Niepodległości nie będzie – bez Polaków

Mariusz Dzierżawski

Kilka dni temu przeżywaliśmy Święto Niepodległości. Przeżywaliśmy je w sytuacji zorganizowanego ataku na wschodnią granicę Polski, a także trwającego od lat ataku na polską tożsamość ze strony Unii Europejskiej.

Nie trzeba nadzwyczajnych zdolności, aby dostrzec, że sytuacja na granicy z Białorusią wynika z zaangażowania wielu potęg, których celem jest destabilizacja Polski. W tej sytuacji zdziwienie budzi fakt, że tak wielu polityków widzi w wydarzeniach na granicy jedynie kryzys humanitarny. Trzeba być ślepym, by nie dostrzec, że tysiące ludzi na granicy Białorusi z Polską znalazły się tam w wyniku zaplanowanej operacji.

Skąd więc bierze się skłonność masowych mediów i wielu polityków do widzenia jedynie problemów humanitarnych? Źródłem tej postawy jest trwający od lat, tym razem od strony zachodniej, atak na polską tożsamość. Z kontrolowanych przez zagranicę mediów wylewają się oskarżenia o antysemityzm, rasizm, ksenofobię i wszelkie inne przewiny. W skrócie: „polskość to nienormalność”.

Trzeba zadać pytanie skąd bierze się ta nienawiść? Odpowiedź brzmi: prawie cały Zachód wyparł się swojej chrześcijańskiej tożsamości, oficjalnie odrzucił zasady moralne, a Polska jest jedynym istotnym krajem, który na swoją katolicką tradycję nie pluje i zasad moralnych wypływających z Dekalogu wprost nie odrzuca.

Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że politycy „europejscy” szybko uporają się z chrześcijańską tradycją Polski, ale mimo propagandowego prania mózgów, Polacy okazali się odporni na tego rodzaju „modernizację” i wynieśli do władzy ugrupowania opowiadające się za tradycją i zasadami moralnymi. Od tego czasu presja modernizatorów nasiliła się. Nie będzie przesady w przywołaniu określenia Kulturkampf.

Ostatnim przejawem nowego Kulturkampfu jest rezolucja Parlamentu Europejskiego z 11 listopada, w której europosłowie domagają się przywrócenia w Polsce legalności aborcji dzieci niepełnosprawnych. Postulaty europosłów w zadziwiający sposób zgadzają się z planami Hitlera wobec Polek: „W obliczu dużych rodzin tubylczej ludności jest dla nas bardzo korzystne, jeśli dziewczęta i kobiety mają możliwie najwięcej aborcji”. Mawiał również: „Osobiście zastrzelę tego idiotę, który chciałby wprowadzić w życie przepisy zabraniające aborcji na wschodnich terenach okupowanych”.

Rządzący Polską aborcyjnym postulatom płynącym z Brukseli wprost się nie poddają, ale też nie czynią nic, aby aborcyjną mentalność i praktykę powstrzymać. Aborcyjne grupy przestępcze działają w Polsce jawnie i jawnie reklamują swoją działalność. Przyznają się do ponad 30 000 ofiar rocznie. Rząd nic w tej sprawie nie robi, a szef klubu PiS zapowiedział odrzucenie obywatelskiego projektu, który likwiduje lukę prawną pozwalającą na bezkarne zabijanie polskich dzieci.

Demograficzna zapaść Polski trwa od lat 90’ ubiegłego stulecia, a kolejne rządy albo nic w tej sprawie nie robią albo proponują nieskuteczne rozwiązania. Materialne zachęty do posiadania dzieci nie działają od dziesięcioleci w Europie Zachodniej, więc stosowanie ich w Polsce może wynikać albo z ignorancji, albo ze złej woli.

Konieczna jest rewolucja moralna, która przywróci Polakom radość z wychowywania dzieci i odbuduje cnoty obywatelskie. Rząd oczywiście tej rewolucji nie przeprowadzi, ale może wskazać kierunek, formułując dobre prawo. Fundamentem tej rewolucji, a raczej kontrrewolucji musi być zniesienie bezkarności zabijania najsłabszych.

Dzisiejszym władcom wydaje się, że kwestia aborcji nie jest istotna dla dzisiejszej sytuacji na granicy. Przywódcy narodu powinni jednak patrzeć dalej. „Naród, który zabija własne dzieci jest narodem bez przyszłości” przestrzegał Papież Polak. Pouczająca jest pod tym względem historia Imperium Rzymskiego. Kiedy Rzymianie odrzucili trudy rodzenia i wychowania dzieci, a aborcja i dzieciobójstwo stały się powszechne, do wojska zaczęli rekrutować Germanów, którzy niedługo potem zniszczyli ich państwo.

Czy dzisiejsi politycy PiS myślą o tym, kto będzie strzegł polskich granic za kilkadziesiąt lat?