eksperymentu ratowania planety? W tej sytuacji nasi Umiłowani Przywódcy wykombinowali sobie, że owszem – trzeba wyjść naprzeciw tej potrzebie zatroskanego Ludu, a przy okazji stworzyć dodatkowe żerowisko – tym razem już słuszne, bo żaden Pisior się na nim nie pożywi. Kombinacja jest taka, że wprawdzie Lud będzie za „czysty prąd” płacił zamrożone ceny i będzie szczęśliwy – ale z drugiej strony budżet państwa będzie musiał pokryć różnicę między „zamrożoną” ceną i prawdziwą, co ma kosztować co najmniej 16 mld złotych rocznie. Rząd „dobrej zmiany” kombinował, żeby to kosztowało prawie 10 mld złotych więcej, ale ci nowi jeszcze nie zdążyli się rozbuchać konsumpcyjnie, więc na początek mogą poprzestać na małym, żeby przypadkiem nie dostać skrętu kiszek.

No dobrze – ale skąd właściwie „budżet” weźmie te dodatkowe 16 miliardów? To proste, jak budowa cepa; zedrze je z Ludu Pracującego Miast i Wsi – bo jakże by inaczej? Okazuje się, że to dobrodziejstwo, jakie obmyślili dla nas Nasi Umiłowańcy, polega na tym, że wprawdzie z jednej kieszeni nam nie ubędzie, ale za to z drugiej – ho, ho – będzie się sypało aż nic w niej nie zostanie.

Tu muszę wprowadzić pewną korektę, bo wydaje mi się, że użyłem sformułowania „banda idiotów” trochę pochopnie. Nawet nie dlatego, że któryś z Umiłowanych przywódców mógłby to odebrać osobiście – co być może byłoby uzasadnione – i zawlec mnie przed niezawisły sąd, który powinność swej służby by zrozumiał, zwłaszcza, gdyby takie zadanie postawił przed nim jego oficer prowadzący – tylko przede wszystkim dlatego, że wiara w przychylanie Ludowi nieba nie jest wcale – jak mi się wydaje – wśród Naszych Umiłowanych aż tak rozpowszechniona. Być może są wśród nich egzemplarze, które myślą – o ile w ogóle umieją wykonywać taką czynność – że to wszystko naprawdę – ale większość ma na tyle oleju w głowie, żeby wiedzieć, że to blaga i tylko bez ceregieli żeruje na naiwności Ludu Pracującego, który od lat daje się na takie numery nabierać.

Jest to oczywiście łajdactwo, ale z dwojga złego co jest lepsze – łajdak, czy dureń? A przecież przed taką alternatywą stoimy.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

  Przygotujmy się na to, co nieuchronne, czyli na miłość bez granic.

16 grudnia  2023 r. | Nr 50/2023 (650) mtodd.pl

Sejm          
Szanowni Państwo!
           W obecnej kadencji sejmu nie ma już Mniejszości Niemieckiej. Jest niemiecka większość. Taką sytuację zawdzięczamy nie tylko niemiecko-rosyjskim  lobbystom i ich knowaniom, ale też w dużej mierze niefrasobliwym wyborcom, dumnym z wygranej walki ze „strasznym reżimem”, który dał się wydutkać w zwyczajnych wyborach! Rotacyjnego pajacyka zamiast Marszałka Sejmu powinno pokochać każde dziecko. A do kraju tak zinfantylizowanego, Unia Europejska prześle jakiegoś komisarza, który wprowadzi tu porządki takie jak w Berlinie i Paryżu.
           Słynna „sejmowa zamrażarka” przestaje działać, ale tylko dla najgłupszych postulatów poselskich. Im głupszy projekt, tym ważniejszy i szybciej będzie procedowany. Z braku zamrażarki takie akta prawne, które miałyby służyć dobru Polaków, będą po prostu zamiatane pod dywan.
           Przygotujmy się na to, co nieuchronne, czyli na miłość bez granic. Trzeba się zabezpieczyć przed zarzutami i dotkliwymi karami za „mowę nienawiści”.
Proponuję zacząć obmyślać przydatne slogany, które profilaktycznie mogą chronić przed oskarżeniem. Oto dwa przykłady „mowy miłości”: „Niech nam żyje Donald Tusk, co ma taki polityczny gust i piękny biust” (po ewentualnej zmianie płci, gdyby UE zażądała), albo „Niech nam żyje partia Tuska, co ma usta słodsze od malin, takie, jak miał towarzysz Stalin”. Że co? Że pokrętne? A jakie mają być? Są przecież przeznaczone dla PRAWDZIWYCH EUROPEJSKICH INTELEKTUALNYCH ELYT.
Lysta tych najprawdziwszych intelektualistów u pacynki zwanej też Rotacyjnym Marszałkiem Sejmu.
           W każdej sytuacji dobrze jest znaleźć jakieś pozytywne strony. Co prawda, słuchanie mądrzejszych od siebie przynosi pożytki, ale słuchanie głupszych – pociechę. Jaką byś głupotę nie palnął, zawsze znajdzie się jeszcze ktoś głupszy w randze posła na sejm, który cię przebije.Z pozdrowieniamiMałgorzata Todd

Obraza uczuć religijnych !!! No… chyba, że chodzi o katolików…

Obraza uczuć religijnych! No… chyba, że chodzi o katolików. Prezes Ordo Iuris punktuje hipokryzję liberalnej lewicy

(fot. PAP/Paweł Supernak)

„Scheuring-Wielgus jest chwalona za zakłócanie Mszy. Nergal wciąż nie jest skazany za znieważanie obrazu NMP. Aktywiści LGBT drwią z ikony jasnogórskiej. To i poseł (Grzegorz Braun – red.) nie poniesie kary za wybryk wobec chanukowych świec”, podkreśla w mediach społecznościowych prezes Ordo Iuris mec. Jerzy Kwaśniewski.

We wtorek po południu na głównym korytarzu w Sejmie odbywały się uroczystości z okazji Chanuki – żydowskiego święta trwającego osiem dni. Upamiętnia ono ponowne poświęcenie Świątyni Jerozolimskiej w roku 165 p.n.e. [a wymyślili je żydzi w USA w XIX wieku.., por.: Chanuka jako święto NIETOLERANCJI ŻYDOWSKIEJ MD]

Z Chanuką związany jest rytuał zapalania świateł, świec lub lampek oliwnych, umieszczonych na specjalnym chanukowym świeczniku.

Poseł Konfederacji Grzegorz Braun przy użyciu gaśnicy zgasił zapalone w korytarzu sejmowym świece chanukowe.

Sprawa wywołała oburzenie. Braun natychmiast został ukarany przez Prezydium Sejmu odebraniem połowy uposażenia na trzy miesiące i całości diety na pół roku. Ponadto do prokuratury zostało skierowane zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa Szefa Kancelarii Sejmu.

„Uroczystość została zakłócona przez posła Grzegorza Brauna, który przy pomocy gaśnicy proszkowej zgasił świece Chanukowe, a następnie skierował strumień środka gaśniczego w kierunku uczestniczącej w uroczystości osoby fizycznej o ustalonej tożsamości, próbującej zapobiec temu czynowi”, napisano w zawiadomieniu podpisanym przez Szefa Kancelarii Sejmu Jacka Cichockiego.

„Jednocześnie informuję, że powyższe zdarzenie zostało zarejestrowane przez kamery monitoringu wizyjnego Straży Marszałkowskiej. Na żądanie Prokuratury Straż Marszałkowska udostępni zapis z monitoringu”, czytamy w zawiadomieniu.

Sprawę skomentował prezes Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski, który przypomniał, że kiedy miały niedawno miejsce podobne akcje, tyle że dotyczące katolików, to ludzie, którzy teraz chcą jak najsurowszych kar dla Grzegorza Brauna bronili z całą mocą tych, którzy atakowali katolików, katolickie symbole i przerywali katolickie uroczystości religijne.

Kwaśniewski przywołuje m. in. wpis obecnego marszałka Sejmu Szymona Hołowni z 2021 roku. „Sąd w Płocku uniewinnił trzy osoby oskarżone o zniewagę uczuć religijnych poprzez rozklejanie wizerunku Tęczowej Matki Boskiej. W Polsce 2050 opowiadamy się za tym, aby obraza uczuć religijnych nie była ścigana z oskarżenia publicznego i aby nie groziła za nią kara więzienia”, napisał były publicysta „Tygodnika Powszechnego”.

Warto przypomnieć również wpis Krzysztofa Śmiszka – homoseksualnego polityka Lewicy – który wówczas odpowiedział Hołowni: „A z oskarżenia prywatnego i np. grzywna już tak? Pytam tylko dla pewności, że jesteście za całkowitą depenalizacją średniowiecznych (i to dosłownie) takich czynów”.

We wtorek obaj politycy prześcigali się w krytykowaniu Grzegorza Brauna i domagali się jego ukarania.

Podobną hipokryzją wykazał się nowy minister Sprawiedliwości Adam Bodnar, który w przeszłości bronił przerwania Mszy Świętej przez poseł Scheuring-Wielgus. Na Twitterze wyliczył on paragrafy, z których powinien być ścigany… Grzegorz Braun za… obrazę uczuć religijnych.

Źródło: Twitter

„Systematycznie okradany przez prezydium Sejmu”. Oświadczenie majątkowe Grzegorza Brauna

„Systematycznie okradany przez prezydium Sejmu”. Oświadczenie majątkowe Grzegorza Brauna

2.12.2023 nczas/systematycznie-okradany-przez-prezydium-sejmu-grzegorz-braun

Grzegorz Braun.
Grzegorz Braun. / Fot. PAP

Systematycznie okradany przez prezydium Sejmu” – taki dopisek do oświadczenia majątkowego załączył poseł Grzegorz Braun. Nawiązał tym samym do covidowego cyrku, jaki na sali sejmowej odbywał się za kadencji Elżbiety Witek.

Zgodnie z ustawą, posłowie i senatorowie są obowiązani do złożenia oświadczenia o swoim stanie majątkowym. Oświadczenie to dotyczy majątku odrębnego oraz objętego małżeńską wspólnością majątkową.

Oświadczenie zawiera na przykład informacje o zasobach pieniężnych, nieruchomościach, uczestnictwie w spółkach cywilnych lub w osobowych spółkach handlowych, udziałach i akcjach w spółkach handlowych, a także o prowadzonej działalności gospodarczej i stanowiskach zajmowanych w spółkach handlowych.

Dotyczy także dochodów osiąganych z tytułu zatrudnienia lub innej działalności zarobkowej, mienia ruchomego o wartości powyżej 10 tys. zł i zobowiązań pieniężnych o wartości powyżej 10 tys. zł, w tym zaciągniętych kredytów i pożyczek.

Oświadczenie o stanie majątkowym – zgodnie z ustawą – składa się Marszałkowi Sejmu albo Marszałkowi Senatu do dnia złożenia ślubowania oraz do 30 kwietnia każdego roku, według stanu na dzień 31 grudnia roku poprzedniego, a także w terminie miesiąca od dnia zarządzenia nowych wyborów do Sejmu i Senatu.

Oświadczenie majątkowe Grzegorza Brauna

W dniu składania oświadczenia, czyli 7 listopada 2023 roku, Braun miał na koncie 758,23 zł oraz 383,8 dolarów.

W roku podatkowym 2022 poseł Konfederacji z racji wykonywania mandatu posła otrzymał 66,6 tys. zł, a z tytułu praw autorskich za książki oraz prowadzenie kanału na YouTube zarobił 74,4 tys. zł. Jak zaznaczył, nie ma żadnych kredytów ani pożyczek. Poinformował też, że jest członkiem Fundacji „Osuchowa”.

Jednocześnie w oświadczeniu majątkowym Braun zaznaczył, że z „pozostałej części uposażenia (poselskiego) i całości tzw. diet był systematycznie okradany przez prezydium Sejmu, które kontynuuje te złodziejską praktykę także w roku bieżącym 2023”.

Chodzi m.in. o czasy covidowego szaleństwa, gdy Braun raz po raz był wykluczany z obrad Sejmu (co wiąże się z karami finansowymi lub brakiem wynagrodzenia) za brak maski. Byliśmy wtedy świadkami potężnej hipokryzji rządzących i tzw. totalnej opozycji. Posłowie, w większości, poza kamerami mieli nakaz noszenia maseczek w głębokim poważaniu, ale gdy tylko kamery pojawiały się w zasięgu, od razu przykładnie kawałek materiału na twarz zakładali. Nakaz maskowania w Sejmie (i nie tylko tam) był także niezgodny z prawem, ale tym posłowie stanowiący prawo się w ogóle nie przejmowali.

Nie tylko za brak maski karano Brauna. Za słynną już wypowiedź w kierunku Adama Niedzielskiego, twarzy polityki covidowej, prezesa Konfederacji Korony Polskiej ukarano na kwotę 62,5 tys. zł. W trakcie kampanii wyborczej Krzysztof Bosak mówił, że Braunowi odebrano „w sumie kilkaset tysięcy złotych”.

Znikły wszelkie bariery

Znikły wszelkie bariery

Izabela Brodacka

Fakt usunięcia sprzed Sejmu barierek, który obwieściła Jachira wyglądająca i zachowująca się jak zwykle, to znaczy jak uciekinierka z Tworek i wyśpiewująca treny na temat swojej miłości do wolności ma głębokie znaczenie symboliczne.

Filozofowie odróżniają jak wiadomo dwa pojęcia: „wolność od” i „wolność do”. Sejm X kadencji uzyskał niewątpliwie „wolność od”. Wolność od barierek, kultury, dobrych obyczajów, poprawnego języka, zdrowego rozsądku, a przede wszystkim od troski o Polskę i od wierności Konstytucji.

Kiedy pierwszego dnia obrad zwolennicy PiS odwoływali się do Konstytucji obserwujący obrady Sejmu mogli zarejestrować szczere rozbawienie Tuska i Budki. Kiedy głos usiłował zabrać minister Ziobro marszałek Hołownia wbrew regulaminowi ograniczył mu czas wypowiedzi, a sala gromko wyliczała sekundy jak znokautowanemu bokserowi.

Za dawnych dobrych czasów, które pamiętają już chyba tylko staruszkowie, czyli według młodzieżowej nomenklatury „dziadersi”, jeżeli ktoś zachowywał się niewłaściwie albo używał wulgarnego języka mawiało się, że zachowuje się w sposób nieparlamentarny lub wypowiada się nieparlamentarnym językiem. Obecnie to określenie powinno zmienić sens na przeciwny. Jeżeli ktoś przeklina czy wykonuje wulgarne gesty należy stwierdzić, że zachowuje się w sposób ściśle parlamentarny.

W pierwszych dniach obrad marszałek Hołownia wyraźnie nie panował nad salą sejmową. Choć wielokrotne pokrzykiwał jak belfer z podstawówki „proszę o spokój” zupełnie to nie działało. Swoją misję Hołownia postrzega w szczególny sposób. Obiecał sali podcast w mediach na co reakcją były бурные аплодисменты. Widać było, że sala sejmowa wyśmienicie się bawi, że obrady sejmu to dla nich igrzyska czy wręcz cyrk. W całkowitej sprzeczności z tym faktem jest deklaracja Hołowni, że chciałby żeby rodzice gdy media pokazują Sejm nie zasłaniali dzieciom oczu i nie zatykali uszu. To niemożliwe. Takie idiotyzmy jakie codziennie słyszymy można obecnie usłyszeć tylko w Sejmie. Sam Hołownia oświadczył na przykład, że na niesfornych posłów czekać będzie ciemny pokój. „A w ciemnym pokoju poseł Śmiszek” -dopowiedzieli dowcipnisie.

Nowy poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Józefaciuk, były dyrektor i nauczyciel siedmiu przedmiotów w Zespole Szkół Rzemiosła im. Jana Kilińskiego w Łodzi wyznał „Gazecie Wyborczej”, że jest neopoganinem oraz pasjonuje się metafizyką i medycyną alternatywną. „Współpraca z naturą, zawierzenie jej sile, próba dostosowania się do niej” – tłumaczył. Józefaciuk podlizywał się kiedyś totalnej opozycji sprzeciwiając się publicznie wprowadzeniu podręcznika do HiT prof. Wojciecha Roszkowskiego.  Oprócz bycia nauczycielem, Józefaciuk jest także dietetykiem, trenerem personalnym oraz mistrzem reiki i konchowania. Jak sam wyjaśnia, reika “to taki system uzdrawiania” a konchowanie „polega na tym, że wkłada się do ucha taki jakby komin i w nim spala się pewne rzeczy żeby usunąć syfy”. 

We wtorek 21.11.23 Sejm wznowił obrady. Jak powiedział bodajże poseł Suski sale parlamentarne były świadkami różnych dziwnych wydarzeń ale takiego kabaretu jak tego dnia nigdy nie było. Popularne i banalne stało się ostatnio nazywanie Sejmu cyrkiem. Jednak nazwanie go kabaretem jest bardziej właściwe. W cyrku niektóre numery są śmiertelnie poważne. Na przykład salto mortale czy tresura lwów. W kabarecie wszystkie służą rozbawieniu widzów.

Co gorsza Sejm to taki kabaret, którego aktorzy najlepiej bawią się sami swoimi dowcipami. Najpierw marszałek Hołownia wyłączył mikrofon posłowi Suskiemu. Potem kilkanaście minut spierano się o minutę przerwy. Tę minutę ostatecznie przegłosowano i natychmiast wznowiono obrady. Sprawę ustosunkowania się do zmiany traktatów europejskich zagrażających utratą suwerenności Polski Hołownia uparcie kierował do dyskusji w komisji. W pełnej świadomości, że w środę 22.11 o godzinie 12 w UE odbędzie się głosowanie w tej sprawie.

Poseł klubu Polska 2050 – Trzecia Droga ( Jak złośliwi mówią – Trzecia Noga ) Paweł Zalewski zgłosił natomiast wniosek o przejście do porządku dziennego i tym samym „zakończenie tyrad przedstawicieli PiS przesiąkniętych nienawiścią do UE”.

Zmiana traktatów UE to drobiazg wobec problemów przedstawionych przez panią Dorotę Niedziela z KO. Jako priorytet swojej działalności pani Dorota postuluje przeforsowanie wpuszczania psów do budynku Sejmu i do ogrodów sejmowych, bo sama ma pieska. Piesek pani poseł ma jak pamiętamy w Sejmie prekursora, słynną Sabę marszałka Ludwika Dorna. Saba swobodnie przechadzała się po Sejmie, była wyprowadzana przez borowców i doczekała się nawet inwokacji prezydenta Kwaśniewskiego. Brzmiała ona mniej więcej tak:„ Ludwiku Dornie, psie Sabo, błagam, nie idźcie tą drogą”. Pani Dorota będzie mogła się oczywiście powołać również na precedens konia Incitatusa, którego cesarz rzymski Kaligula uczynił senatorem oraz człowieka zwanego Koniem, którego tylko immunitet poselski broni przed prokuratorem.

Pusty śmiech budzą również kandydatury na ministrów nowego rządu pod egidą Tuska. Na ministra finansów proponuje się niejakiego Ryszarda Petru. Petru jak pamiętamy wsławił się stworzeniem całkowicie nowej algebry. Zgodnie z jej prawami 3=6. Gdy Petru ujawni pozostałe aksjomaty swojej algebry niewątpliwie zasłuży na nagrodę Nobla. Ministrem spraw zagranicznych ma szanse zostać Radosław Sikorski, który jak pamiętamy wsławił się wielce dyplomatycznym podziękowaniem Amerykanom za uszkodzenie gazociągu Nord Stream.

Wszystko przebija jednak faktyczne a nie hipotetyczne stanowisko europosła dla Włodzimierza Karpińskiego byłego ministra skarbu w rządzie Donalda Tuska, byłego sekretarza miasta w stołecznym Ratuszu, byłego prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Warszawie, który 9 miesięcy spędził w areszcie pod zarzutem przyjęcia łapówki. Karpiński na pewno nie jest żoną Cezara. A do zaszczytów w parlamencie europejskim takie jak jego kwalifikacje są pożądane. Nie będzie pierwszym łapówkarzem w tym gronie. Cóż dodać – jaki pan taki kram.

Maseczki i magiczne laseczki, to one mają wejść do zestawu pierwszej pomocy. Ku likwidacji katolickich zabobonów.

Maseczki i laseczki, to one mają wejść do zestawu pierwszej pomocy

Autor: CzarnaLimuzyna , 29 listopada 2023

Magda Ważna, nazwisko lub pseudonim, opublikowała na portalu związanym z bigpharmą krótki wpis o maseczkach. Autorka jest osobą głęboko wierzącą w sanitarną ideologię i najwyraźniej nie potrafiła lub nie miała ochoty zrobić kwerendy.

Z wielu dostępnych i opublikowanych badań wynika bowiem, że dbający o zdrowie ludzie powinni unikać noszenia foliowych czapeczek, a także utrudniających normalne oddychanie, maseczek.

Jak wynika z socjologicznych obserwacji maseczki najczęściej noszą osoby, które są narażone na przebywanie w pomieszczeniach z włączonym telewizorem.

Spróbujmy jednak pójść za ostatnim trendem, którego dobitnym odbiciem jest nowy sejm…

Nie tylko maseczki pomagają, ale również laseczki oraz dym podczas okadzania. Chodzi o laseczki wanilii i tradycyjną laskę, którą można postukać w kamień od północnej strony. Inne praktyki poleca nowy poseł Józefaciuk czciciel jesiennego wiatru i kamienia.

Jego pierwszym tatuażem był pentagram, ale bez związku z szatanem…

Stop! Zatrzymajmy się na chwilę, aby dać odpór anonimowym hejterom. Pentagram bez związku z szatanem? A czy tatuaż swastyki musi mieć związek z Hitlerem? Sympatycy świeżo opieczonego “polityka” twierdzą, że nie jest wcale poświęcony diabłu. Magia, którą uprawia pozwala mu być odpornym na hejt, ale o tym, za chwilę.

Bo, jak wyjawił Marcin Józefaciuk, nowy poseł KO z Łodzi, jego wiara to neopoganizm. – Mocno czerpię z rytuałów dawnych zielarek i wiedźm…

Józefaciuk, który jest nauczycielem został prawdopodobnie wciągnięty do sejmu przez ducha zanieczyszczonej Wisły.

…szanuje też pomniejsze bóstwa: dla przykładu duchy lasu oraz rzek, a część wyznawców wicca wierzy też w magię. (…) z bóstw w naturze nowy poseł bardzo często zwraca się do bogów gór.

– W tym lasu górskiego, zwierząt, dużych głazów i małych kamieni. Zawsze gdzieś przy sobie noszę kawałek jakiegoś kamienia, który mnie odpręża.

Poseł KO mierzy się z hejtem

Podczas ostatniego wystąpienia sejmowego Józefaciuk wszedł na mównicę z wypchanymi kieszeniami. Był wyraźnie odprężony. Czy miał przy sobie swoje ulubione kamienie?

Po skończonym przemówieniu zszedł, stanął i wyprężył się, mierząc się z Hejtem. Oko uważnego obserwatora mogło zauważyć jeden zasadniczy szczegół. Byli równi. On i Hejt.

I tu dochodzimy do zasadniczego punktu programu KO jakim jest likwidacja katolickich zabobonów w formie lekcji religii. Nowy poseł jest zwolennikiem opcji, aby seks-edukację dzieci nie prowadzili nauczyciele, lecz profesjonalni seks-edukatorzy.

===================================

CzarnaLimuzyna

29 listopada 2023 godz. 23:35

Na wypadek, gdyby objawił się jakiś PiSowiec z tekstem trzeba było głosować na PiS
PiS miało całe 8 lat na zmianę prawa, na wykształcenie młodej kadry nauczycieli, prawników, na wpuszczeniu do mediów polskich dziennikarzy i dobrych publicystów, na przeprowadzenie szerokiej akcji informacyjnej w wielu kwestiach, na rozbicie lewackich jaczejek, na likwidacje agentur, na repolonizację mediów, na prawdziwą reformę szkolnictwa i naprawę Służby Zdrowia, uwolnienie zawodu lekarza. Na zakaz propagandy lgbt.

PiS nie zrobiło NIC dobrego w tych obszarach. Bardzo często robili na odwrót. Kłamali, kradli i kupczyli nie swoim majątkiem i polską racją stanu.

Prócz tego: nie zostały dokończone śledztwa polityczne i ukarane afery. Nie została dokonana ekshumacja w Jedwabnem. Największą zbrodnią było doprowadzenie do śmierci 250 tys. Polaków podczas zbrodniczego lockdownu.

Można to również wytłumaczyć tak: uruchomiwszy diabelski mechanizm Gnom Sromotnik zachwycony artefaktem władzy zaczął upodabniać się do obłąkanego Golluma. Przypominam, że Drużyna Pierścienia nie powstała w celach turystycznych, ale z konkretnym zamiarem ostatecznego zniszczenia artefaktu. Tymczasem przeklęty pierścień został wykradziony i prawdopodobnie zostanie użyty przez kogoś innego. 🙂

Odpowiedz kolejarz

30 listopada 2023 godz. 06:25

Wsparcie udzielone przez PO/KO Traktatowi pandemicznemu WHO jest uzupełnieniem wyliczanki Czarnej Limuzyny. Wyborco PO/KO teraz ty będziesz dymany. Do zapamiętania, my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych.

Odpowiedz Nietytus

30 listopada 2023 godz. 06:27   – w odpowiedzi do: CzarnaLimuzyna 23:35

Oni tych postulatów nie chcieli zrealizować. Do ustalenia pozostaje z jakich przyczyn nie chcieli. Działania pozorowane to ich specjalność. Jeśli chodzi np. o psucie prawa, przyjmijmy, że mieli mały wpływ na tzw. “samorządy prawnicze”, w tym osławioną KRS. Ale w zakresie uchwalania ustaw pewien margines swobody był. I co? Na przykładzie procedury cywilnej widać co się realizowało i realizuje. W 2017r. dajmy na to, weszła w życie nowelizacja, która odwróciła dwie podstawowe zasady: bezpośredniości i jawności. Kto to zauważył i nagłośnił. Na szkoleniu byłem jedyny, który to otwarcie powiedział, a reszta jaczejki spojrzała na mnie jak na idiotę, co się wyrwałbył z pudełka.
Wystarczyło zlikwidować przedsąd przy kasacjach i w ogóle wrócić do modelu z 1989r. wraz z zakazem łączenia zawodu sędziego i adwokata, prokuratora, radcy , notariusza w jednym okręgu sądowym, w przypadku małżeństw, lub koligacji rodzinnych.
Chociaż tyle.
Efekt i przebieg. Taki pomysł nawet nie zaświtał w dyskursie publicznym.

Sejm rzyga miłością

Stanisław Michalkiewicz: Sejm rzyga miłością

 Jak szybko zmieniają się mądrości etapu! Jeszcze w wrześniu „kobiety” w Polsce, nie mogąc już wytrzymać katiuszy, jakich codziennie przysparzał im złowrogi reżym Jarosława Kaczyńskiego, nie chciały rodzić dzieci.

Nie dlatego, by nie chciały ich mieć, co to, to nie – chociaż zdarzały się i takie przypadki, co podchwytywały niezależne media głównego nurtu – że niektóre kobiety, zwłaszcza te zatroskane o przyszłość „planety”, a także z powodu cierpień, na jakie dzieci w naszym nieszczęśliwym kraju będą narażone – nie chciały mieć dzieci bez względu na to, jaki reżym aktualnie gnębi nasz nieszczęśliwy kraj – ale zdecydowana większość nie chciała rodzić dzieci na złość Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Tak w każdym razie przedstawiał to Judenrat „Gazety Wyborczej”, chociaż nie wyjaśniał, czy dotyczy to tylko dzieci należących do mniej wartościowego narodu tubylczego, czy również dzieci wyznania mojżeszowego. Ale 15 października sytuacja się wyjaśniła. Jarosław Kaczyński został zepchnięty do opozycji, a na stanowisko jasnego idola jednym susem wskoczył Donald Tusk na czele Volksdeutsche Partei i zaraz wszystko się zmieniło.

Zgodnie ze słowami arii z opery „Rigoletto” („La donna e mobile qual piuma al vento…”) kobiety nagle zapragnęły rodzić dzieci, żeby pokazać Donaldu Tusku, jak bardzo go kochają i w ogóle. Toteż jedną z pierwszych inicjatyw ustawodawczych, jaka trafiła do laski pana marszałka Hołowni, była ustawa o przejęciu finansowania przez „państwo” zabiegów zapładniania w szklance, zwanych uczenie metodą „in vitro”.

Takiej motywacji nie można było jednak przedstawić oficjalnie, więc pretekstem mającym uzasadnić takie rozstrzygnięcie, było wyjście naprzeciw pragnieniu macierzyństwa, jaką kobiety, bez względu na poglądy politycznne, podobno odczuwają. Takiemu pragnieniu nie mogły się oprzeć zwłaszcza Wielce Czcigodne posłanki z Lewicy oraz Wielce Czcigodna Barbara Nowacka, co to po przejściach w „Twoim Ruchu” i innych inicjatywach politycznych typu „Róbmy Sobie Na Rękę”, odnalazła swoje miejsce “na planecie” Koalicji Obywatelskiej.

W swoich wystąpieniach wszystkie one wręcz rzygały miłością do kobiet, dla których jedynym sposobem na szczęśliwe macierzyństwo miałoby być właśnie zapłodnienie w szklance.

W obliczu takiej erupcji miłości nie wypada tej motywacji zaprzeczać, chociaż niektórzy podejrzliwcy twierdzą, że takiego na przykład Judenratu „Gazety Wyborczej” los tych kobiet wcale nie ochodzi, a prawdziwym powodem, dla którego lansuje on tę metodę zapładniania, rozbudzając wśród podatnych na takie sugestie kobiet rozmaite snobizmy, jest odwieczna walka „judaizmu” z Kościołem katolickim, który niezmiennie sprzeciwia się ćwiartowaniu bez znieczulenia dzieci jeszcze przed ich urodzeniem, co elegancko nazywa się „aborcją”.

Rzecz w tym, że żeby przeprowadzić jedno udane zapłodnienie w szklance, trzeba wykonać całkiem sporo zabiegów, że tak powiem, „nadmiarowych”. Wskutek tego pojawia się całkiem sporo dzieci, wprawdzie zdolnych do życia, ale nikomu nie potrzebnych. W wyspecjalizowanych klinikach imienia Króla Heroda przeprowadza się zatem utylizację tych „niepotrzebnych” dzieci, albo od razu spuszczając je z wodą do miejskiej sieci kanalizacyjnej, albo wrzucając je do pojemnika z ciekłym azotem.

Co tam się z nimi w tym azocie dzieje – tego nikt dokładnie nie wie i nikt nie chce wiedzieć, a szczególnie nie chcą wiedzieć tego kobiety pragnące doświadczyć szczęścia macierzyńskiego za wszelką cenę, no i oczywiście – rzygający miłością ich protektorzy.

Wygląda jednak na to, że w przypadku Judenratu „Gazety Wyborczej” może wchodzić w grę jeszcze inny rodzaj motywacji. Pewne światło rzucił na tę sprawę Wielce Czcigodny Grzegorz Braun. W swoim wystąpieniu zwrócił uwagę, że w wielu przypadkach dawcą spermy do zapładniania w szklance jest ta sama osoba. Wskutek tego dzieci pojawiające się na świecie są ze sobą biologicznie spokrewnione, o czym oczywiście nie wiedzą.

Podawał on dane statystyczne z których wynika, że w ten sposób pojawiają się setki dzieci biologicznie ze sobą spokrewnionych, a rekordzista – jakiś mieszkający w Holandii jurny handełes, został autorem co najmniej 500 takich dzieci. Sprawa podobno wyszła na jaw za przyczyną dwóch dziewczynek, które zauważyły, że mają oczy całkiem innego koloru, niż matka i domniemany ojciec i zmusiły tamtejszą policję do przeprowadzenia skrupulatnego śledztwa.

Nic zatem dziwnego, że Judenrat „Gazety Wyborczej” tak się w sprawę popularyzacji zapłodnienia w szklance angażuje, bo w ten sposób, bez żadnego wysiłku inwestycyjnego, może dojść do powiększania się w postępie geometrycznym liczby osób z pierwszorzędnymi korzeniami. Osoby uważające się za rodziców takich dzieci oczywiście nie muszą o niczym wiedzieć, chociaż niekiedy mogą być zaskoczeniu sytuacją, kiedy taki noworodek spogląda na nich melancholijnym spojrzeniem piwnych oczu, a kiedy już zaczyna mówić, wita swoich opiekunów charakterystycznym pytaniem: „nu?” Słowem – coś w rodzaju kukułczego jaja.

A tu właśnie Parlament Europejski 22 listopada przegłosował konieczność nowelizacji traktatu lizbońskiego, która będzie milowym krokiem na drodze do budowy IV Rzeszy, jak wiadomo –  wpisanej do umowy koalicyjnej trzech partii tworzących aktualny rząd niemiecki. W III Rzeszy działalność owego jurnego holenderskiego handełesa z pewnością zostałaby zakwalifikowana jako Rassenschande i „fanatycznie” zwalczana, m.in. przez tamtejsze niezawisłe sądy.

Jak to będzie wyglądało w Rzeszy IV – tego jeszcze nie wiemy – chociaż z drugiej strony wydaje się oczywiste, że IV Rzesza nie może w jakiś istotny sposób różnić się od Rzeszy III. Już na tym przykładzie widać, ile zasadzek czyha na nas na tej drodze, ile trudnych, a nawet bolesnych decyzji trzeba będzie podjąć – a przecież budowa IV Rzeszy dopiero nabiera przyspieszenia.

Jak tam będzie – tak tam będzie – a Judenrat „Gazety Wyborczej” może być zainteresowany popularyzowaniem i forsowaniem zapładniania w szklance jeszcze z jednego powodu. Jeśli wskutek upowszechnienia tej metody na świecie pojawią się setki i tysiące dzieci biologicznie blisko ze sobą spokrewnionych, to siłą rzeczy musi dojść do tak zwanego „chowu wsobnego”, czyli związków kazirodczych, to – jak wiadomo – potomstwo zrodzone z takich związków z dużym podobieństwem graniczącym z pewnością może być i umysłowo upośledzone i fizycznie zdegenerowane.

Taką populacją istot – jak je określa Talmud – „człekopodobnych” można będzie nie tylko bez trudu manipulować i bez ceregieli ją ekspolatować. W ten oto sposób, niezależnie od innych przedsięwzięć forsowanych przez unijnego świątka Altiero Spinnellego, może dojść do likwidacji historycznych narodów europejskich, które zostaną przekształcone w „nawóz historii”.

Grzegorz Braun w Sejmie o “in vitro”. Nie szukajmy rozwiązań z piekła rodem.

Pan Jonathan Jacob Meijer, holenderski muzyk, jest biologicznym ojcem pięciuset pięćdziesięciorga dzieci.

Braun OSTRO w Sejmie. Mówił o Lebensborn, rampie oświęcimskiej i doktorach z piekła rodem [VIDEO]

22.11.2023 nczas/braun-w-sejmie-mowil-o-lebensborn-rampie-oswiecimskiej-i-doktorach-z-piekla-rodem

Grzegorz Braun.
Grzegorz Braun. / Foto: screen Sejm

W Sejmie trwa pierwsze czytanie obywatelskiego projektu ustawy o finansowaniu z kieszeni polskich podatników in vitro. Głos w sprawie zabrał m.in. poseł Konfederacji Grzegorz Braun.

Szczęść Boże wszystkim Polakom, małym i dużym, tym, którzy mogą zabierać głos w swojej obronie i tym, którzy tego głosu zabrać nie mogą rozpoczął Braun.

Naga prawda o in vitro

Kto z Państwa wie z pierwszej ręki, o czym tutaj debatujemy? Ja owszem. Jako reżyser dokumentalista kilkanaście lat temu „doktoryzowałem się” z tego tematu, miałem okazję, realizując zdjęcia do filmu, który Państwu usilnie nieskromnie polecam – „Eugenika w imię postępu” – miałem okazję spotkać ojca polskiego in vitro, Pana prof. Szamatowicza w zagłębiu in vitro, białostockim. I widziałem tę selekcję dokonywaną na moich oczach – nie na rampie oświęcimskiej – to było małe szkiełko laboratoryjne – wskazał poseł.

– Dokonywał tej selekcji zootechnik. Może nie wszyscy Państwo wiecie, że z uwagi na koszta zatrudnia się w realizacji tej procedury osoby niekoniecznie legitymujące się jakimkolwiek dyplomem medyka od ludzi – podkreślił.

– Widziałem te baniaki z ciekłym azotem, w którym trzyma się to, co zostanie, jako efekt, produkt uboczny tej selekcji. No i one tam stoją te baniaki, może nawet do dziś stoją te, które wtedy oglądałem – powiedział.

Narastające problemy

– Ale nieprzekonanych nie przekonam, więc opowiem Państwu coś ciekawego (…) nawet i dla Panów doktorów z piekła rodem, którzy tutaj się wypowiadali na tematy im, jak sądzę, jednak bliżej nieznane. Otóż, pewien przedstawiciel personelu medycznego, który przepracował lata pod prof. Szamatowiczem i brał udział w tym procederze, a następnie nawróciwszy się i przejrzawszy na oczy podjął ów przedstawiciel niższego personelu medycznego pracę w programie naprotechnologii (…) – relacjonował Braun.

– Otóż, ten pielęgniarz zwrócił mi uwagę na pewien fakt empiryczny. W takim mieście jak Białystok, powtarzam: zagłębie in vitro (…), jest z konieczności ograniczona liczba dawców gamet męskich i żeńskich, jak się to elegancko nazywa (…). Ograniczona liczba dawców sprawia, że z każdym zabiegiem, który – uwaga – nie jest zabiegiem leczniczym, wyprowadzam z błędu, bo to szereg razy padło tutaj z trybuny, szereg rosnący tych zabiegów sprawia, że rośnie matematyczne prawdopodobieństwo, że tu, na tym świecie – nie na tamtym – spotkają się dzieci tego samego tatusia, najczęściej. Spotkają się, nie wiedząc o tym, że są dziećmi tego samego dawcy – wskazał.

– I być może – zwrócił mi na to uwagę ów pielęgniarz – być może zechcą jakimś, jak się to mówi po świecku, zbiegiem okoliczności dać początek nowemu życiu, tylko nie będą wiedzieli o tym, że mają tego samego tatusia, bo z mamusią to jednak łatwiej ustalić – kontynuował.

Jak podkreślił, było to kilkanaście lat temu. – To, niestety, nie weszło do filmu, gdyż było off the record. Mijały lata, sprawa weszła do agendy parlamentarnej, miejskiej, stała się sztandarem rewolucji, która w poszukiwaniu zaginionego lumpenproletariatu rozgląda się za nowymi grupami ludności, które mogłaby wciągnąć do swoich szeregów – ocenił.

To już się dzieje

Wzięliście to na sztandar, wy, ludzie wielopokoleniowo już, niestety, reprezentujący mentalność eugeniczną, mentalność aborcyjną. I otóż, z upływem lat zacząłem czytać doniesienia, z których kilka Państwu przeczytam, bo niektóre są świeże – zapowiedział.

– W dalekich krajach, z drugiej strony globusa, lekarz ojcem czterdzieściorga dziewięciorga dzieci. Przy zabiegach in vitro używał własnego nasienia. Skandal. W Kanadzie, uspokajam, to tylko Ludowa Republika Kanady, to daleko, to na pewno nie u nas, ginekolog zapładniał pacjentki własnym nasieniem. Nie wiadomo ile ma dzieci – przytaczał Braun.

– I świeża rzecz z tego roku, marzec 2023, Pan Jonathan Jacob Meijer, holenderski muzyk, jest biologicznym ojcem pięciuset pięćdziesięciorga dzieci, które wytropiły tatusia. Najpierw jakieś dwie dziewczynki zorientowały się, że mają oczy nie po mamie, nie po tacie, wynikło z tego śledztwo policyjne – relacjonował.

– I uwaga, publicznie domagają się jacyś ludzie zniszczenia zmagazynowanych plemników tego dobroczyńcy ludzkości – ironizował Braun.

Przedsionek piekieł

– Szanowni Państwo, zapraszacie naszych rodaków, żerując na ich dramatach życiowych, do przedsionka piekieł już na tej ziemi. I ja nie będę rozszerzał tej argumentacji, powiem tylko, że właściwie moglibyśmy powiedzieć: dajcie nam, katolikom, normalnym, uczciwym ludziom spokój i nie każcie nam płacić na to, co tam sobie robicie. Ale sprawa, jak widzicie, ma konsekwencje potencjalnie społeczne. Konsekwencje, z których problemy z ustalaniem linii dziedziczenia majętności będą najmniejszym problemem – zwrócił się do wnioskodawców.

– Są procedury godziwe i niegodziwe. I to, że bardzo wielu ludzi pragnie potomstwa, chwała Bogu, normalny człowiek pragnie potomstwa i cieszy się, kiedy Pan Bóg błogosławi. Ale to, że są niegodziwe sposoby czynienia zadość tej tęsknocie, to wiemy z historii – zaznaczył.

Niemiecki program Lebensborn dał dzieci wielu poczciwym ludziom, wielu dobrym Niemcom, wcale nie wszyscy byli członkami NSDAP, a jednak porywanie i handel dziećmi nie jest przez nas sankcjonowany i nie jest uznawany za dobre rozwiązanie tego problemu wskazał.

– A więc, skoro jest problem, diagnozujmy go, ale nie szukajmy rozwiązań z piekła rodem. Składam wniosek o odrzucenie tego projektu w pierwszym czytaniu – zakończył Grzegorz Braun.

Polska kurnikiem Europy? „Prawo” a realia. Wypowiedzi z sejmu. Tu firma Wipasz rządzi!

Polska kurnikiem Europy? „Prawo” a realia. Wypowiedzi z sejmu. Tu firma Wipasz rządzi!

orka.sejm.gov.pl/zapisy

Sejmowy Zapis Przebiegu Posiedzenia: Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi (Nr 203) z 5 lipca 2023

wybrane wypowiedzi

str. 17

Przedstawicielka komitetu protestacyjnego Kodeń Anna Dejneka:

Dzień dobry. Witam państwa bardzo serdecznie. Nazywam się Anna Dejneka, jestem przedstawicielem społeczności kodeńskiej, to jest województwo lubelskie, powiat bialski. Dziękuję za udzielenie głosu, panie przewodniczący, który uważam jest bardzo ważny. Chcę tak szybciutko przedstawić nasz problem. Drodzy państwo, w ogóle by nas tutaj nie było, gdyby wójt, nasz włodarz, i firma Wipasz uczciwie podeszli do sprawy budowy przemysłowych ferm drobiu w naszej miejscowości. Społeczeństwo nie było poinformowane o tym, że powstanie u nas tyle fermmówimy o trzech lokalizacjach, drodzy państwo, na 17 mln sztuk kurczaków. Jeżeli mówimy o tym, że 210 dużych jednostek przeliczeniowych może zagrażać, może znacząco wpływać na środowisko, zdrowie i życie ludzi, to może państwu tak przedstawię, u nas w jednej miejscowości będzie to 4144 dużych jednostek przeliczeniowych, to dwudziestokrotność tej liczby. W następnej miejscowości w obrębie 3 km powstaje następna ferma, która będzie miała 4444 dużych jednostek przeliczeniowych. Pojawia się znowuż następna ferma, tylko że troszkę mniejsza, ale wczoraj się dowiedzieliśmy, nie wiem, na ile to jest prawda, że firma Wipasz złożyła nowe wnioski. Jeżeli państwo orientujecie się, co jest w Żurominie i Mławie, to gmina Kodeń będzie naprawdę większym zagłębiem przemysłowym niż Żuromin i Mława. My mieszkańcy naprawdę… Może nie byłoby tego tematu, jakby nasz wójt zrobił konsultacje społeczne, spytał nasze społeczeństwo, czy chcemy w ogóle, ale my dowiadujemy się o wszystkim po wydaniu wuzetek, po wydaniu decyzji. Nawet rada gminy nie wiedziała o tym, że u nas taka inwestycja duża powstanie. Powstają decyzje i w tej decyzji, gdzie jest 4444 jednostek dużych przeliczeniowych, na końcu jest taka wzmianka, że to nie będzie wpływało znacząco na środowisko. To o czym mówimy? Rozumiem, że ta decyzja jest błędnie wydana przez wójta? Następnie, drodzy państwo, my, mieszkańcy, przyszliśmy państwa prosić o pomoc, żebyście nam pomogli wyjść z tej sytuacji, bo w naszym powiecie to nie tylko gmina Kodeń – są to też gmina Sosnówka, Leśna Podlaska, gmina Drelów. Dowiadujemy się, że jedna firma chce zasiedlić nasz powiat kurnikami. Boimy się tego, bo nasze miejscowości są ekologiczne, prowadzimy hotele, prowadzimy różnego rodzaju działalność ekologiczną, mamy gospodarstwa ekologiczne. To nie jest tak, że my jesteśmy przeciwko rozwojowi wsi, jesteśmy za rozwojem wsi, ale takiej, żeby w nas nie wchodził przemysł, bo tutaj mówimy już o przemyśle. To jest przemysł. Nam się wpiera, że powstaną zielone fermy. Do firmy Wipasz złożyliśmy pisma, żeby nam wytłumaczyła, co to jest, co to znaczy zielona ferma. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Zapraszali nas do instytutu, drodzy państwo, gdzie się produkuje kurczaka, żeby wiadomo, zrobić z niego takiego superkurczaka, który wyrośnie w 28 czy 32 dni. Pojechaliśmy do Kwasówki, do słynnego instytutu, i rozmawialiśmy z mieszkańcami, którzy już mają kurniki.

Niestety nie było pozytywnej opinii ludzi. Wszyscy do nas mówi: „Nie dajcie się w to wrobić, bo jeżeli my płaczemy, to wy też będziecie płakać”. Drodzy państwo, to jest tak, że my, mieszkańcy tych gmin, prosimy państwa o pomoc, żebyście w jakiś sposób nam mogli pomóc rozwiązać tę sytuację. W Kopytowie już budują nam 14 kurników, dowiadujemy się, że jeszcze chcą ileś tam wstawić do jednej miejscowości. Boimy się także o to i nikt nie chce nam udzielić informacji, co z naszymi wodami gruntowymi, podziemnymi, bo jeżeli taka jedna ferma zużyje dwa razy więcej wody niż cała gmina w ciągu roku, to o czym tu mówimy? Już w studium dla Kopytowa jest, że może zabraknąć wody. Następna sprawa, co z naszymi gruntami, wartością naszych mieszkań, domów czy gruntów, czy innych nieruchomości? Boimy się, że wartość spadnie, boimy się też o rynek pracy, gdzie mamy swoje, prowadzimy działalność gospodarczą, odprowadzamy podatki, a z tego, co wiemy, firma Wipasz nie odprowadza podatku od działalności gospodarczej, tylko podatek rolny, czyli gmina nie ma żadnego zysku z tego. Rozumiemy, jakby był jeszcze jakiś podatek dla gminy od gruntów czy od działalności gospodarczej, jeszcze moglibyśmy o czymkolwiek rozmawiać. Tutaj nic nie mamy. Boimy się właśnie o wystąpienie ptasiej grypy, co z naszymi zwierzętami, mamy je na wsiach, wiadomo, że rolnicy mają swoje kury. Firma Wipasz czy inne firmy drobiarskie dostaną odszkodowanie. A czy my jako mieszkańcy dostaniemy jakiekolwiek odszkodowanie, jeżeli to wybuchnie? Mam nadzieję, że nie. Mówicie państwo o ustawie odległościowej czy odorowej. Odległość 500 m, jeżeli ktoś przejeżdża koło fermy, nic nie daje. U nas te trzy fermy będą posadowione na zachód od miejscowości, od gminy Kodeń. 90% wiatrów mamy na wschód, czyli te wszystkie wiatry przeniosą wszystkie szkodliwe czynniki, związki chemiczne na nas. Frma do nas mówi, że „zamontujemy wam czujniki na tych fermach”. Zadałam pytanie, na jakiej wysokości są te czujniki. Są na wysokości 2 m od ziemi, a gdzie mamy kominy, gdzie mamy wentylatory? To wszystko idzie w górę. To nie będzie spadało może na tę działkę, ale wszystko pójdzie w naszym kierunku, w kierunku naszych miejscowości, naszych domów. Mieszkańcy też nie mają wiedzy na temat tego. Jak cokolwiek, jakieś pytania skierujemy do firmy, to dostajemy pozwy przedsądowe, bo firma po prostu stosuje taką metodę, żeby nas wyciszyć – „jeżeli dużo będziecie o tym mówili, to spotykamy się w sądzie”. Mamy ten problem, państwa też prosimy, żebyście jakoś nam w tym temacie pomogli, żebyście nie zostawili nas samych. Chcę też państwa uświadomić, że Polska to my, mieszkańcy, nie tylko rolnicy, ale też zwykli mieszkańcy, którzy pracują, odprowadzają podatki do naszej gminy. Polska wieś nie zasługuje na to, żeby ją zaorać, a niestety takie koncerny drobiarskie jak firma Wipasz czy inne firmy zaorają polskiego indywidualnego rolnika. Mały rolnik, który będzie miał dwa–trzy kurniki niestety zostanie wchłonięty przez taką firmę, bo takie przypadki już też były. Pan o tym właśnie mówił, to jest rzeczywistość, to jest prawda. Drodzy państwo, te firmy występują, to jest na takiej zasadzie, że firma Wipasz czy inna firma zgłasza się do rolnika i zawiera z nim umowę przedwstępną sprzedaży. Rolnik występuje o wszystkie pozwolenia i dopiero jak uzyska te pozwolenia, to firma Wipasz od niego to odkupuje. Teraz nie dziwcie się państwo, że każdego rolnika, który będzie chciał postawić teraz jakiekolwiek kurniki, będziemy blokowali, bo nie wiemy, czy ten rolnik za chwileczkę nie sprzeda tych udziałów czy tej ziemi firmie Wipasz czy jakiejkolwiek innej Drodzy państwo, jest taki problem, że prawo jest nieścisłe. Nie działa na rzecz zwykłego obywatela. Mówimy o dobrostanie zwierząt. A gdzie jest dobrostan człowieka? My, ludzie, jesteśmy spychani na ostatni etap tego całego łańcucha. Nikt nie myśli o nas jako o ludziach. Jesteśmy tylko może takimi osobami, co do których „jakoś tam przejdzie, jakoś będzie”. Mówimy o tym, że trzeba dbać o kurę, o kota, inne zwierzę. A gdzie my jesteśmy, my, ludzie? Obawiamy się naprawdę tego, że w końcu… Czy nasze dzieci wrócą na polską wieś? Nie, bo nie będą miały, do czego wracać. Do tego smrodu? Na tę chwilę dziękuję bardzo. Drodzy państwo, proszę państwa, pomóżcie nam, nie zostawiajcie nas samych z tym problemem.

Str. 19

Przedstawicielka komitetów protestacyjnych z powiatu bialskiego Elżbieta Sokołowska:

Dzień dobry. Panie przewodniczący, pani przewodnicząca, szanowna Komisjo, nazywam się Elżbieta Sokołowska, reprezentuję połączone komitety protestacyjne z powiatu bialskiego. Chciałabym odnieść się, jako osoba sprzeciwiająca się tak zmasowanej koncentracji produkcji, do pewnych dwóch spraw, które poruszył pan minister. Przede wszystkim powiedział pan, że jest brany pod uwagę czynnik społeczny. Otóż chciałam powiedzieć, jak wygląda branie czynnika społecznego pod uwagę. Większość decyzji, w których wójtowie wydali negatywną opinię, odmowną, dotyczącą budowy fermy, zostało uchylonych przez SKO lub przez wyższe instancje. Czynnik społeczny w prawodawstwie nie jest brany pod uwagę. Niestety takie są doświadczenia. Druga sprawa, dotycząca zmiany w procedurze i w planach zagospodarowania przestrzennego. Otóż, proszę państwa, jesteśmy ofiarami braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, ale nie dlatego, że zawsze nasze samorządy unikały, tylko to są biedne samorządy. W 2025 r. wchodzą nowe przepisy, do tego czasu będziemy zabudowani kurnikami, nie zdążymy. Byliśmy na posiedzeniu Komisji Infrastruktury i bardzo prosiliśmy o poprawkę dotyczącą zablokowania wydawania nowych pozwoleń w miejscach, gdzie nie przewidują tego plany miejscowe, plany zagospodarowania przestrzennego. Niestety ta poprawka nie została przyjęta. Prosiliśmy w ten sposób o ratunek dla nas, dla naszych miejscowości. Co chwila dowiadujemy się, że kolejne lokalizacje zaczynają nas otaczać. Jeszcze chciałabym się odnieść do jednej sprawy. Kiedy wydawane są decyzje rolno -środowiskowe, dotyczące oddziaływania na środowisko, każda inwestycja jest rozpatrywana oddzielnie, nie rozpatruje się tych inwestycji wspólnie, a one okazują się być 2 km, 3 km, 5 km od siebie. Każda z tych decyzji jest odrębną. W moim przypadku nie bierze się pod uwagę, że obok mnie z jednej strony jest jedna z największych w Polsce ferm norek. W żadnym postępowaniu nie pojawia się ta ferma jako oddziaływanie z drugą po drugiej stronie. Chciałabym zgłosić takie sprawy. Apeluję do państwa o to, żeby te biedne samorządy i te społeczności na wschodzie Polski nie były potraktowane jak obywatele drugiej kategorii. Nie możemy być nawet stroną w sprawie, ponieważ jest nas mniej niż 10, już nie pamiętam. W każdym razie nie możemy sami siebie reprezentować. Nikt nas nie słucha. Jestem w ogóle bardzo wdzięczna, że możemy dzisiaj cokolwiek powiedzieć i nam nie przerwano. Bardzo państwu dziękuję.

Str. 20

Przedstawiciel fundacji „Dobre sąsiedztwo” Grzegorz Strzałkowski:

Dzień dobry państwu. Grzegorz Strzałkowski, Fundacja „Dobre sąsiedztwo”. Przyglądamy się podobnym sprawom w całej Polsce i bierzemy udział w niektórych. Prawdę mówiąc, widzimy regularnie powtarzające się schematy. Odniosę się do słów pana ministra. Sukces Polski w hodowli drobiu jest oczywisty. Jeżeli zlikwidowalibyśmy regulacje przy imporcie odpadów, również odnieślibyśmy gigantyczny sukces w imporcie odpadów. Tyle tylko, że ponieślibyśmy koszty środowiskowe. Dokładnie to dzieje się w tej chwili z przemysłową hodowlą zwierząt w takiej skali, w jakiej to obserwujemy. Niestety przyznam szczerze, że poza planami zagospodarowania przestrzennego nie ma w Polsce praktycznie żadnych regulacji. Decyzja środowiskowa w zasadzie nie może być negatywna, jest tylko pięć przesłanek, one są skrajne, w zasadzie się nigdy nie zdarzają, które pozwalają nie wydać decyzji środowiskowej, czyli wydać odmowną decyzję. To naprawdę jest ewenement, jeżeli nawet wójt odważy się wydać negatywną decyzję, zostanie ona odrzucona później. Dlaczego? Mamy głębokie niezrozumienie funkcji raportu środowiskowego, bo on sprowadza się tylko do powiedzenia, jaki będzie wpływ inwestycji na okolicę. Jeżeli dzisiaj w raporcie środowiskowym zapisalibyśmy, że wszyscy dookoła umrą w ciągu kilku lat, to w zasadzie spełnia to wszystkie przesłanki, żeby zostało to zaakceptowane. Brzmi to niesamowicie, ale naprawdę tak jest. Obserwowaliśmy raporty środowiskowe, w których wystarczało zawarcie, że odległość od jakiejś inwestycji kurników wynosi sto kilka metrów, wystarczał enigmatyczny zapis o właściwym sposobie żywienia drobiu. Wtedy dyrektywa BAT, czyli dokument o najlepszych możliwych technologiach, zostawała uznana za spełnioną. Drodzy państwo, z wielką nadzieją patrzę na reformę w planowaniu przestrzennym, bo gdzieś tam z tyłu głowy mam myśl, że chcemy jednak Polskę rozwijać i chcemy, żeby kolejne inwestycje się pojawiały, ale musimy to robić naprawdę z głową. Dzisiaj popadliśmy już bardzo głęboko w jakąś skrajność, hodowla, w której jesteśmy czwarci na świecie i pierwsi w Europie, w przypadku tak małego kraju, może nie tak całkiem małego, jak Polska, to jest naprawdę bardzo dziwne. Skądś się to bierze. Obawiamy się dzisiaj zalewu drobiu z Ukrainy. Przed chwilą my zalaliśmy cały Zachód, drodzy państwo. Niskie ceny, skąd się biorą? Prawa podaży i popytu są nieubłagane. Myślę, że powinniśmy się troszeczkę zatrzymać i skupić na drugiej części nazwy ministerstwa, które bardzo często było skrótowo pomijane. Czasem myślę, patrząc na liczbę mieszkańców rolniczych i nierolniczych, że może czas zamienić człony tej nazwy, żebyśmy byli na posiedzeniu komisji rozwoju wsi i rolnictwa. Dzisiaj bardzo często są to niestety sprzeczne ze sobą tematy. Bardzo mi przykro to mówić. Wolałbym, żeby tak nie było. Może reforma planowania przestrzennego, może mądre planowanie przestrzenne zapobiegłoby temu. Tyle z mojej strony, drodzy państwo. Dziękuję bardzo.

Str. 20

Wójt gminy Podedwórze Monika Mackiewicz-Drąg:

Dzień dobry. Monika Mackiewicz-Drąg, wójt gminy Podedwórze w województwie lubelskim. Szanowni państwo, również miałam wniosek inwestora na budowę fermy drobiu, 24 kurników. Natomiast mam to szczęście, że cała moja gmina jest objęta planem zagospodarowania przestrzennego. Po konsultacjach z mieszkańcami zmieniliśmy plan zagospodarowania i wprowadziliśmy zakaz lokalizowania inwestycji znacząco oddziałujących na środowisko, tym samym blokując możliwość budowy ferm drobiu. Proszę państwa, można konsultacje, o których pan minister wspominał, zrobić tak, żeby mieszkańcy się o nich nie do końca dowiedzieli. Być może nowa ustawa o planowaniu przestrzennym zobowiąże gminy do tego, aby szerzej prowadzić konsultacje, do tego, żeby wychodzić z informacją rzetelną do mieszkańców. Mam tylko nadzieję, że z uchwaleniem nowej ustawy, czy ona wejdzie w życie w 2025 r., czy w 2028 r. (jest planowana poprawka), pójdą środki dla samorządów na opracowanie tych planów. To są, proszę państwa, gigantyczne pieniądze, które są bardzo duże w budżetach gmin. Takie wiejskie gminy naprawdę nie mają środków na to, aby wydać kilkaset tysięcy złotych na opracowanie planu ogólnego czy też planów szczegółowych, czy tych wszystkich dokumentów planistycznych, a potem jeszcze właśnie scyfryzowanie tego wszystkiego. To są naprawdę ogromne koszty. Mimo tego, proszę państwa, że na terenie mojej gminy obowiązuje zakaz, nadal prowadzę postępowanie środowiskowe. Powiem państwu, że jako samorządy nie jesteśmy dobrze przygotowani kompetencyjnie do prowadzenia takich spraw. Niestety jedynym źródłem informacji, na którym mogę się oprzeć, wydając lub odmawiając wydania decyzji środowiskowej, jest raport inwestora, opracowany na jego zlecenie. To jest jedyne moje źródło informacji. Są jeszcze opinie wydane przez regionalną dyrekcję ochrony środowiska czy też sanepid. Jeżeli sanepid i regionalna dyrekcja ochrony środowiska uzgodnią inwestycję,to mimo protestów mieszkańców nie mam podstaw do tego, aby odmówić wydania decyzji, bo tak jak wspomniano, opierając się tylko na czynniku społecznym, niestety decyzje są odmowne, są potem uchylane. SKO zobowiązują nas do wydania tych decyzji. Nawet wychodząc do mieszkańców i rzetelnie ich informując… Poza opinią RDOŚ i raportem inwestora naprawdę, proszę państwa, szukałam, nie widzę rzetelnych badań. Może państwo macie z Ministerstwa Środowiska, z Ministerstwa Zdrowia lub innych instytucji jakieś badania, informacje na temat wpływu takich ferm, bo przecież one powstają już od kilkunastu lat pewnie na terenie naszego kraju. Jak one wpływają na tych ludzi, jak wpływają na ceny nieruchomości, na wody gruntowe, na zdrowie mieszkańców. Nie znalazłam rzetelnych materiałów, żeby powiedzieć moim mieszkańcom, z czym się będzie wiązała inwestycja. Opieram się tylko na raporcie inwestora. Później, proszę państwa, na etapie wykonania inwestycji, nie mam żadnych narzędzi, aby weryfikować, czy to, co zostało opracowane w raporcie, jest wdrażane w życie. Inwestor napisał, że będzie taki pobór wody czy taki rozmiar transportu, ale ja potem nie mam narzędzi, żeby badać i sprawdzać, czy tak jest rzeczywiście, czy tych ciężarówek nie przyjeżdża trzy razy więcej, czy obsada nie jest większa. Nie jestem uprawniona do tego, żeby…

Poseł Zbigniew Ziejewski (KP):

…to sprawdzają.

Wójt gminy Podedwórze Monika Mackiewicz-Drąg:

Być może, mam nadzieję, że tak jest. Natomiast o czym jeszcze powiem? Wójtowie okolicznych gmin ani ja nie mamy obowiązku przekazywać sobie informacji na temat tego, jakie postępowania prowadzimy, jakie są planowane kolejne fermy w naszej okolicy, czyli każdy z nas prowadzi postępowanie odrębnie i nie ma przepływu informacji. Nie dowiaduję się o tym, gdzie są kolejne plany. Być może większą kontrolę ma organ wydający pozwolenia na budowę, czyli starostwo powiatowe, bo widzi, ile ferm i gdzie powstaje, ja tylko wydaję decyzję środowiskową. Natomiast, proszę państwa, starostwo również nie ma podstaw do tego, aby odmówić kolejnego pozwolenia na budowę, jeżeli spełnia wnioski formalne, ma wydaną decyzję środowiskową, czy to jest piąta, czy pięćdziesiąta ferma w okolicy. Tu jest kwestia tego, żeby ktokolwiek, proszę państwa, czy to Ministerstwo Rolnictwa, czy inna instytucja, miał kontrolę, gdzie powstają fermy i w jakiej koncentracji. Dziękuję bardzo.

Str. 24

Poseł Dorota Niedziela (KO):

Panie przewodniczący, panie ministrze, to emocjonalne wystąpienie pana doktora nie jest już pierwszy raz. Nie chciałabym, żeby pan łączył antybiotykooporności z rozmową o tym, co się dzieje w koncentracji kurników, bo antybiotykooporność wymaga zmiany systemu chowu, a nie budowania 160 nowych kurników. Proszę tego nie uzasadniać. Czy prawdą jest, że firma Wipasz wykupuje po kawałku ziemię razem z pozwoleniami? To jest moje pytanie zasadnicze. Jeśli mówimy o uczciwości, przejrzystości i granicy prawa, to wie pan, od prawa to my tutaj jesteśmy i prawo oprócz zapisów ma jeszcze ducha prawa, a duchem prawa jest podstawowa rzecz, tzn. podstawową rzeczą prawa jest człowiek. Nie może być tak, że w duchu prawa nie bierzecie pod uwagę człowieka, rozmawialiśmy o tym na posiedzeniu podkomisji. Mam wrażenie, że pan nadal nie zrozumiał. Nie chodzi o to, kto chce inwestować i chce zarabiać, bo to jest słuszny cel. Jeżeli mówię o przejrzystości, dlaczego wasza firma nie przedstawiła całościowego programu, jaki ma dotyczyć tego terenu? Co takiego jest niebezpiecznego w tym, że baliście się zebrać ludzi z tych powiatów i powiedzieć: Słuchajcie, robimy tutaj taką dużą inwestycję. Będzie ona tak wyglądała. Będą takie zyski dla gminy, będą uciążliwości, które w ten sposób zrekompensujemy? Co takiego było niebezpiecznego, że nie chcieliście państwo w całości tego przedstawić? Tylko, jak mówią nam ludzie, a rozmawiamy z nimi często, po kawałku w każdej gminie dostają prośbę o posadowienie takich kurników. Dlaczego nie przedstawiliście państwo tego planu? Nie konsultowaliście? Przecież przy takich inwestycjach główna zasada to konsultacja społeczna. Żadnej dużej inwestycji nie powinno się zrobić bez zrozumienia w społeczeństwie, które tam mieszka, bo będziecie mieć z tym zawsze problem. Wydawało mi się, że tak rozsądna, długo działająca, bogata firma, ma na to i pieniądze, i czas. Proszę nie przekupywać miejscowych tym, że pan zrobi jakąś imprezę na wsi, bo mówią o tym, że bez przerwy dajecie pieniądze na jakieś imprezy. To fantastycznie, tylko zamiast tego powinniście zrobić duże zebranie, pokazać, jak to wygląda, przekonać do tego społeczeństwo. A my się musimy spotykać w Sejmie i wysłuchiwać rozpaczy ludzi, którzy nie chcą inwestycji. Wydawałoby się, że rozsądną rzeczą będzie, jeżeli państwo przeprowadzą prawdziwe konsultacje i przedstawią swoje projekty. Jeśli są takie wspaniałe, dlaczego nie chcą tego mieszkańcy? Może macie złą informację? Może komunikacja jest zła? Nie próbujcie oskarżać ludzi, którzy może nie wiedzą. Jeżeli ktoś po kawałku wykupuje ziemię i dostaje pozwolenia na kilka kurników, a w całej swojej perspektywie ma 160, to jest to coś, co nie powinno mieć miejsca. Stąd moje pytanie, czy to prawda, czy kupujecie państwo po małych ilościach z pozwoleniami na pojedyncze kurniki?

Str. 31

Przedstawiciel Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki Bartosz Zając:

Dzień dobry. Bartosz Zając, Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Może tylko uzupełnię wypowiedź przedmówcy właśnie à propos rentowności branży. Jeżeli dobrze pamiętam, z ust wiceministra padła liczba 3,2 mld zł sam eksport drobiu. To może warto skontrować z innymi liczbami – 1,1 mld zł to same odszkodowania i koszty zarządzania kryzysowego. To tylko jedna z części kosztów ukrytych produkcji drobiu w 2021 r. Od tego czasu skala chowu cały czas rośnie, budujemy kolejne fermy, więc w przypadku kolejnych ognisk, kolejnych problemów epizootycznych odszkodowania będą jeszcze większe. Nie wiem, cóż to za zachwycanie się tym, że jesteśmy potęgą drobiarską w Europie i czwartym miejscem na świecie. Ela Sokołowska, liderka jednego z protestów na Lubelszczyźnie, bardzo trafnie określiła ten rzekomy sukces polskiego drobiarstwa.

Jesteśmy po prostu kurnikiem Europy ze wszystkimi ukrytymi kosztami z tym związanymi. To, czego Zachód nie chce u siebie dewastować na wsi, my dewastujemy, zasłaniając się sukcesem gospodarczym, otrąbiając tak naprawdę tę branżę. Swoją drogą, przepraszam, też mnie trochę emocje ponoszą, ale mam ostatnio wrażenie, że Ministerstwo Rolnictwa to jest po prostu jakaś propagandowa przybudówka branży drobiarskiej w Polsce. Pan weterynarz z Wipaszu powiedział, że czuje tę pogardę, ja tej pogardy nie widzę w regulacjach prawnych. Przeciwnie, mam wrażenie, że prawo pokazuje pogardę względem właśnie strony społecznej, realnie wobec mieszkańców wsi i rolników, bo nie zrównujmy rolników i producentów ze sobą. Swoją drogą, głos pana Sulimy bardzo mnie dziwi, bo właśnie o takich małych hodowcach jak pan najczęściej przedstawiciele koncernów mówią per brudas. Słowo, którego zresztą pan dzisiaj użył – brudas. Powiem dokładnie, o co chodzi. To państwo są jako mali i średni hodowcy obciążani odpowiedzialnością, najczęściej przez branżę drobiarską, za roznoszenie epidemii, wirusów, właśnie takich jak grypa ptaków

str. 31

Przedstawiciel Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki Bartosz Zając:

Dokończę tylko może jedną rzecz, że ten problem epidemiologiczny w Polsce jest i on dzisiaj nie dotyczy samych ptaków. Dotyczy, tak jak widzimy, innych zwierząt, bo ten wirus przekracza granice gatunkowe, więc bagatelizowanie tego problemu… Powiem szczerze, że czytając pismo, które otrzymaliśmy pewnie wszyscy jako uczestniczy dzisiejszego posiedzenia Komisji, przygotowane przez Ministerstwo Rolnictwa… Już naprawdę nie mogę dłużej czytać o problemie ferm przemysłowych z punktu widzenia uciążliwości, subiektywnych problemów, subiektywnych odczuć itd. Może 15 lat temu to by przeszło, ale dzisiaj już powinniśmy być w tej dyskusji na zupełnie innym etapie – problemów epidemiologicznych, dewastowania wsi, upadku gospodarstw, które są tak naprawdę wypierane z rynku przez skalujące nieustannie hodowle i chów, duże koncerny drobiarskie czy odpowiedzialne za produkcję świń, szeregu innych problemów. O problemach gospodarstw agroturystycznych czy ekologicznych w ogóle nawet nie wspomnę, że taka produkcja praktycznie przestaje być na wsi możliwa. Nie zafałszowujmy po prostu rzeczywistości, zachłystując się liczbami dotyczącymi eksportu polskiego kurczaka na Zachód. Dziękuję.

Str. 33

Przedstawicielka komitetu protestacyjnego Kodeń Anna Dejneka:

Ja tak szybciutko, dziękuję za udzielenie mi głosu. Odniosę się do tych liczb osób pracujących. Pan powiedział, że tysiąc osób z powiatu bialskiego. Byliśmy na proteście w Międzyrzecu Podlaskim, tam na zakład, na ubojnię wchodzili obcokrajowcy. Podejrzewam, że osoby z Bangladeszu i takie inne. Zostali przywiezieni busami pod ten zakład. Proszę nie mówić, że to są osoby z powiatu bialskiego, bo to są obcokrajowcy.

Po drugie, jeżeli państwo mówicie o dialogu, dlaczego państwo nie przyjechaliście przed rozpoczęciem tak dużej inwestycji? Twierdzicie, że jest tak bardzo ważna dla nas, potrzebna mieszkańcom naszych gmin,. Było przyjechać do nas przed rozpoczęciem takiej inwestycji i z nami porozmawiać. Następna sprawa odnośnie do pracowników. W naszej gminie jest 121 osób bezrobotnych, zarejestrowanych na czwarty kwartał 2022 r. To było 65 kobiet i 33 osoby powyżej 55. roku życia. Pan uważa, że te osoby pójdą do pracy do kurników? Uważam, że nie, dlatego…

str.33

Poseł Marta Wcisło (KO):

Szanowni państwo, jestem zdumiona, zniesmaczona wypowiedzią przedstawiciela Wipaszu, pana doktora, tymi pouczeniami i łaskawością, której doznaliśmy. Pan doktor wyjaśnił nam także to, że płaci podatki, jakby to był strasznie wielki wyczyn, że firma Wipasz płaci podatki. Najwyraźniej jest to wyjątkowe. Zrozumiałam, szanowni państwo, na podstawie wypowiedzi, arogancji przedstawiciela Wipaszu, że tu nie ma mowy o jakimkolwiek konsensusie i porozumieniu. Tu jest potrzebna pomoc państwa. Państwo sobie zrobili zagłębie kurnikowe, 160 kurników, kupują, idą do rolnika, proponują mu kupno ziemi, pod warunkiem że wystąpi do gminy o warunki zabudowy na budynek gospodarczy, a oni kupują.

Mają oczywiście do tego prawo, ale to nie jest takie jawne i transparentne, bo gmina czasami nie wie, jakie będzie przeznaczenie tego obiektu, bo to nie jest plan zagospodarowania przestrzennego, który ściśle określa zabudowę, wysokość, wielkość, gabaryty. Plan zagospodarowania skrzętnie omijacie, wybieracie grunty, gdzie nie ma planu, gdzie wszystko idzie na warunki zabudowy. Pan mi tu mówi o transparentności, o uczciwości, proszę pana, pan nie ma wstydu, mówiąc to. Przez 25 lat prowadziłam działalność gospodarczą i każda uwaga mieszkańca była dla mnie cenna. Robiłam wszystko, żeby współżycie międzyludzkie, społeczne było jak najlepsze. Czy ci ludzie dzisiaj byliby tutaj, na posiedzeniu Komisji, gdyby wasze inwestycje były tak fantastyczne? Każda gmina zabiega o inwestycje, bo są podatki od nieruchomości, bo są miejsca pracy. Skoro są protesty, to znaczy, że wasze działalności są tak uciążliwe i mają tak ogromnie negatywne oddziaływanie, że uniemożliwiają funkcjonowanie i życie. Bzdura, że to podnosi wartość gruntu. Smród podnosi wartość gruntu? To niech sobie wybuduje willę za swoim płotem i niech pan tam mieszka 24 godziny na dobę, a tutaj niech pan nie opowiada takich farmazonów i niech pan nie obraża ludzi, bo pana arogancja świadczy o sposobie prowadzenia przez was działalności. Tak właśnie prowadzicie działalność gospodarczą. Dziękuję.

str. 35

Przedstawiciel fundacji „Dobre sąsiedztwo” Grzegorz Strzałkowski:

Bardzo jest ważne, żebyśmy myśleli przy wszystkich inwestycjach nie o sobie, nie tylko i wyłącznie własnym interesie, ale o interesie całego ogółu, całej okolicy. Ku zaskoczeniu stanę teraz w obronie Wipaszu, Cedrobu i innych tego typu firm. Te instytucje działają w obrębie obowiązującego prawa, ale jesteśmy tu dlatego, że to prawo jest złe, drodzy państwo. W tej chwili liczba kurników na przykład… Skoro jesteśmy pierwsi w Europie, to możemy sobie z góry powiedzieć, że w Niemczech jest mniejsza, mimo że mają ludzi chyba trzy razy tyle prawie. Drodzy państwo, jak powiedziałem, musimy zmienić w Polsce prawo, stworzyć system, który będzie dbał nie tylko o inwestora, ale będzie egzekwował raporty środowiskowe na etapie ich sporządzenia i później na etapie faktycznego wykonania, kontroli inwestycji. Dzisiaj to się nie dzieje. Dzisiaj w zasadzie inwestor przepycha raport środowiskowy, a potem naprawdę żadne instytucje… WIOŚ w minimalnym stopniu może to kontrolować, dając mandat 500 zł w razie czego. To wszystko nie działa. Jeżeli tego typu inwestycje mogłyby powstać, ale być potem kontrolowane, zaufanie ludzi byłoby znacznie większe. Dzisiaj nie wierzę raportowi środowiskowemu. Taki sam problem jest z biogazowniami, z wiatrakami i z innymi inwestycjami. Jeżeli raport środowiskowy byłby wiarygodny, a później egzekwowalny, zaufanie strony społecznej wzrosłoby ogromnie. Dzisiaj to po prostu nie działa. Dzisiaj raport środowiskowy jest dokumentem robionym dla inwestora, reprezentuje interesy inwestora i służy w zasadzie tylko do uzyskania pozwolenia na budowę inwestycji. To jest jeden z największych problemów w tym wszystkim. Dziękuję bardzo.

====================================

 Zestaw materiałów odnośnie firmy Wipasz SA, która od kilku lat instaluje na wschodzie Polski setki kurników przemysłowych.

Modus operandi brojlerowego giganta – w oparciu o załączone artykuły i stenopis posiedzenia Komisji Sejmowej

  • Ta firma wybiera głównie biedne gminy, gdzie nie ma planów zagospodarowania przestrzennego
  • inwestycja startuje w oparciu o warunki zabudowy (często wnioski składa tzw “słup”), a oni wchodzą, gdy są wszystkie pozwolenia
  • instalują kilka kurników, a za jakiś czas wyrasta kilkadziesiąt kolejnych
  • gminie oferuje 250 tys. zł na cele oświatowe  lub Klub Seniora
  • oferują wybudowanie nowej drogi i jej utrzymywanie
https://krytykapolityczna.pl/kraj/polska-bedzie-kurnikiem-europy-mieszkancy-bezsilni/

https://wspolczesna.pl/mieszkancy-gminy-milejczyce-protestuja-przeciwko-budowie-przemyslowej-fermy-drobiu-w-swojej-okolicy/ar/c8-18071237

https://www.slowopodlasia.pl/artykul/21258,mieszkancy-protestuja-czy-w-kopytowie-powstana-kurniki

https://bielsk.eu/rudka/41531-czy-w-rudce-powstanie-ferma-drobiu-relacja-ze-spotkania-foto

https://www.slowopodlasia.pl/artykul/21425,kurza-ferma-w-zeszczynce-nie-powstanie-jest-decyzja-wojta

redaktor Leszek Szymowski 
Czy firma Wipasz korumpuje urzędników? Podejrzane relacje potentata branży rolnej z wójtem. 16 minut https://www.youtube.com/watch?v=yV8Srp9jC1w 

Co istotne – zgodnie z tym artykułem 80% produkcji stanowi eksport  https://next.gazeta.pl/next/7,172392,29633968,bezstresowe-zycie-brojlerow-jako-rachunek-ekonomiczny-odwiedzilismy.html 

Umiłowani Przywódcy się przymierzają

Umiłowani Przywódcy się przymierzają

Stanisław Michalkiewicz; tygodnik „Goniec” (Toronto)    19 listopada 2023 michalkiewicz.pl

I stało się, że 13 listopada pan Marek Sawicki z PSL, jako marszałek-senior, otworzył pierwsze posiedzenie nowego Sejmu. Umiłowani Przywódcy, którzy tym razem stawili się w komplecie, złożyli ślubowanie, w ramach którego posłowie pobożni dodawali do roty prośbę, żeby w służbie dla naszego nieszczęśliwego kraju, jakiej zamierzają się poświęcić, pomagał im sam Pan Bóg, no a posłowie bezbożni, którzy nie tylko uważają, że Pana Boga nie ma, ale nawet, że oni sami nie mają duszy, recytowali samą rotę, niekiedy przykładając do serca prawą dłoń – bo tak zrobił Donald Tusk, a oni – jak za panią matką – też, albo dlatego, że widzieli w kinie, iż tak właśnie robią dygnitarze amerykańscy, a w tym sezonie politycznym na nich się właśnie snobujemy. To ślubowanie ma o tyle wagę, że jest warunkiem sine qua non objęcia mandatu i uzyskania immunitetu, z czego najbardziej chyba cieszy się pan mecenas Roman Giertych, któremu bez przeszkód udało się dotrzeć na salę sejmową. Najwyraźniej niezależna prokuratura już nie śmiała robić mu żadnych wstrętów i przedstawiać nowych zarzutów nawet do – jak to się mawiało w czasach sarmackich – „pani starej”. Jak bowiem pamiętamy, kiedy poprzednio prokurator chciał panu mecenasu Giertychu przedstawić zarzuty, ten czujnie zemdlał, odwracając się twarzą do ściany, a w stronę prokuratora wystawiając „panią starą”. W rezultacie niezawisły sąd, co to powinność swej służby rozumie, w podskokach stwierdził, że takie przedstawienie zarzutów było nieskuteczne. Tedy ośmielony uzyskaniem immunitetu pan mecenas natychmiast zaczął się odgrażać, że zacznie donosić do prokuratury, zapewne w przekonaniu, że teraz będzie ona służyć nowym panom – między innymi – również jemu.

Następnie głos zabrał pan prezydent Duda, przestrzegając większość sejmową przed pokusą jakobinizmu. Część Wysokiej Izby przyjęła przemówienie pana prezydenta szyderczym, bazarowym rechotem, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji. Rzecz w tym, że większość sejmowa pod przewodnictwem Volksdeutsche Partei, dysponuje tylko 248 mandatami, podczas gdy do obalenia veta prezydenckiego tych mandatów potrzeba aż 276, w związku z czym pan prezydent może skutecznie zablokować każdą ustawę, która nie będzie mu się podobała. W tej sytuacji strategowie kierujący walką o przywrócenie w naszym bantustanie praworządności kombinują, jakby tę praworządność przywracać przy pomocy uchwał sejmowych, których prezydent nie wetuje. Nie jest to sprawa prosta, bo wprawdzie Sejm może podejmować uchwały, niechby nawet przeciwko lodowcom, czy trzęsieniom ziemi – ale na przykład zadekretowanie uchwałą Sejmu nielegalności tak zwanych „neo-sędziów” może wzbudzić wątpliwości. A przywracanie praworządności ma właśnie polegać na kuracji przeczyszczającej w sądownictwie, której ofiarą mają paść ci „neo-sędziowie”. Zostali oni mianowani przez pana prezydenta z rekomendacji „nowej” Krajowej Rady Sądownictwa, której nie tylko nie uznaje Judenrat „Gazety Wyborczej”, ale również sędziowie, co to samego jeszcze znali Stalina, a jeśli nawet nie jego, to przynajmniej generała Kiszczaka, a w ostateczności – generała Marka Dukaczewskiego, ostatniego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych przed formalną ich likwidacją. Nie uznają jej też sędziowie zwerbowani przez ABW w charakterze konfidentów w ramach „Operacji Temida”. Więc dekretowanie nielegalności „neo-sędziów” drogą uchwały sejmowej to byłby pierwszy przejaw jakobinizmu, chociaż jeszcze nie najgroźniejszy. Groźniejsze byłoby uznanie, że nie tylko ci „neo-sędziowie” są „nielegalni”, ale że nielegalne są również wydane przez nich orzeczenia. Jestem pewien, że coś takiego mogłoby doprowadzić do sytuacji, w której rozwścieczeni obywatele ruszyliby na sądy, powyrzucali tych wszystkich sędziów z okien na bruk, a same budynki podpalili. Ciekawe, czy taki scenariusz jest brany pod uwagę w niemieckiej BND – bo cały czas obowiązuje ustawa nr 1066, przewidująca możliwość interwencji sił zbrojnych obcych państw w tłumieniu rozruchów w Rzeczypospolitej. To byłby nawet niezły pretekst do wprowadzenia Bundeswehry na terytorium RP – o czym niedawno wspominał były ambasador RFN w Warszawie.

Potem odbyły się wybory marszałka Sejmu, którym został były ojczyk („petit pere”) – dominikanin, w osobie pana Szymona Hołowni, obecnie nastręczonego nam przez Amerykanów na jasnego idola, no i wicemarszałków. Łupy zostały podzielone zgodnie z mechanizmem obowiązującym w tzw. societas leonina – jak starożytni Rzymianie nazywali „spółkę lwią”, to znaczy – że zwycięzcy biorą wszystko, albo prawie. Dzięki temu, że „prawie”, to wicemarszałkiem został również pan Krzysztof Bosak z Konfederacji, która wcześniej poparła wybór pana Holowni. Natomiast głosowała wraz z innymi przeciwko kandydaturze dotychczasowej Pani Kierowniczki Sejmu Elbiety Witek, która nie uzyskała większości i wicemarszałkiem nie została. Tymczasem Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński uparł się, że PiS nie wystawi innego kandydata – tylko Panią Kierowniczkę. Można by to skwitować słowami poety, że „takiej dostał dziwnej manii, że chciał tylko od Stefanii”, gdyby nie to, że Jarosław Kaczyński jest wirtuozem intrygi i upór w sprawie kandydatury Pani Kierowniczki można uznać za element przemyślanej strategii.

Rzecz w tym, że po marcowym przyzwoleniu udzielonym przez amerykańskiego prezydenta Józia Bidena kanclerzowi Scholzowi, że Niemcy mogą urządzać Europę po swojemu, Berlin w pośpiechu i bez oglądania się na zachowanie pozorów, forsuje budowę IV Rzeszy poprzez modyfikację traktatu lizbońskiego, z którego zniknie prawo weta, zmniejszona zostanie liczba uczestników Rady Europejskiej z 27 do 15 i przekazanie do wyłącznej kompetencji UE kolejnych 65 obszarów decyzyjnych. Ponieważ wydaje się pewne, że Donald Tusk prędzej by splamił mundur, niż stanął w tej sprawie Niemcom okoniem, Naczelnik Państwa najwyraźniej wykombinował sobie, że będzie teraz odgrywał rolę męczennika za świętą sprawę niepodległości Polski, dzięki czemu wszyscy zapomną, że w 2003 roku, ręka w rękę z Donaldem Tuskiem, stręczył Polakom Anschluss, że w 2008 roku razem z PO głosował w Sejmie za upoważnieniem prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który amputował Polsce ogromny kawał suwerenności i że całkiem niedawno przeforsował przy pomocy klubu Lewicy ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, będącej milowym krokiem na drodze budowy IV Rzeszy. Upór przy kandydaturze Pani Kierowniczki na stanowisko wicemarszałka Sejmu jest właśnie elementem tej strategii, obliczonej na wykreowanie męczeńskiego wizerunku, który w Polsce zawsze budzi współczucie.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Wszystko się zazębia

Wszystko się zazębia

Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto)    5 listopada 2023 michalkiewicz

Teraz wszyscy porozjeżdżali się po cmentarzach w związku ze świętem Wszystkich Świętych, które za pierwszej, a także i obecnej komuny nazywane jest też Dniem Zmarłych. Forsuje to głównie Judenrat „Gazety Wyborczej”, co jest całkowicie zrozumiałe, bo skąd wśród antenatów ścisłego kierownictwa miałby się znaleźć jakiś święty? Trudno by tam było nawet o świętego tureckiego, toteż Judenrat forsuje głównie halloween, w ramach których prezentuje się antenatów jako potwory. Coś niewątpliwie jest na rzeczy, bo jakże inaczej zaprezentować takich na przykład Budowniczych Polski Ludowej? Tymczasem przewielebne duchowieństwo, chociaż oczywiście nie całe, co to, to nie, bo duchowieństwo postępowe jeśli nawet nie chwali, to nabiera wody w usta, jako że wiadomo, iż najważniejsze jest, by nikogo nie urazić, no i oczywiście – wypić i zakąsić – ale część dopatruje się w tym „okultyzmu” i innych karygodnych myślozbrodni. Ciekawe, co w tej sprawie postanowi w przyszłym roku Synod o Synodalności – bo z listu skierowanego do szerokich mas ludowych nie wynikają żadne konkrety. Może właśnie to jednak zapowiadać jakieś paroksyzmy, o których Ojcowie Synodaliści nie chcą zawczasu nas informować, by nikogo nie płoszyć. Wiadomo już jednak, że za sól ziemi czarnej zostali chyba uznani sodomczykowie, jak i „kobiety” i że wszystkie sprawy Nieba i Ziemi będą roztrząsane pod tym właśnie kątem. Najwyraźniej nie mamy większych zmartwień, więc zanim zaczniemy głosować nogami, musimy przyjąć postawę wyczekującą.

Tym bardziej wypada ją przyjąć, że pan prezydent Duda termin pierwszego posiedzenia Sejmu wyznaczył na 13 czy może 14 listopada – dokładnie w 30 dni po wyborach. Z tymi wyborami jest jednak taka sprawa, że jeszcze nie wiadomo, czy będą one ważne, czy nie. Zgodnie bowiem z art. 101 konstytucji, ważność wyborów stwierdza Sąd Najwyższy – a jeszcze się w tej sprawie nie wypowiedział. Podobno jest on zasypany protestami wyborczymi, ale chociaż protestów wyborczych było wiele również poprzednio, to Sąd Najwyższy zawsze posłusznie stwierdzał ważność wyborów, stabilizując w ten sposób naszą młodą demokrację. Tym razem w grę może wchodzić jeszcze jeden czynnik. Mianowicie wielu Umiłowanych Przywódców, przede wszyskim z Volksdeutsche Partei, a także ze stronnictw sojuszniczych: Trzeciej Drogi, zwanej również przez złośliwców „Trzecią Nogą” oraz Lewicą, od dnia wyborów odgraża się, że gwoli przywrócenia „wolnych sądów” i w ogóle – „praworządności” – tak zwanych „sędziów dublerów”, czyli sędziów rekomendowanych przez „nową” Krajową Radę Sądownictwa, będzie dusić gołymi rękami. Bo ci „sędziowie dublerzy” tworzą partię sędziów rządowych, podczas gdy sędziowie rekomendowani przez „starą” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadali sędziowie, co to, o ile już samego nie znali Stalina, to w każdym razie – generała Kiszczaka – tworzą partię sędziów nierządnych, która jest ostoją trwałości i mocy praworządności socjalistycznej. A tak się akurat składa, że w Sądzie Najwyższym jest sporo sędziów rządowych, którzy – jeśli nawet nie zostaną uduszeni gołymi rękami, to zawsze mogą gazem. W obliczu takiej perspektywy mogą wpaść na pomysł, by przynajmniej kilka protestów wyborczych nie tylko uznać za słuszne, ale i przyjąć, że miały one wpływ na wynik wyborów i na tej podstawie wybory unieważnić.

Wprawdzie nigdy jeszcze coś takiego się nie zdarzyło, ani za pierwszej komuny, ani za demokracji, czyli za komuny obecnej – ale zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz – o czym wiedzą chłopcy i dziewczęta, więc dlaczego niby nie mieliby wiedzieć o tym sędziowie? Jest rzeczą prawie pewną, że taka decyzja doprowadziłaby do rozruchów, tym bardziej, że i BND mogłaby zadaniować na tę okoliczność część licznej ukraińskiej diaspory do powtórki z wołynki, co zmusiłoby pana prezydenta, ku radości Naczelnika Państwa i jego ekipy – do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Podczas takiego stanu nie można bowiem skracać kadencji Sejmu, ani organizować wyborów – a także przynajmniej przez 90 dni od jego odwołania. Ponieważ w przypadku stwierdzenia nieważności wyborów, nowo wybrany Sejm też byłby nieważny, wszystko zostałoby po staremu, a „demokraci”, którzy już nie mogą doczekać się konfitur i rozliczeń – bo wiadomo, że zemsta jest rozkoszą bogów – zostaliby, jak to się mówi – z fiatem w garści. To znaczy – tylko na początku awantury, bo dla pełności obrazu warto dodać, że cały czas obowiązuje ustawa nr 1066, przewidująca, że w tłumieniu rozruchów na terenie Rzeczypospolitej – ot choćby takiej wołynki – mogą wziąć udział formacje zbrojne obcych państw, a konkretnie – państw członkowskich IV Rzeszy.

Bo Unia Europejska, a konkretnie Niemcy, kują żelazo, póki gorące, to znaczy – starają się maksymalnie wykorzystać pozwolenie na urządzanie Europy po niemiecku, jakiego w marcu udzielił kanclerzowi Scholzowi amerykański prezydent Józio Biden. Nie wiadomo przecież, kto w listopadzie przyszłego roku zostanie kolejnym amerykańskim prezydentem, ani też – co mu strzeli do głowy – toteż trzeba się spieszyć, by stworzyć fakty dokonane jeszcze przed 21 stycznia 2025 roku, kiedy to nowy prezydent obejmie w Ameryce władzę. W związku z tym w Unii Europejskiej nie tylko ma zostać zlikwidowane prawo weta, ale w dodatku – Rada Europejska, będąca organem prawodawczym Unii – ma zostać zmniejszona z 27 do 15 uczestników, co oznacza, że niektóre bantustany nie będą w ogóle w niej reprezentowane. W dodatku 65 obszarów decyzyjnych ma zostać formalnie przekazanych do wyłącznej kompetencji Unii Europejskiej. Krótko mówiąc – IV Rzesza tworzy się właśnie na naszych oczach – a w tej sytuacji wszystko wydaje się możliwe. Ot na przykład z dnia na dzień Niemcy zmienili zdanie we sprawie migrantów. Już nie witają ich chlebem i solą ani kwiatami, tylko właśnie uchwalili przepisy pozwalające na ich przyspieszoną deportację. Zawsze mówiłem, że Niemcy są narodem zdyscyplinowanym i jeśli, dajmy na to, dzisiaj jest rozkaz, że Żydów trzeba nosić na rękach, to nikomu nie pozwolą się wyprzedzić, ale jeśli pewnego dnia padnie inny rozkaz, to też nie pozwolą nikomu się wyprzedzić. Ciekawe, gdzie będą teraz tych migrantów deportowali – czy przypadkiem nie na wschód? Jeśli tak by się stało, to nie ma rady; trzeba by przygotować istniejącą infrastrukturę na ich przyjęcie, no i zorganizować techniczną stronę tego przesiedlenia.

Dlatego warto przyglądać się poczynaniom bezcennego Izraela w getcie zwanym „Strefą Gazy”, z której – jak powiedział premier Netanjahu – ma zostać „wysiedlone” ponad 2 miliony ludzi czy może jednak podludzi? Można to potraktować jako program pilotażowy ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej – bo myśl raz rzucona w powietrze, prędzej czy później znajdzie swego amatora.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Sejm: Wstrząsające szczegóły afer covidowych. … A co ze zbrodniami?

Wstrząsające szczegóły afer covidowych. Braun: „To zrobiono tutaj na masową skalę” .10.2023

wstrzasajace-szczegoly-afer-covidowych

– Raport NIK-u skupia się w tej chwili tylko na sferze finansowej, nie jest poruszona żadna kwestia zaniechania leczenia, utrudnienia leczenia, utrudnienia dostępu do lekarza i kto tak naprawdę za to wszystko odpowiada

Grzegorz Braun

W Sejmie odbyła się konferencja prasowa podsumowująca działania Poselskiej Komisji Śledczej Norymberga 2.0 w tej kadencji. Swoje prace od ponad dwóch lat prowadzi ona w ramach Parlamentarnego Zespołu do spraw Nadużyć i Naruszeń Prawa w związku z COVID-19, pod przewodnictwem Posła Grzegorza Brauna.

Podczas konferencji głos zabrał m.in. lekarz Marcin Sowiński. Wskazał, że w przypadku funduszu covidowego „unikano i do dziś uniknięto nadzoru”.

– Zarzut, jaki Pan prezes NIK postawia, jest przede wszystkim wniosek skierowany do CBA o możliwość korupcjogennego działania w ten sposób, że Pan premier Morawiecki nie nadzorował w sposób właściwy tego funduszu, ponieważ też nie było kontroli nad wydawaniem (…), a wyglądało to w ten sposób, że większość pieniędzy wydawano wcale nie na walkę z covid, tylko np. na budowę dróg albo na zakup śmieciarek albo na zapłatę za gaz – powiedział.

Jak wyjaśnił, w sprawie funduszu „dwie główne komisje się zbierały i decydowały same, właściwie bez żadnych protokołów, bez żadnych pisemnych potwierdzeń, a te ręczne notatki, które były, zostały zniszczone”.

– Nie podlegało to żadnym uregulowaniom, nie było żadnych wytycznych, nie było żadnej punktacji, żadnej wagi, do tego, żeby dobierano i te fundusze dobrze dzielono – wyjaśnił.

Przypomniał, że minister zdrowia zawierał umowy na ponad 200 milionów dawek, kiedy było ich potrzeba o wiele mniej. – Już dawno, po pierwszych zamówieniach, było wiadomo, że nie są potrzebne następne, a Pan minister Niedzielski dalej zamawiał. Zamawiał i zamawiał na nasz koszt (…), a potem utylizował – wskazał.

– Z tego całego dokumentu (raport NIK – przyp. red.) moja konkluzja jest taka, że większość szczepionek była prawdopodobnie przechowywana w sposób niezgodny z tymi instrukcjami, które tak bardzo radykalnie, [nakazywały] czyli dobre temperatury w zamrażarkach trzymać, bo nie ma na to żadnych potwierdzeń, nie było żadnej kontroli. A jak już zrobiono kontrolę w jednej z hurtowni, to wyszły same nieprawidłowości w tym zakresie podkreślił.

Ratownik Damian Garlicki wskazał natomiast, że raport NIK „jest wierzchołkiem góry lodowej, wielkich nieprawidłowości, których dopuścił się obecny rząd, ale (…) też wszyscy inni posłowie, którzy ich wspierali”. – Tylko Konfederacja miała odwagę przeciwstawiać się i negować słuszność wprowadzanych obostrzeń, zakazów, nakazów – przypomniał.

– Raport NIK-u skupia się w tej chwili tylko na sferze finansowej, nie jest poruszona żadna kwestia zaniechania leczenia, utrudnienia leczenia, utrudnienia dostępu do lekarza i kto tak naprawdę za to wszystko odpowiada wskazał.

Ratownik podkreślił, że „nie możemy pozwolić na to, aby w przyszłości znowu zgotować Polakom taki los”.

Głos zabrał także poseł Grzegorz Braun. – Nie musieliśmy czekać ani pięć ani pięćdziesiąt lat na potwierdzenie trafności naszych diagnoz, trafności naszego osądu. Stwierdzaliśmy od początku tej operacji w roku 2020, że nie ma ona podstaw ani prawnych – jest nielegalna, ani medycznych – jest to operacja znachorska, co do istoty – wskazał polityk.

Przypomniał, że Konfederaci jako jedyni „dopominali się o poszanowanie zdrowia, życia, wolności, godności, także majętności Polaków” i ocenił, że „był to wielki zamach na te wszystkie sfery”.

NIK mówi na razie o aferach finansowych, a co ze zbrodniami? Jest przestępstwem kodeksowym zaniechanie akcji ratunkowej, nieudzielenie pomocy osobie potrzebującej, której zdrowie, życie jest zagrożone. To zrobiono tutaj na masową skalę dodał.

Braun podkreślił, że widzieliśmy „wielki spektakl hipokryzji, wielkie zakłamanie”. – Jeśli ten złowrogi rząd zjednoczonej łże-prawicy miałby kontynuować swoją działalność, to złodzieje i zbrodniarze pozostaną nieukarani, ponieważ działali prawem kaduka z delegacji tego rządu – zaznaczył.

– Nie tylko zjednoczona łże-prawica była w pełni zaangażowana w ustanawianie reżimu terroru covidowego wobec Polaków, ale cała totalna opozycja i jedna Konfederacja (…) ze szczególnym uwzględnieniem Konfederacji Korony Polskiej (…) w tej sprawie miała stanowisko odrębne – skwitował.

https://youtube.com/watch?v=xLhHnHNNMTw%3Fsi%3DyqzAFBxyriZfUMAS

3.10.2023

Czy Mateusz Jakub Morawiecki zarejestrowany przez Stasi jako tajny współpracownik „Jacob” vel „Student” to ten Mateusz Morawiecki czy jakiś inny? –

Czy Mateusz Jakub Morawiecki zarejestrowany przez Stasi jako tajny współpracownik „Jacob” vel „Student” to ten Mateusz Morawiecki czy jakiś inny? –

Braun z wnioskiem formalnym ws. premiera Morawieckiego. Marszałek Witek wyłączyła mu mikrofon

braun-z-wnioskiem-formalnym-ws-premiera

Podczas ostatniego posiedzenia Sejmu poseł Grzegorz Braun po raz kolejny przypomniał, że w przestrzeni publicznej pojawiły się informacje dotyczące tajnego współpracownika Stasi Mateusza Jakuba Morawieckiego.

Nie jest jasne, czy chodzi o aktualnego premiera RP czy też o inną osobę o tych samych imionach i nazwisku.

Dobrze się składa: jest pan premier Morawiecki, jest minister bezpieki Kamiński, wiceminister Wąsik. Wnoszę, pani marszałek, o przegłosowanie wyłączenia jawności posiedzenia – gdyż sprawa związków Mateusza Jakuba Morawieckiego z sowiecką niemieckojęzyczną bezpieką wymaga wyświetlenia – po to, aby pan minister jeden z drugim mógł bez skrępowania i obawy naruszenia tajemnic państwowych zreferować, jak postępuje wyjaśnianie tej sprawy powiedział z mównicy sejmowej poseł Konfederacji Grzegorz Braun.

Czy Mateusz Jakub Morawiecki zarejestrowany przez Stasi jako tajny współpracownik „Jacob” vel „Student” to ten Mateusz Morawiecki czy jakiś inny? – dodał.

– Myślę, że Sejm potrzebuje pilnie informacji na ten temat, ponieważ rzuci ona światło na asertywność… – Braunowi nie dane było jednak dokończyć tej wypowiedzi, gdyż marszałek Witek wyłączyła mu mikrofon. Mimo to poseł wciąż przemawiał z mównicy. Jego słów jednak nie słychać na nagraniu. Nie zapisano ich także w sprawozdaniu stenograficznym z posiedzenia.

Marszałek Witek za to kontynuowała program posiedzenia, nie odnosząc się w ogóle do wniosku posła Brauna.

– Dziękuję bardzo. Proszę państwa, powracamy do rozpatrzenia punktu 2. porządku dziennego: Sprawozdanie komisji finansów publicznych o poselskim projekcie ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych – mówiła.

Jak dzielnie walczą z inflacją w restauracji sejmowej. Cenowe eldorado dla parlamentarzystów.

Inflacja omija polityków, ceny w sejmowej stołówce ledwo drgnęły.

Maria Glinka 30 maja 2023 ceny-w-sejmowej-stolowce

Cenowe eldorado dla parlamentarzystów. Ceny w sejmowej stołówce

Z ostatnich szacunków Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wynika, że inflacja w kwietniu 2023 r. [r/r md] wyniosła 14,7 proc. Gdy przyjrzymy się cenom poszczególnych produktów, to sytuacja wygląda jeszcze gorzej.

W tym miejscu miał pojawić się niestandardowy element artykułu lub reklama, ale nie widzisz żadnego z tych elementów, ponieważ nie wyraziłeś zgody. Swoje ustawienia prywatności możesz zmienić tutaj.

Dla przykładu wędliny podrożały przez rok o 18 proc., jaja o 29 proc., mleko o 31 proc., a cukier aż o 67 proc.

Jednak nie wszędzie. Okazuje się bowiem, że sejmowa stołówka jest zieloną wyspą na mapie inflacji.

“Fakt” porównał tegoroczny cennik dla parlamentarzystów z ubiegłorocznym. Ceny dań garmażeryjnych nawet nie drgnęły. Porcja twarożku 200 g kosztuje dokładnie tyle samo (5 zł). Nie zmieniły się też ceny sałatki jarzynowej 250 g (8 zł), parówki z wody (2,50 zł). Tyle samo politycy płacą za pączka (3,50 zł/szt.), kawę (5,50 zł) czy herbatę (4 zł).

W porównaniu do ubiegłego roku wzrosły jedynie ceny zestawów obiadowych. W marcu 2023 r. dwudniowy zestaw z surówką i kompotem podrożał z 18 do 20 zł. To podwyżka mniejsza niż ogólna inflacja, bo o 11 proc.

Sejm twierdzi, że… jest drożej

Dziennik chciał dowiedzieć się, jaki jest przepis na tanie produkty w stołówce dla polityków. “Ceny w stołówce sejmowej są powiązane z dokonywanymi (w trybie przetargów) zakupami produktów żywnościowych. Dostawcy są wyłaniani w trybie konkurencyjnym” – czytamy w odpowiedzi, którą “Fakt” otrzymał od Centrum Informacyjnego Sejmu.

[—]