Zagrożenia suwerenności. Część II: Globalizm

Zagrożenia polskiej suwerenności. Część II: Globalizm ekspedyt/zagrozenia-polskiej-suwerennosci

W przekazie głównego nurtu o globalizmie mówi się niewiele, stąd też mało kto postrzega go jako realne zagrożenie dla suwerenności państw i wolności narodów. Opinia publiczna, choć świadoma istnienia licznych ponadnarodowych organizacji, nie interesuje się kwestią kluczową, czyli do czego tak naprawdę organizacje te służą. Mało kto interesuje się też tekstami źródłowymi, a te są dla zrozumienia całego zagadnienia fundamentalne. Globalizm to nowa ideologia, która – podobnie jak wszystkie inne ideologie – dąży do hegemonii w sferze politycznej i społecznej.

Przede wszystkim należy rozpocząć od rozróżnienia pojęć globalizacji i globalizmu, które są ze sobą często mylone. Globalizacja to ogół zachodzących na świecie procesów, które prowadzą do większej współzależności państw, gospodarek, kultur, etc. Globalizm natomiast to – w interesującym nas kontekście – zbiór poglądów, który uznaje globalizację za najwłaściwszy kierunek polityczny i poprzez jej wykorzystanie chce doprowadzić do scalenia świata w jeden polityczny organizm lub szereg organizmów politycznych (np. bloków kontynentalnych) podległych instytucjom międzynarodowym.

Problem z globalizmem jest taki, że można go definiować na bardzo wiele różnych sposobów. Nas interesuje globalizm w kontekście politycznym. Trudno jest jednoznacznie orzec, czy współczesny globalizm jest ideologią, lecz stwierdzenie takie nie jest pozbawione sensu. Jeżeli przyjmiemy, że ideologia to zbiór światopoglądów, za pośrednictwem których dąży się do stworzenia holistycznej interpretacji świata oraz wizji jego przekształcenia, globalizm w nowoczesnym wydaniu zaczyna nabierać ideologicznego kształtu. Stąd też dla ułatwienia wywodu w dalszej części tekstu globalizm będzie przeze mnie określany ideologią lub neoideologią. To drugie pojęcie lepiej odzwierciedla stan jego rozwoju – podkreśla ono fakt, że globalizm to ideologia, która nie jest jeszcze w pełni wykrystalizowana, lecz cały czas formuje się pod wpływem ideologów.

Kim są z kolei ideolodzy współczesnego globalizmu? Na przestrzeni historii pojawiało się wiele postaci, które rozważały możliwość powstania czy to jednego światowego organizmu państwowego, czy też ponadnarodowej organizacji, która miałaby sprawować kontrolę nad teoretycznie niepodległymi, lecz w zasadzie całkowicie pozbawionymi suwerenności państwami. Ideowych korzeni współczesnego globalizmu można dopatrywać się już w XVIII wieku, jednakże dla lepszego zrozumienia tego czym jest globalizm współczesny, należy skupić się na ideologach globalistycznych XX i XXI wieku.

Współczesny globalizm jest bowiem ściśle powiązany z filozoficznym ruchem transhumanizmu i niemożliwe jest analizowanie tej ideologii bez wzięcia tego czynnika pod uwagę. Podobnie jak rozwój idei Marksa powiązany był ściśle z rozpowszechnieniem się rewolucji przemysłowej w państwach Zachodu, rozwój współczesnego globalizmu wiąże się z galopującym postępem technologicznym („czwartą rewolucją przemysłową” w terminologii Klausa Schwaba). Jest to bardzo istotne z tego względu, że rozwój technologiczny w dziedzinach takich jak informatyka, genetyka, implantologia czy medycyna stanowi dla globalistów jeden z najważniejszych obszarów zainteresowania. Rozwój ten ma też być kluczowym dowodem na to, że globalizm jako ideologia jest dziś potrzebny całemu światu.

W ostatnich latach naczelne miejsca wśród globalistycznych ideologów zajęli wspomniany wyżej Klaus Schwab, założyciel i prezes zarządu Światowego Forum Ekonomicznego, oraz Yuval Noah Harari, izraelski historyk i były stypendysta Fundacji Rotschildów. Choć trudno jest powiedzieć jaką rolę realnie odgrywają ci dwaj myśliciele w ruchu globalistycznym (nie musi być to wcale rola wiodąca), to należy poważnie traktować publikowane przez nich prace, gdyż łącząc je ze sobą, możemy ideologię neoglobalizmu spiąć w jedną logiczną całość. Schwab w swoich pracach tworzy podwaliny pod ideologię globalistyczną w wymiarze polityczno-ekonomicznym, natomiast Harari w wymiarze społeczno-kulturowym. Jeżeli weźmiemy w dodatku pod uwagę fakt, że Harari należy do grona doradców Schwaba i współpracuje ze Światowym Forum Ekonomicznym, to rozważanie poglądów tych dwóch autorów zbiorczo staje się tym bardziej uzasadnione.

Stąd też na naszych łamach globalizm nazywamy czasami zamiennie pojęciem schwabizm-hararizm, nawiązując w ten sposób do terminu marksizm-leninizm.

Następnie należy określić kim są sami globaliści. Co ciekawe, środowiska globalistyczne nie posiadają swojego formalnego politycznego przedstawicielstwa. W parlamentach krajów zachodnich nigdzie nie znajdziemy Partii Globalistów, gdyż takie partie nie istnieją. Nie istnieje też (przynajmniej oficjalnie) globalistyczna międzynarodówka, choć zdaje się, że do tej roli aspiruje kilka ponadnarodowych inicjatyw ze Światowym Forum Ekonomicznym (WEF) na czele. Nie oznacza to jednak, że nie ma na świecie partii, które służą globalistycznym interesom. Zastanawiający w tym kontekście może być fakt, że zarówno podczas corocznych spotkań WEF, jak i dwóch innych istotnych globalistycznych gremiów, czyli Grupy Bilderberg i Komisji Trójstronnej, pojawiają się politycy najróżniejszych opcji politycznych (we wszystkich tych gremiach pojawiają się często te same nazwiska), dzięki czemu widać, że globaliści preferują oddziaływanie na politykę poprzez jednostki. Wielu polityków sprawujących ważne stanowiska w Unii Europejskiej oraz państwach członkowskich Unii, w młodości było wspieranych finansowo przez rozmaite organizacje i fundacje promujące globalizm, stanowiące realne narzędzie do tzw. kreowania liderów, bo tak określają ten proces sami globaliści. O sposobie kreowania „liderów” lokalnych jako skutecznej strategii politycznej pisze w swoich książkach George Soros, prominentny globalista i promotor idei społeczeństwa otwartego.

Uzupełniając wywód na temat globalistów pozwolę sobie zacytować fragment tekstu mojego redakcyjnego kolegi Bartosza Kopczyńskiego. W tekście tym red. Kopczyński globalistów określa w następujący sposób:

„Jest to grupa międzynarodowych kapitalistów o globalnym zasięgu swych interesów. Niewiele pewnego możemy o nich powiedzieć, nie znamy bowiem szczegółowych ról i ustaleń. Musimy więc polegać na wiedzy historycznej i per analogiam transponować ją na współczesność. Wynika z tego, że globalną rewolucyjną grupę inicjatywną stanowią ludzie z kilkunastu rodzin bankierskich, o przeważającym pochodzeniu korzenno – anglosaskim, których główną siedzibą są Stany Zjednoczone i Londyn. Źródłem ich władzy jest zarządzanie kreacją, emisją, przepływem i wymianą pieniądza. Większość opinii publicznej nie ma świadomości, jak długo już trwają ich zmagania ze światem i ludzkością. Moja obecna wiedza pozwala na wskazanie tego momentu, w którym zwykli bankierzy stali się globalistami, i jest to początek XIX w. Ludzie ci przekazują sobie majątki, struktury władzy, wpływy i wiedzę z pokolenia na pokolenie. W globalistycznych rodach panuje wewnętrzny konserwatyzm obyczajowy, wyraźna struktura patriarchalna, wewnętrzna solidarność oraz współpraca między rodami. Jest to modus vivendi et operandi dokładnie przeciwny do tego, który aplikują wszystkim innym ludziom. Dzięki temu dokonali tak wielkiej kumulacji majątków, władzy i wpływów. Dzięki temu tak skutecznie ingerują w rozwój ludzkości.”

Ważne jest także to o czym red. Kopczyński wspomina w dalszej części swojego tekstu, wymieniając szereg ponadnarodowych organizacji, które służą globalistom jako narzędzia do realizacji panglobalnej polityki. Obok wspomnianych już przeze mnie Światowego Forum Ekonomicznego, Grupy Bilderberg, Komisji Trójstronnej i Unii Europejskiej, na tej liście znajdują się też instytucje takie jak ONZ, OECD, WHO, Bank Światowy, Klub Rzymski czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Znaczenie tych instytucji dla poszerzania globalistycznych wpływów na świecie zdaje się bardzo niedoceniane przez współczesne społeczeństwa Zachodu, które zdają się kompletnie nie rozumieć tego jaką rolę te instytucje w rzeczywistości odgrywają. Tymczasem jak pisze Klaus Schwab przyszłość należy właśnie do nich.

Schwab nie postuluje oficjalnie utworzenia rządu światowego, ale jest zwolennikiem rozwiązania, które de facto oznaczałoby ni mniej, ni więcej to samo. Według niego państwa narodowe nie są w stanie rozwiązywać współczesnych problemów globalnych związanych z m.in. zagrożeniami bezpieczeństwa, zmianami klimatu, terroryzmem, ryzykiem związanym z wymknięciem się spod kontroli rozwoju technologicznego. Z tego też względu państwa narodowe powinny się stopniowo zrzekać swoich własnych kompetencji na rzecz instytucji międzynarodowych, niekoniecznie tych już istniejących. Schwab nazywa to działaniem przez „wspólną platformę”. O możliwości powstania „rządu światowego” wprost pisze z kolei Harari.

Tzw. problemy globalne stanowią klucz do zrozumienia współczesnego globalizmu. Globalistyczna narracja głosi, że ludzkość w XXI wieku znajduje się w stanie permanentnego kryzysu, który jest tak naprawdę skutkiem jej działania. Problemy, które narosły w wyniku szkodliwej działalności człowieka stanowią zagrożenie egzystencjalne dla miliardów ludzi na całym świecie. Państwa narodowe w obliczu tych wszechobecnych zagrożeń przestają według globalistów spełniać taką rolę, jaką mogły odgrywać jeszcze 50 czy 100 lat temu. Nie są one bowiem w stanie rozwiązywać problemów globalnych, a co gorsza – narodowy egoizm utrudnia międzynarodową współpracę i prowadzenie skoordynowanych działań na rzecz walki z globalnymi problemami. Wobec tego świat powinien dostosować się do tej nowej rzeczywistości i odchodząc od archaicznej formy organizacji politycznej w postaci państw narodowych, wejść w erę globalnej, ponadnarodowej współpracy.

Globalne problemy mogą rozwiązać tylko globalnie działające instytucje. Państwa narodowe powinny więc przekazać swoje własne uprawnienia na rzecz tych instytucji, aby możliwe było rozwiązanie problemów zagrażających ludzkości. Stąd też np. aby skuteczniej walczyć z przyszłymi pandemiami (dla globalistów stanowi pewnik, że będą one miały miejsce, o czym wspominają zarówno Schwab, Bill Gates, jak i sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres), państwa narodowe powinny całkowicie podporządkować swoje systemy opieki zdrowotnej Międzynarodowej Organizacji Zdrowia (WHO), która mogłaby o wiele skuteczniej wprowadzać określone rozwiązania mające pandemiom zapobiegać, np. ogólnoświatowy lockdown czy ogólnoświatowy nakaz szczepień.

Jeżeli czytali Państwo część I niniejszego cyklu [powyżej -AC] to zapewne pamiętają Państwo, że podobny model działania przyjęła na naszym kontynencie Unia Europejska. Proces federalizacyjny, czyli przekształcenie Unii w superpaństwo miałby przebiegać w dokładnie ten sam sposób – państwa narodowe niezdolne do rozwiązywania problemów w skali europejskiej i globalnej (gdyż UE także posiada takie aspiracje) powinny delegować swoje kompetencje na rzecz Komisji Europejskiej, czy też innego organu, który miałby się z niej w przyszłości wyłonić, aby ta mogła „skuteczniej” zarządzać polityką europejską. Co istotne, tego rodzaju okoliczności zostały przewidziane w obowiązującej Konstytucji RP z roku 1997.

W artykule 9 punkt 2 czytamy: „Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach”.

Prawda jest jednakże taka, że globaliści już teraz posiadają ogromną kontrolę rozciągającą się na wielu kluczowych z punktu widzenia polityczno-ekonomicznego obszarach. Red. Kopczyński w swoim tekście wymienia pośród tych obszarów m.in.: organizacje ponadnarodowe, międzynarodowe, eksperckie, pozarządowe; system bankowy; globalne firmy wszystkich branż, czyli przemysł, handel, technologia; media i przemysł rozrywkowy. Poza tym wpływy globalizmu obecne są także na szeroką skalę w świecie nauki oraz w Kościele Katolickim.

Zagrożenie globalizmu dla suwerenności Polski, a w zasadzie wszystkich państw Zachodu wynika więc – podobnie jak w przypadku zagrożenia ze strony UE – z globalistycznych tendencji do demontażu państw narodowych poprzez odebranie przynależnych im kompetencji na rzecz organizacji międzynarodowych. Na ten moment nie chodzi więc o żadne proklamowanie światowego państwa czy rządu światowego, jak często w uproszczony sposób wyobrażają sobie ludzie świadomi zagrożenia ze strony globalizmu. Podobnie jak w przypadku UE jest to zagrożenie pełzające, które można by też przyrównać do powolnego gotowania żaby. Zagrożenie suwerenności państwa ze strony globalizmu nie jest gwałtowne i natychmiastowe, jak w przypadku zbrojnej agresji wrogiego państwa. To zagrożenie wynika z procesów zachodzących stopniowo, na przestrzeni wielu lat, a w obecnych czasach, w których międzynarodowy system finansowy charakteryzuje się nieustająco rosnącym zadłużeniem państw, globaliści posiadający dominujące wpływy w systemie bankowym posiadają wszelkie narzędzia ku temu, by procesy te jeszcze bardziej zintensyfikować.

Jeżeli zagrożenie wynikające z sukcesów globalizmu dotyczy państwa, to tak samo dotyczy narodu dane państwo zamieszkującego. Już dziś w warunkach systemu demoliberalnego naród posiada niewielki wpływ na to w jaki sposób kształtowane jest państwo. W warunkach globalizmu ten wpływ spadłby do zera. Oznacza to, że społeczeństwa w gruncie rzeczy zostałyby pozbawione możliwości decydowania o swoim losie, gdyż wszelkie wytyczne przychodziłyby z góry, do której nie byłoby możliwości się odwołać. Brzmi to abstrakcyjnie? Wystarczy, że wrócimy do osławionego przykładu WHO. Załóżmy, że faktycznie traktat pandemiczny WHO zostaje podpisany przez wszystkie państwa świata i w nadchodzących latach dochodzi do ogłoszenia stanu globalnej pandemii. WHO uznaje arbitralnie, że w Polsce należy wprowadzić lockdown. Jeżeli bowiem WHO posiadłoby takie kompetencje, rząd staje się tak naprawdę jedynie podwykonawcą i musi polecenia spełniać, bo traktatowo się do tego zobowiązał. Wyobraźmy sobie, że społeczeństwo polskie w zdecydowanej większości nie zgadza się z decyzją WHO, jednakże państwowe służby zobowiązane są do zaprowadzenia w narodzie posłuszeństwa. W takiej sytuacji społeczeństwo nie ma nawet możliwości wywarcia jakiejkolwiek presji na ośrodki decyzyjne, gdyż te, oddalone od Polski o tysiące kilometrów, nie za bardzo interesowałyby się zdaniem opinii publicznej.

Oczywiście jest to tylko scenariusz teoretyczny i – jak to zwykle z utopiami bywa – w praktyce niewiele miałby wspólnego z górnolotnymi założeniami. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę rozwój technologiczny i możliwości likwidowania wszelkiego oporu za pomocą narzędzi cyfrowych (tak jak Trudeau postąpił z protestującymi w Kanadzie), nie jest to coś niemożliwego. Tutaj należy postawić więc pytanie o to czy globalistyczna, utopijna wizja świata pod nadzorem wielkich organizacji ponadnarodowych jest w ogóle wykonalna. Otóż odpowiedź na to pytanie brzmi: tak – dokładnie tak samo, jak możliwe było realizowanie innej globalistycznej utopii, czyli komunizmu, którego globalizm jest w dużej mierze ideowym spadkobiercą. Utrzymanie w szyku dużych, niejednolitych kulturowo obszarów możliwe jest jedynie poprzez tyranię i w tym właśnie tkwi największe zagrożenie ze strony globalizmu, że pod postacią szlachetnych haseł walki o lepsze jutro planety i dobrobyt ludzkości, kryje się realna groźba cyfrowej, technologicznej tyranii na niespotykaną w historii świata skalę.

___________

Zagrożenia polskiej suwerenności. Część II: Globalizm, Dominik Liszkowski, 23 sierpnia 2023

−∗−

Warto porównać:

Trwa batalia o polską niepodległość. Otwórzmy oczy Polakom! – Ordo Iuris
Przed nami epokowe wyzwanie. Musimy dotrzeć do wszystkich Polaków z informacją, że referendum dotyczy w rzeczywistości oddania suwerenności; że utrata niepodległości to konkretne szkody dla każdego Polaka. I tylko powszechny […]

___________

Postaw czerwonego sukna czyli o farsie politycznej
Społeczeństwo III RP jest społeczeństwem, które z punktu widzenia politycznego, z punktu widzenia zdolności do realistycznej oceny politycznej sytuacji, jest społeczeństwem skrajnie infantylnym. Po pierwsze nie potrafi ono zidentyfikować, jakie […]

___________

Jak odzyskać niepodległość. Aspekty formalne, materialne i… nasze cechy
Naród jednak nie chce odzyskiwać niepodległości z powodu dwojakiej niewiedzy: nie wie, że ją utracił, i nie wie, że nie jest narodem. Jak to rozumieć? Wydaje się sprzeczne, jednak pozornie. […]

___________

Czas nowego antysystemu
Pojęcie antysystemu należy całkowicie zredefiniować. Nowy antysystem nie może odnosić się już tylko do kontestacji systemu politycznego państwa – musi on brać pod uwagę system globalny, którego dynamiczna ewolucja zmienia […]

___________

Czerwony ład unijny czyli pełen wachlarz zakazów
Miesiąc miodowy z Unią Europejską już dawno za nami, a teraz rozwija się szara codzienność związku. Okazuje się więc, że związek ten nie jest ani z miłości, ani z rozsądku. […]

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

Zagrożenia polskiej suwerenności. Część I: Unia Europejska

Zagrożenia polskiej suwerenności

Autor: AlterCabrio , 18 marca 2024 ekspedyt/zagrozenia-polskiej-suwerennosci

Słowem, które najlepiej obrazuje dzisiejszy stan społeczeństwa polskiego jest zobojętnienie. Podczas gdy ogromna część społeczeństwa zanurza się od prawie dwóch dekad w jałowym, kompletnie rujnującym polską wspólnotowość konflikcie politycznym między dwoma partiami konsekwentnie demontującymi Państwo Polskie, szerzy się całkowita obojętność i ignorancja w stosunku do realnych problemów i niebezpieczeństw zagrażających polskiej suwerenności. Co gorsza – media podtrzymują poziom świadomości społecznej na tak żałośnie niskim poziomie, że niemożliwa stała się już normalna i merytoryczna debata publiczna.

−∗−

Zagrożenia polskiej suwerenności. Część I: Unia Europejska

Społeczeństwo polskie słysząc o zagrożeniach dla polskiej suwerenności i niepodległości instynktownie spogląda na wschód. Mało kto tymczasem zdaje sobie sprawę z tego, że Państwo Polskie nieustannie i konsekwentnie ograbiane jest z kolejnych swoich prerogatyw przez organizacje międzynarodowe, których siedziby mieszczą się w wielkich zachodnich metropoliach.

Na początku krótko odniosę się do wspomnianej kwestii wschodu, czyli kwestii rosyjskiej. Tekst ten nie ma bowiem na celu odwracania uwagi od zagrożenia ze strony Rosji, którego autor nie neguje. Zagrożenie to jednakże ma charakter, który do wyobraźni przemawia bardzo łatwo – charakter militarny. W tym cyklu natomiast zamierzam skupić się na zagrożeniach o charakterze instytucjonalnym i ekonomicznym. Te bowiem, w odróżnieniu od chociażby militarnej agresji, są często przez szerokie masy całkowicie niedostrzegane. Nie mają też charakteru gwałtownego i nie skutkują nagłą i całkowitą utratą wolności, niepodległości i suwerenności. Nie charakteryzują się przemocą i gwałtem. Zagrożenia te postępują stopniowo i za kulisami. Mają one zresztą podłoże o wiele bardziej skomplikowane i wynikają nie z lufy karabinu przystawionej do głowy, lecz precyzyjnie formułowanych aktów prawnych, napisanych w sposób, którego przeciętny człowiek często nie jest nawet w stanie zrozumieć lub właściwie zinterpretować. W tekście tym nie chodzi więc o porównywanie zagrożeń, lecz naświetlenie tych, co do których świadomość społeczna jest zdecydowanie mniejsza niż powinna być. Świadomość ta jest niezbędna, jeżeli mamy się przed nimi bronić. Pamiętajmy, że rozbiory Polski nie nastąpiły ot tak, jednego dnia, lecz były konsekwencją wielu długotrwałych i współgrających ze sobą procesów.

Jak do tego doszło?

Słowem, które najlepiej obrazuje dzisiejszy stan społeczeństwa polskiego jest zobojętnienie. Podczas gdy ogromna część społeczeństwa zanurza się od prawie dwóch dekad w jałowym, kompletnie rujnującym polską wspólnotowość konflikcie politycznym między dwoma partiami konsekwentnie demontującymi Państwo Polskie, szerzy się całkowita obojętność i ignorancja w stosunku do realnych problemów i niebezpieczeństw zagrażających polskiej suwerenności. Co gorsza – media podtrzymują poziom świadomości społecznej na tak żałośnie niskim poziomie, że niemożliwa stała się już normalna i merytoryczna debata publiczna. Coraz częściej można też spotkać się z postawą, szczególnie ludzi młodych, którzy twierdzą, że kwestia polskiej niepodległości jest im w gruncie rzeczy obojętna. Nie powinno to nas dziwić, jeśli w sferze wartości postawę patriotyzmu wyparła postawa konsumpcjonizmu. Logicznym skutkiem tego procesu stała się zmiana społecznych priorytetów.

Po upadku komuny i „transformacji” ustrojowej kwestia polskiej niepodległości i suwerenności odeszła na dalszy plan. Nowe lewicowo-liberalne elity w sojuszu z post-komunistycznym elementem polskiej sceny politycznej przekonały społeczeństwo, że gwarantem przyszłej niepodległości i suwerenności Rzeczpospolitej powinny być czynniki zewnętrzne – mocarstwa i organizacje międzynarodowe. Tak oto zaprowadzono Polaków w ślepą uliczkę, wykorzystując w pełni kompleksy wychodzącego dopiero co spod sowieckiego buta społeczeństwa.

Postkolonialna mentalność Polaków ułatwiła wspomnianym elitom III RP konsekwentne osłabianie państwa i demontaż jego suwerenności. Już od lat 90. konsekwentnie i świadomie prowadzono do wyprzedaży narodowego majątku, likwidacji polskiego przemysłu, osłabienia polskiej armii, niepotrzebnej biurokratyzacji, obniżenia poziomu edukacji i szkolnictwa wyższego oraz stworzenia uprzywilejowanych warunków na rynku dla wielkich koncernów zachodnich przy jednoczesnym blokowaniu rozwoju polskiej przedsiębiorczości i powstawania klasy średniej.

Tych patologicznych zjawisk można by wymienić znacznie więcej, a wiele z nich, jak postępująca degeneracja cywilizacyjna poprzez promocję de facto antykultury w środkach masowego przekazu i instytucjach kulturalnych (tylko z nazwy) wynikało ze słabości państwa oraz słabości i braku organizacji społeczeństwa, skupionego na walce o przetrwanie w warunkach nowego, pseudokapitalistycznego ładu.

W międzyczasie kwestia niepodległości i suwerenności stała się dla Polaków czymś jak gdyby abstrakcyjnym, o czym debatować nie ma nawet potrzeby. Skuteczna propaganda mediów lewicowo-liberalnych na rzecz polskiej akcesji do struktur Wspólnot Europejskich utwierdziła tylko Polaków w przekonaniu, że „koniec historii” faktycznie nastąpił, a w strukturach unijnych czeka nas przyszłość mlekiem i miodem płynąca. Wszystko było jednak oparte na fałszywym paradygmacie – wmówiono społeczeństwu, że Państwo Polskie jest zbyt słabe, a naród zbyt zaściankowy by rządzić się samemu, ergo należy ster nad polską państwowością oddać „starszym i mądrzejszym”, czyli „dojrzałym demokracjom” Zachodu.

Niecałe 20 lat od czasu polskiej akcesji nadal ogromna część społeczeństwa żyje tymi neokolonialnymi przekonaniami, dzieląc tę samą, lub może i większą niewiarę w zdolność polskiego narodu do samostanowienia. Jednakże wielu ludzi zdążyło na szczęście otworzyć oczy, a z czasem będzie ich coraz więcej, gdyż do coraz większych rzesz zacznie docierać, że wszelkie absurdy rodzące się w Brukseli i Strasburgu, to nie przypadkowe działanie głupich ludzi, lecz metodyczna realizacja określonego planu, którym jest (docelowo) federalizacja Unii Europejskiej, tj. stworzenie superpaństwa europejskiego sterowanego przez global-socjalistyczne euroelity z niemiecko-francuskiego nadania.

Unia Europejska i federalizacja

Unia Europejska już dawno zatraciła charakter gospodarczo-politycznego związku suwerennych i niepodległych państw. Kolejne unijne traktaty takie jak traktat z Maastricht, traktat nicejski, aż po traktat lizboński konsekwentnie prowadzą Unię Europejską w stronę federalizacji, a ta wymaga jednocześnie ideologizacji (choćby po to by znacząco ujednolicić w państwach członkowskich systemy prawne). Dlaczego? Z jednej strony następuje bowiem poszerzenie kompetencji organów unijnych z Komisją Europejską na czele, z drugiej strony następuje stopniowe ograniczanie kompetencji państw członkowskich. Widać już wyraźnie, że z opisanych w 2017 roku przez Jean-Claude’a Junckera w Białej księdze w sprawie przyszłości Europy możliwych kierunków rozwoju Unii, postawiono na scenariusz zatytułowany „Robić wspólnie znacznie więcej”, a najlepszy dowód potwierdzający powyższą tezę stanowi treść umowy koalicyjnej rządu Republiki Federalnej Niemiec (SPD-FDP-Zieloni) z roku 2021, która mówi wprost, że celem integracji europejskiej powinno być „federalne, europejskie państwo związkowe, zorganizowane zgodnie z zasadą subsydiarności i proporcjonalności oraz kartą praw podstawowych” jako podstawami funkcjonowania.

Czym charakteryzowałaby się taka Unia według Junckera? M.in. wprowadzeniem w życie unii finansowej i fiskalnej, „współpracą” w zarządzaniu granicami, wspólną polityka zagraniczną zarządzaną przez centralę oraz stworzeniem Europejskiej Unii Obrony (czyt. zalążku Armii Europejskiej), budżetem „zmodernizowanym i podwyższonym, uzupełnionym o zasoby własne”, a także szybszym i skuteczniejszym podejmowaniem i egzekwowaniem decyzji.

Jak powinniśmy interpretować te mgliste założenia eurokratów? Z racji, że Biała księga opublikowana została już 6 lat temu, a docelowym terminem realizacji jej założeń miał być rok 2025, możemy z perspektywy czasu opisać to na przykładach:

  • Wprowadzenie unii finansowej i fiskalnej miałoby służyć poszerzeniu kompetencji Komisji Europejskiej, pozwalającemu jej na nakładanie i ściąganie określonych podatków, a ponadto umożliwiałoby Unii m.in. uwspólnotowienie długu (wobec czego zabiegi też już podejmowano), co oznacza, uproszczając, że wszystkie państwa musiałyby brać na siebie długi będących na skraju bankructwa państw Południa takich jak Hiszpania, Włochy i Grecja (czyli wszyscy obywatele Unii musieliby płacić za niegospodarność rządów tych krajów).
  • Aby lepiej zrozumieć utopijny charakter projektu wspólnej polityki zagranicznej i Europejskiej Unii Obrony powinniśmy przyjrzeć się jak w praktyce mogłyby one wyglądać, gdyby zostały wprowadzone w życie przed eskalacją konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Otóż inwazja rosyjska na Ukrainę jednoznacznie wykazała, że interesy poszczególnych państw UE bywają tak całkowicie ze sobą sprzeczne, że niemożliwe byłoby realizowanie spójnej, bezkonfliktowej i korzystnej dla wszystkich polityki zagranicznej. Jaką bowiem politykę zagraniczną prowadziłaby Komisja Europejska w kwestii wspomnianego konfliktu – niemiecką czy polską? Połączenie ich wobec fundamentalnych różnic byłoby przecież niemożliwe. Podobnie wygląda kwestia Europejskiej Unii Obrony – interesy czyjej obrony narodowej realizowałaby taka struktura?
  • Kwestia budżetu uzupełnionego o „zasoby własne” doskonale pokazuje na czym polega delegacja kompetencji z poziomu krajowego na poziom federalny. Unia Europejska nie jest przecież w stanie wygenerować jakichkolwiek „zasobów własnych” w sposób inny niż poprzez przejęcie części wpływów budżetowych poszczególnych państw członkowskich. Unia – choć wielu ciągle zdaje się tego nie pojmować – nie posiada żadnych zasobów własnych, gdyż nie jest przedsiębiorstwem, którego usługi ktokolwiek by kupował. Wszystkie pieniądze jakimi Unia dysponuje, to pieniądze pochodzące z podatków obywateli państw członkowskich. Jeżeli więc Komisja Europejska występuje uzurpacyjnie o poszerzenie zasobów własnych, to znaczy, że zwyczajnie chce zabierać państwom członkowskim kolejne miliardy z ich własnych budżetów. W jakim celu? Warto pamiętać, że z naszych pieniędzy struktury unijne opłacają już ponad 30 tysięcy darmozjadów z Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego.
  • Na czym miałoby polegać szybsze i skuteczniejsze podejmowanie decyzji? Cóż, jest to kwestia chyba najbardziej zawiła i mglista jednocześnie. Najbardziej logiczny scenariusz interpretacji tego sformułowania to przekształcenie Komisji Europejskiej w Rząd Europy – z przewodniczącym jako premierem. Jeżeli bowiem scenariusz federacyjny, pod którym podpisuje się dzisiaj Olaf Scholz, kanclerz najpotężniejszego członka Unii, miałby zostać zrealizowany faktycznie, Unia będzie potrzebowała ciała wykonawczego nadrzędnego względem rządów państw członkowskich.

Doświadczenie ostatnich lat wyraźnie pokazuje, że plany federalizacji UE wyprzedzają czasowo wszelkie założenia teoretyczne. Do przyspieszenia tego procesu bardzo zręcznie wykorzystano okres tzw. pandemii. Działania Komisji Europejskiej na przestrzeni ostatnich lat idą o wiele dalej niż zakładał nawet najbardziej „optymistyczny” scenariusz Junckera w roku 2017. Unia nie ma zresztą zamiaru zejść z raz obranego kierunku, o czym wielokrotnie wspominała p. von der Leyen i wszelkie mrzonki o reformie tej organizacji od środka mają na celu jedynie mydlić ludziom oczy, tworząc fałszywą nadzieję na to, że trendy federalizacyjne wewnątrz Unii da się odwrócić właściwymi wyborami politycznymi.

Na tym etapie należy odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie – jak to możliwe, że podczas gdy o wizji federalizacji UE mówią od lat oficjalne dokumenty, ważni przedstawiciele Komisji Europejskiej, a w ostatnim czasie nawet przywódcy niektórych państw członkowskich, wizja ta cały czas w oczach polskich mas zdaje się czymś kompletnie niezrozumiałym i nierealistycznym, teorią spiskową ludzi z antyunijną obsesją?

W tym momencie cofnę się do tego o czym pisałem na początku tego tekstu – społeczeństwo polskie swoją wiedzę o rzeczywistości czerpie przede wszystkim z mediów, a dominującym medium w dalszym ciągu pozostaje telewizja. Sytuacja na polskim rynku medialnym jest natomiast taka, że niezliczone kanały telewizyjne, radiowe, gazety oraz portale internetowe znajdują się w rękach obcego kapitału – także niemieckiego i francuskiego. Media te tworzą więc w Polsce propagandę przychylną projektom federalizacji – realizują na terytorium polskim propagandę obcych mocarstw za pośrednictwem polskojęzycznych „dziennikarzy”. Stąd też społeczeństwo nie jest informowane o tym jak naprawdę funkcjonuje Unia Europejska, tkwiąc w mylnych przekonaniach wpojonych mu jeszcze w czasach okresu przedakcesyjnego.

Pozwolę sobie w tym miejscu rozprawić się z dominującymi w polskiej przestrzeni publicznej mitami na temat Unii Europejskiej.

Mit I: Parlament Europejski ma znaczenie

Parlament Europejski w przeciwieństwie do parlamentów krajowych nie posiada inicjatywy ustawodawczej. Jest to instytucja w gruncie rzeczy całkowicie zbędna, której istnienie ma spełniać dwa podstawowe cele: 1) z propagandowego punktu widzenia ma podtrzymywać fikcję demokracji panującej w UE; 2) stanowi niebotycznie dochodowe koryto dla polityków lokalnych, często zbliżających się już do politycznej emerytury lub też od dawna na niej będących.

Istnienie instytucji parlamentarnej z nazwy, która nie posiada inicjatywy ustawodawczej i może wpływać na organ wykonawczy (Komisja Europejska) jedynie poprzez niewiążące wezwania do działania jest swoistym absurdem do kwadratu. Parlament teoretycznie dysponuje uprawnieniami takimi jak zatwierdzanie KE i jej przewodniczącego czy prawo uchwalania wotum nieufności wobec Komisji większością 2/3 głosów, ale jak wiadomo z praktyki – linia ideowa PE i KE jest zazwyczaj tak zbieżna, że niemożliwością zdaje się sytuacja, w której Parlament korzysta z tych uprawnień.

Pozostałe uprawnienia PE typu „prawo zadawania pytań komisarzom” lub „możliwość zadawania pytań Radzie” mogą wzbudzać jedynie śmiech.

Rozwinę teraz dwa podstawowe cele istnienia Parlamentu Europejskiego, o których wspomniałem wcześniej.

Podtrzymywanie fikcji demokracji. Unia Europejska szczyci się, że jedną z jej fundamentalnych „wartości” jest demokracja. Tymczasem jedyne demokratyczne wybory do którejkolwiek ze struktur unijnych, to właśnie odbywające się co 5 lat wybory do PE. Europejczycy mają więc demokratyczne prawo wyboru europosłów, którzy na kierunek działania Unii Europejskiej nie mają żadnego realnego wpływu. Demokracja Unii jest więc kompletną fikcją, gdyż realna decyzyjność znajduje się w rękach państw w Unii dominujących, dla których wyniki wyborów do europarlamentu nie mają żadnego znaczenia.

Źródło dochodów dla polityków. Europarlament liczy sobie 705 posłów (dla porównania w 1962 roku było ich 162, lecz później nastąpił lawinowy wzrost). Pensja europosła to w przybliżeniu 10 tysięcy euro brutto (7,5 tysiąca euro na rękę). W przeliczeniu na złotówki przy obecnym kursie euro poseł taki otrzymuje więc pensję sięgającą ponad 33 tysięcy złotych miesięcznie na rękę. Przez całą kadencję (5 lat) europoseł zarabia w europarlamencie w przybliżeniu 2 miliony złotych netto.

Pokrycie pensji wszystkich europarlamentarzystów razem kosztuje europejskich podatników prawie 2 miliardy złotych brutto! Mowa tutaj o samych europarlamentarzystach określonej kadencji, a nie zapominajmy o wszystkich emerytowanych europarlamentarzystach czy pracownikach Europarlamentu, których jest znacznie więcej oraz przedstawicielach Komisji Europejskiej, którzy otrzymują jeszcze wyższe pensje. Unia Europejska jest więc maszynką do przemielania pieniędzy europejskich podatników na rzecz europejskich polityków, którzy mogą zostać milionerami jedynie przez sam fakt wybrania ich do PE.

Czy naprawdę opłaca się wydawać te wszystkie miliardy na instytucję, która cieszy się kompetencjami takimi jak „prawo do zadawania pytań”?

W ramach eksperymentu społecznego zachęcam czytelników do zadawania pytań na temat roli i funkcjonowania Europarlamentu w ramach struktur UE polskim zwolennikom Unii. Zakładam, że zdecydowana większość odpowiedzi jakie Państwo otrzymają nie będzie miała zupełnie nic wspólnego z rzeczywistością.

Mit II: Bez Unii bylibyśmy drugą Białorusią

Kolejny mit wykreowany przez europropagandę i wtłoczony w umysły Polaków sprawia, że nie są oni sobie w stanie wyobrazić sprawnego funkcjonowania Państwa Polskiego poza strukturami unijnymi. Istnieje tymczasem na terytorium Europy kilka państw, które jednoznacznie pokazują, że można nie należeć do Unii, a prosperować bardzo dobrze, czego przykładem są Szwajcaria, Islandia czy Norwegia. Co więcej, państwa te przynależą do strefy Schengen, co jednoznacznie obala kolejny mit, jakoby brak przynależności do UE uniemożliwiałby Polsce funkcjonowanie w ramach tego układu.

Ostatecznym dowodem na to, że wraz z Unią pojawił się w Polsce dobrobyt – zdaniem zwolenników UE – ma być dynamiczny rozwój polskiej gospodarki oraz infrastruktury w pierwszych latach po przystąpieniu Polski do UE. Fakty są jednak takie, że nie da się jednoznacznie stwierdzić czy rozwój ten wynikał tylko i wyłącznie z faktu, że Polska wstąpiła do Unii. Ewentualne pozytywne efekty ekonomiczne wynikające z przystąpienia Polski do UE (a obiektywnie stwierdzając, takie także były) pokryły się bowiem w czasie z dynamicznym rozwojem gospodarczym typowym dla państw, które od lat 90. przechodziły transformację ustrojową, której podstawą było odejście od kompletnie niewydolnej gospodarki centralnie planowanej. Kiedy spojrzymy na wskaźniki wzrostu gospodarczego to zobaczymy, że najbardziej stabilny długofalowo wzrost miał miejsce w latach 1993-2000, a załamanie przypadło dopiero na rok 2001 (spowolnienie trwało 2 lata). Nie jesteśmy więc w stanie jednoznacznie stwierdzić czy rozwój gospodarczy Polski bez wstąpienia do Unii Europejskiej nie wyglądałby mniej więcej tak samo jak wyglądał w rzeczywistości.

Dla porównania możemy przyjrzeć się tym państwom post-komunistycznym, które opóźniły swoje przystąpienie do UE względem Polski. Tak oto Chorwacja do czasu kryzys ekonomicznego, który bardzo mocno wpłynął na jej gospodarkę zaliczała w latach 2002-2007 konsekwentny wzrost gospodarczy wahający się między 4.1-5.7%. Tak jak wspomniałem gospodarka chorwacka wyhamowała w obliczu kryzysu finansowego, ale po odbiciu, które nastąpiło w roku 2015 nie osiągała już wzrostu gospodarczego zbliżonego do tego z lat 2002-2007 (aż do roku 2021, co miało związek z „odbiciem” po lockdownach roku 2020).

Nie chodzi mi w tym momencie o to by na siłę udowadniać, że gospodarczo wyglądalibyśmy lepiej gdybyśmy do Unii Europejskiej nie wstąpili – nigdy się tego tak naprawdę nie dowiemy. Chodzi jedynie o walkę z wykreowanym mitem, jakoby przystąpienie do Unii było historyczną koniecznością, bez której nie uniknęlibyśmy biedy i zastoju. Jak pokazuje powyższy przykład Chorwacja nie będąc członkiem Unii w latach 2005-2007 (przed kryzysem) nie rozwijała się gospodarczo jakoś dramatycznie gorzej niż Polska. Warto wspomnieć też, że Rumunia, która przystąpiła do UE w roku 2007, notowała wzrost na poziomie 10.3% w roku 2004 czy 8% w roku 2006. Do osiągnięcia takich wskaźników nie był jej potrzebny zastrzyk funduszy z UE.

Mit III: Unia jest gwarantem polskiego bezpieczeństwa

Wbrew powtarzanemu często frazesowi, Unia Europejska nie jest sojuszem militarnym i obecność w niej nie stanowi z tego względu jakiejkolwiek gwarancji udzielenia realnego wsparcia w przypadku agresji zbrojnej na nasz kraj. Politycy, którzy wygłaszają tego typu stwierdzenia zwyczajnie wykorzystują fakt, że przynależność wielu krajów do UE pokrywa się z przynależnością do NATO, które – teoretycznie – jest zobowiązane do udzielenia militarnego wsparcia każdemu zaatakowanemu członkowi. Z militarnego punktu widzenia Unia Europejska nie jest więc żadnym gwarantem bezpieczeństwa Polski i nie istnieje żaden realny dowód na to, że nasza obecność w jej strukturach zmieniałaby cokolwiek w zachowaniu pozostałych państw członkowskich w przypadku konfliktu.

Podsumowanie

Unia Europejska stanowi raczkujące zagrożenie dla niepodległości Państwa Polskiego, gdyż oficjalnym kierunkiem jej działania jest federalizacja, która wiąże się ze stopniowym ograbieniem z kompetencji państw narodowych, a w konsekwencji ich likwidacją (lub zamianą w eurolandy, co w gruncie rzeczy oznacza to samo), aby nie stały one na przeszkodzie realizacji interesów sił taką federacją zarządzających. Jednym z podstawowych celów federalizacji Unii ma być podporządkowanie państw Europy Środkowo-Wschodniej dyktatowi najważniejszego unijnego państwa, które dysponuje w Unii największymi wpływami, czyli Republice Federalnej Niemiec. W aktualnym stanie rzeczy, przy istniejącej ciągle procedurze weta (do którego zniesienia otwarcie się dąży, co zgodne jest z jednym z punktów Junckera – usprawnieniem i przyspieszeniem procesów decyzyjnych) mniejsze państwa mogą w dalszym ciągu, mniej lub bardziej skutecznie, spowalniać lub blokować niemieckie inicjatywy.

Oczywiście nie jest powiedziane, że projekt federalizacji Unii zostanie „domknięty”. Wiele zależy od politycznych wyborów Europejczyków w najbliższych latach, które z punktu widzenia tegoż projektu będą kluczowe. Nie jest też powiedziane, że superpaństwo europejskie miałoby objąć wszystkich jej aktualnych członków. Być może presja federalizacyjna ze strony Niemiec i Komisji Europejskiej spowoduje implozję Unii, gdyż niektóre państwa w obawie o własne interesy i własną suwerenność mogą wówczas podjąć próbę wyjścia z unijnych struktur, jak uczyniła to kilka lat temu Wielka Brytania.

W całym tekście nie poruszyłem nawet kwestii ideologicznych zagrożeń płynących z poszerzania prerogatyw europejskiej centrali, a jest to kolejna, bardzo obszerna kwestia, która stanowi zagrożenie już nie tylko dla integralności naszego państwa, lecz także integralności naszej narodowej kultury i tożsamości. Unia Europejska jest dziś bowiem zdominowana ideologicznie przez nurty skrajnie lewicowe i nic nie wskazuje na to by ten stan rzeczy miał się w najbliższych latach zmienić. Nic więc dziwnego, że projekt federalizacji Unii całkowicie zgrywa się z jej orientacją ideologiczną. Lewica od czasów Marksa nie zmieniła się bowiem pod względem jednoznacznej wrogości do państw narodowych, które w jej optyce należałoby jak najszybciej odstawić na śmietnik historii.

Na koniec warto zwrócić na uwagę, że federalizacja Unii Europejskiej doskonale wpisuje się w założenia współczesnego globalizmu, który stanowi kolejne ukryte zagrożenie dla państw narodowych. O globalizmie jednak więcej w części II.

___________

Zagrożenia polskiej suwerenności. Część I: Unia Europejska, Dominik Liszkowski, 9 sierpnia 2023

Rodzina psuje się od głowy. O męstwie i męskości.

Można odnieść wrażenie, że chodzi głównie o to, że mężczyzna ma być po prostu słaby. I to nawet nie w kontekście fizycznym: ma być zwyczajnie miałki, hedonistyczny, egoistyczny i nieodpowiedzialny.

Współczesny mężczyzna akceptuje równość, partnerstwo, a męskość nie oznacza dominacji, lecz współdziałanie i demokratyczność. Ponadto akcentowane są nie tylko cechy męskie, ale również kobiece. Wśród nowego modelu męskości wymienia się także takie cechy jak: nastawienie na konsumpcję, preferowanie etyki przyjemności, a nie etyki pracy, osobowość narcystyczną i dbałość o własne ciało – opisuje na łamach portalu „Zatoka Piękna”, psycholog i seksuolog Ewa Ciesielska.

Dnia 16 marca 2024 15:49 Marcin Perłowski | Centrum Życia i Rodziny napisał(a):

Czytaj onlineCentrum Życia i Rodziny
Szanowni Państwo,
Wczorajsza Męska Droga Krzyżowa za Życiem, w której wzięło setki mężczyzn z Warszawy i okolic, skłoniła mnie do refleksji na temat… męstwa i męskości. 
Zacznę od przytoczenia kilku tytułów artykułów.
Toksyczna męskość – jak obsesja męskości wpływa na chłopców i mężczyzn
„Nie spotkałam żadnego konkretu, jest po prostu dno”. Młode Polki narzekają na facetów. Może wymagają za wiele?
Współcześni mężczyźni: płaczą, ale tęsknią za sprawczością
To zaledwie mała próbka tego, jak dziś kulturowo postrzegana jest męskość.
„Toksyczna męskość” i „obsesja męskości” od razu wskazują, że męskość jest niebezpieczna, groźna i z gruntu zła. Jednocześnie dwa kolejne tytuły naprowadzają nas na to, że współcześni mężczyźni są do niczego i nie spełniają wymagań kobiet, a co więcej – sami nie potrafią zdecydować, kim są i czego chcą.
Taki obraz ochoczo suflują nam dziś media – zwłaszcza te lewicowe – i myślę, że nie jest to działanie przypadkowe.Społeczne oczekiwania wobec mężczyzn uległy w ostatnich dekadach olbrzymim przeobrażeniom. Można wręcz powiedzieć, że wywróciły się o 180 stopni, i to, co niegdyś uchodziło za atut dziś jest nieomal przestępstwem.
Cechy tradycyjnie uważane za typowo męskie, jak siła, sprawczość, decyzyjność, przywództwo uznawane są za „toksyczne” i niepasujące do świata, w którym królować ma „matriarchat”. Jaki więc ma być nowoczesny mężczyzna?
Współczesny mężczyzna akceptuje równość, partnerstwo, a męskość nie oznacza dominacji, lecz współdziałanie i demokratyczność. Ponadto akcentowane są nie tylko cechy męskie, ale również kobiece. Wśród nowego modelu męskości wymienia się także takie cechy jak: nastawienie na konsumpcję, preferowanie etyki przyjemności, a nie etyki pracy, osobowość narcystyczną i dbałość o własne ciało – opisuje na łamach portalu „Zatoka Piękna”, psycholog i seksuolog Ewa Ciesielska.
Można odnieść wrażenie, że chodzi głównie o to, że mężczyzna ma być po prostu słaby. I to nawet nie w kontekście fizycznym: ma być zwyczajnie miałki, hedonistyczny, egoistyczny i nieodpowiedzialny.
Być może zapytają Państwo jednak: jaki byłby w tym cel? Jaki cel zbudowania takiego etosu męskości mogłyby mieć środowiska lewicowe?
Zapewne znają Państwo powiedzenie „ryba psuje się od głowy”? Pozwolę sobie nieco je sparafrazować, aby unaocznić ten cel: rodzina również psuje się od głowy.
Doprowadzenie do kryzysu męskości – a chyba nikt nie ma wątpliwości, że właśnie z tym zjawiskiem się mierzymy – destrukcja obrazu mężczyzny w kulturze i w społeczeństwie, to działanie wymierzone wprost w rodzinę.
Przytoczę Państwu pewne dane:tylko 19% młodych mężczyzn, którzy wychowywali się bez ojca, ukończyło college;podobnie 19% badanych, którzy nie mieli kontaktu z biologicznym ojcem, nie znalazło stałej pracy do 29. roku życia.aż 31% młodych mężczyzn pochodzących z rodzin niepełnych trafiało do aresztu, a 21% do więzienia przed ukończeniem 20. roku życia.Oczywiście są to dane z badań prowadzonych w USA, jednak również badania polskie prowadzą do podobnych wniosków: wychowanie w pełnej rodzinie jest najlepszym czynnikiem zabezpieczającym przed problemami edukacyjnymi, psychicznymi, uzależnieniami i angażowaniem się w zachowania ryzykowne czy przestępczość. Co więcej: pełna rodzina działa w tym względzie większe znacznie lepiej niż pochodzenie etniczne, edukacja czy wsparcie socjalne ze strony państwa.
Kultura, w której ojcowie nie są obecni w życiu dzieci, jest zatem – z punktu widzenia całego społeczeństwa – skrajnie niekorzystna.
A jednak właśnie taką kulturę budują obecne trendy!Pomagam promować dobre wzorce męskości!Mężczyźni, chłopcy, którzy dopiero kształtują swoje charaktery, otrzymują jasny sygnał: nie możesz być męski! Mężczyzna silny, zdecydowany, aktywny i sprawczy to już nieaktualny, niemodny wzorzec.
Nie muszę chyba przekonywać Państwa, że budowanie przyszłości na takim wychowawczym fundamencie to budowanie na piasku.
Środowiska lewicowe, które, jak doskonale zdają sobie Państwo sprawę, cieszą się wsparciem największych mediów, prowadzą nas wprost do katastrofy: społeczeństwa „Piotrusiów Panów”, wiecznych chłopców, niezdolnych do wzięcia na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności i uciekających, gdy tylko pojawią się jakieś trudności.
Zabrzmi to paradoksalnie, ale dla nich kryzys męskości to… najlepsza recepta na kryzys kobiecości, kryzys wychowania i destrukcję rodziny!
I być może w tym momencie zastanawiają się Państwo, czy da się jeszcze temu zaradzić. Czy widząc ten ogromny problem, jesteśmy w stanie przedstawić mężczyznom jakiś inny wzorzec? Pokazać dobrą alternatywę?
Tak – i przypomnę, że Centrum Życia i Rodziny robi to już od kilku lat.
Takim wzorem mężczyzny jest dla nas Święty Józef, którego liturgiczną uroczystość będziemy obchodzić już za kilka dni.
To postać uosabiająca wszystkie te cechy, które dziś są tak systemowo osłabiane i które próbuje się wyplenić, a jednocześnie taka, której z pewnością nie można zarzucić „toksyczności”.
Święty Józef, przyjmując dane mu powołanie do bycia ziemskim opiekunem Jezusa i mężem Matki Bożej, wykazał się odpowiedzialnością, odpornością w obliczu trudności i prawdziwą męską siłą – nie agresją, ale siłą charakteru. Co więcej, jest uosobieniem etosu pracy, tak często zamienianego dziś na etos przyjemności. Daleko mu do egoistycznego i nastawionego na łatwą przyjemność chłopca.
Tego świętego przybliżaliśmy Polakom od kilku lat, bo choć jego kult jest u nas dość rozpowszechniony, to częściej widzimy go jako patrona spraw zawodowych albo orędownika w poszukiwaniach dobrego męża. Warto jednak spojrzeć na Józefa jeszcze od innej strony.
Centrum Życia i Rodziny jeszcze w 2021 roku rozpoczęło kampanię „Dzień Ojca na nowo”, w której postulowaliśmy ustanowienie obchodów Dnia Ojca w dniu wspomnienia Świętego Józefa, czyli 19 marca. W ten sposób chcieliśmy przedstawić tego wielkiego świętego jako patrona ojców i mężczyznę, który może być nowym wzorem męskości. Najlepszym wzorem – nie tylko na dzisiejsze czasy.
Kampania cieszyła się zresztą dużym zainteresowaniem naszych Przyjaciół, zebraliśmy ponad 74 000 podpisów, a nasz apel trafił na ręce ówczesnej Marszałek Sejmu Elżbiety Witek. Ze strony polityków otrzymaliśmy zapewnienia, że sprawa jest na dobrej drodze, a szanse na to, że Sejm przyjmie odpowiednią uchwałę, są spore.
Ale wszystko zmieniło się wraz z… nadchodzącymi wyborami. Najpierw procedowanie naszego apelu niespodziewanie zwolniło, a popierający tę inicjatywę politycy jakby nabrali wody w usta. I nie myliliśmy się – we wrześniu otrzymaliśmy oficjalny dokument, podpisany przez Wicemarszałka Włodzimierza Czarzastego, informujący, że prace nad petycją zostały zakończone i nie będzie ona dalej procedowana.
Oczywiście, to była bardzo rozczarowująca decyzja…
Ale to logiczne: Święty Józef zdecydowanie nie jest na rękę wielu politykom: tak tym lewicowym, ale jak i tym z reprezentującym miałki środek.
Oni przecież promują albo zgadzają się na aborcję, pigułkę „dzień po”, związki partnerskie – a więc wszystko to, co pozwala mężczyznom uciekać od zobowiązań i odpowiedzialności.
Jak mieliby jednocześnie wskazywać jako ich patrona świętego, który pokazuje, że właśnie postawa odpowiedzialności i poświęcenia dla innych jest najważniejsza?
Ale my, mimo tego niepowodzenia, nie zamierzamy się poddać!Chcę powrotu prawdziwej męskości!Promowanie prawdziwej, tradycyjnej męskości oraz odpowiedzialnego i zaangażowanego ojcostwa to wciąż jedno z kluczowych zadań w społeczeństwie, w którym na dobre już rozgościło się pokolenie wiecznych chłopców.
Jak pisałem Państwu ostatnio, wspieramy inicjatywy promujące męskość, i jednoczymy siły ze ruchami i wspólnotami zrzeszającymi mężczyzn. Mamy wspólne priorytety, a razem zyskujemy zdecydowanie większą siłę przebicia.
Męska Droga Krzyżowa za Życiem, która wczoraj przeszła ulicami Warszawy i Krakowa, to przykład takich inicjatyw, które dają świadectwo, że współczesny mężczyzna nie musi być miałkim, hedonistycznym chłopcem.
Nie musi uginać się przed krzykami feministek, które wymagają od mężczyzn tylko tego, by zamilkli i uniżenie oddali im ich rzekome „prawa”, z których nadrzędnym jest oczywiście „prawo” do zabijania dzieci w ich łonach.
Dziękuję wszystkim z Państwa, zwłaszcza Panom, którzy przyłączyli się do naszej wspólnej modlitwy. Dziękuję za to, że pokazaliśmy, że obrona życia jest sprawą mężczyzn i ich życiowym powołaniem!To jednak oczywiście nie koniec.
Chciałbym zachęcić Państwa do promowania Świętego Józefa jako wzoru mężczyzny. 
Na naszej stronie DzienOjca.pl wciąż dostępne są nasze materiały: książka z rozważaniami na temat tego patrona męskości, a także jego piękny wizerunek.
Namawiam Państwa do zamawiania ich dla siebie albo jako podarunku dla rodziny czy znajomych. Bądźcie Państwo ambasadorami najlepszego wzoru męskości w swoich środowiskach!
Planujemy już kolejne działania społeczne przywracające prawidłowy etos męskości. Oczywiście nie jest to łatwe – mierzymy się z wieloletnią kampanią niszczenia jej, w warunkach, w których popkultura i media przesiąknięte są już ideologią „antymęskości”.
Dlatego chciałbym prosić Państwa o wsparcie naszych działań promujących prawidłowy wzorzec mężczyzny, a także wspierających wychowanie chłopców do męskości datkiem w wysokości 50 zł, 100 zł czy 200 zł lub nawet większej.Wspieram takie działania!Taka zmiana kulturowa nie dokonuje się oczywiście z dnia na dzień. Odwrócenie tych niekorzystnych trendów to praca zamierzona na lata. Dlatego tak ważne jest, byśmy rozpoczęli ją już teraz.
Nie możemy pozwolić na to, aby w dorosłość wchodziły kolejne pokolenia „Piotrusiów Panów”, skoncentrowanych na sobie i niezdolnych do wzięcia odpowiedzialności za innych.
To kryzys nie tylko męskości, ale całego społeczeństwa, bo mniej silnych mężczyzn to też mniej stabilnych, trwałych małżeństw, więcej rozbitych rodzin, dzieci pozbawionych ojców.
To więcej żyć utraconych w wyniku aborcji, bo bardzo często to właśnie nieodpowiedzialny, niedojrzały mężczyzna stoi za ostateczną decyzją matki o zabiciu dziecka.
Bycie mężczyzną to wielkie zadanie i wspaniałe powołanie!
Serdecznie Państwa pozdrawiam
Wspieram działania Centrum Życia i Rodziny!
Dane do przelewu:
Centrum Życia i Rodziny
Skrytka pocztowa 99, 00-963 Warszawa 81Nr konta: 32 1240 4432 1111 0011 0433 7056, Bank Pekao SAZ dopiskiem: „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny”
SWIFT: PKOPPLPWIBAN: PL32 1240 4432 1111 0011 0433 7056

Afera w stolicy! O Strefie Czystego Transportu. Badania robiła fundacja promocji elektryków.

Afera w stolicy! Oto dokumenty o Strefie Czystego Transportu. „Warszawa postanowiła użyć zasponsorowanych badań” [VIDEO]

afera-w-stolicy-o-strefie-czystego-transportu-warszawa 18.03.2024

Protest przeciwko Strefie Czystego Transportu.
Protest przeciwko tzw. Strefie Czystego Transportu. / Fot. PAP

Warszawa wprowadza tzw. ekologiczne rozwiązania za sprawą klimatycznych lobbystów. Badania, na które powoływał się stołeczny ratusz i na podstawie których wprowadzona zostanie tzw. Strefa Czystego Transportu, przeprowadziła i zapłaciła za nie fundacja związana z promocją drogich samochodów elektrycznych.

Do dokumentów dotarli działacze warszawskich struktur związanych dziś z Januszem Korwin-Mikkem. O dane wnioskował Jacek W. Bartyzel, a miasto po wielu tygodniach zwłoki wreszcie je wydało.

Przedstawię wam informację, która była dla mnie porażająca i jestem zdziwiony, że żadne ogólnopolskie media o tym nie mówią. Okazało się, że miasto stołeczne Warszawa zleciło badania przed wprowadzeniem Strefy Czystego Transportu fundacji na rzecz promocji pojazdów elektrycznych tak rozpoczyna nagranie osoba analizująca dokumenty.

Badanie zostało ufundowane przez tę fundacje. Warszawa nie zapłaciła ani złotówki za badanie przed tak dużym projektem, który wpływa na życie tysięcy warszawiaków. Oba badania, na które powoływał się warszawski ratusz przed konsultacjami dotyczącymi Strefy Czystego Transportu w Warszawie, powstały z inicjatywy fundacji promocji pojazdów elektrycznych – mówi dalej i cytuje zapisy dokumentów.

Jak przekonuje, lobbyści mają cel we wprowadzeniu STC, bo dzięki temu duża część floty samochodowej w Warszawie zostanie wymieniona na elektryki. Poddaje też w wątpliwość jakość przeprowadzanych badań. Zaznacza, że dane zawarte w dokumentach mogą być nawet prawdziwe, ale dobrane są w odpowiedni sposób.

Tak samo producenci garnków, które byłyby drogo sprzedawane podczas spotkań emerytom, też mogliby zasponsorować badania, gdzie te garnki byłyby przedstawione w samych superlatywach i pewnie te informacje też byłyby nawet prawdziwe w tym badaniu. Jednak dane byłyby w taki sposób dobrane, aby nie przedstawiałyby drugiej strony, drugiego aspektu – np. opłacalności – albo alternatyw w postaci tańszych, ale równie dobrych garnków – porównuje.

Miasto stołeczne Warszawa postanowiło użyć zasponsorowanych badań, nie przeprowadziło żadnych niezależnych badań. Jest to szokujące dla mnie – podkreśla.

Przedstawia jeszcze jeden punkt zapisu umowy m.st. Warszawy z Fundacją Promocji Pojazdów Elektrycznych. Okazuje się, że obie strony „zobowiązują się do nie podejmowania żadnych czynności, które mogłyby zagrozić powodzeniu założeń programu Strefy Czystego Transportu oraz zobowiązują się do zachowania lojalności względem siebie.

Jak miasto Warszawa mogło podpisać taką umowę? Jak miasto Warszawa mogło postawić nas mieszkańców przed faktem dokonanym? Jak miasto Warszawa mogło użyć sponsorowanego badania i oprzeć tak znaczący projekt o te badanie? – pyta retorycznie. Ma nadzieję, że tematem zajmą się ogólnopolskie media, ale na to byśmy nie liczyli.

Prezesem Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych jest Marcin Korolec, który kręci się przy polityce. W poprzednim rządzie Tuska był m.in. ministrem środowiska czy pełnomocnikiem rządu ds. polityki klimatycznej. Dziś jest także prezesem Instytutu Zielonej Gospodarki. No i wykonuje „badania”, na podstawie których politycy prowadzą m.in. antysamochodową politykę pod pretekstem „walki z globalnym ociepleniem”. Z taką polityką próbuje walczyć Korwin-Mikke, proponując zamiast tego stricte wolnościowe podejście.

Żydowski interes: Drukują steki na drukarkach 3D. Z soi i grochu, ciecierzycy, buraków. Sprzedają głupim gojom po 40 dol. A zdobyli w tym roku od inwestorów 170 mln dol.

Żydowski interes: Drukują steki na drukarkach 3D. Z soi i grochu, ciecierzycy, buraków. Sprzedają głupim gojom po 40 dol. A zdobyli w tym roku od inwestorów 170 mln dol.

money/mieso-z-drukarek-i-grochu

“To mięso, po prostu jest wytwarzane w inny sposób”: Redefine Meat zdobył w tym roku od inwestorów 170 mln dol.

——————————-

Izraelska firma Redefine Meat nawiązała współpracę z importerem Giraudi Meats, który ma zająć się dystrybucją jej steków w Europie. Przedsiębiorstwo z Tel Awiwu chce zaoferować Europejczykom “mięso” produkowane za pomocą ogromnych drukarek 3D – informuje Reuters.

Redefine Meat specjalizuje się w wytwarzaniu “mięsa” roślinnego. Izraelska firma wykorzystuje do jego produkcji sojowe i grochowe proteiny, ciecierzycę, buraki, drożdże oraz olej kokosowy. Co ciekawe, produkty, które imitują mięso, są drukowane przez drukarki 3D.

Nasz produkt to mięso, ma te same cechy, po prostu jest wytwarzany w inny sposób – przekonuje Eshchar Ben-Shitrit, dyrektor Redefine Meat. – Fakt, że nasze produkty są teraz sprzedawane przez Giraudi Meats, czyli importera, który oferuje również wysokiej jakości mięso, pokazuje, że nie są to wyłącznie alternatywne produkty wegańskie – dodaje.

Produkty firmy są już znane w Europie

Steki, w których specjalizuje się firma, są już dostępne w kilku krajach, m.in. w Wielkiej Brytanii, Holandii i Niemczech. Izraelczycy chcą iść jednak dalej.

Redefine Meat zdobył w tym roku od inwestorów 170 mln dol. Pieniądze przeznaczył m.in. na rozbudowę fabryki w Holandii, a po nawiązaniu współpracy z importerem liczy na umocnienie się na europejskim rynku. Dzięki uruchomieniu nowej linii produkcyjnej w Holandii, możliwości produkcyjne przedsiębiorstwa będą wynosić 15 ton dziennie.

Plany ma ambitne, ale zrealizować je nie będzie łatwo. Jak wskazuje Reuters, w ostatnim czasie zainteresowanie roślinnymi alternatywami mięsa spadło. W obawie przed recesją i inflacją wielu konsumentów zaczęło kupować tradycyjne mięso.

Roślinne steki w tym miesiącu trafią do Europy

Redefine Meat zapowiada, że jeszcze w październiku ruszy z dystrybucją mięsa do sklepów i restauracji we Francji. Następnie chce wejść do Włoch, Grecji i Szwecji. Na tym nie poprzestanie. Planuje ruszyć ze sprzedażą w kilkunastu krajach europejskich.

W tej chwili jej “mięso” jest dostępne w ok. 1000 europejskich restauracji. Jak podaje Reuters, za kilogram steków Redefine Meat płacą one ok. 40 dol. (ok. 196 zł).

Robot (pralka?) otrzymał[a?] tytuł profesora honoris causa uczelni Collegium Humanum [Tumanum?]. Hucpa – z kardynałami i prezydentami. 32 tys. studentów.

Robot humanoidalny otrzymał[a?] tytuł profesora honoris causa uczelni Collegium Humanum. [Tumanum?]

– Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala

Czy ten , co mówić o tym nie pozwala?

Cyprian Kamil Norwid

– Prędzej złodziej przyzna się, że ukradł, niż profesor, że głupstwo powiedział. Aleksander Fredro

Robot humanoidalny otrzymała tytuł profesora honoris causa uczelni Collegium Humanum

Posted on 17 marca, 2024 by jw [Józef Wieczorek]

Takiej uczelni to świat może nam pozazdrościć. Rektora także. https://pl.wikipedia.org/wiki/Pawe%C5%82_Czarnecki 

W wieku 26 lat też otrzymał tytuł profesora honoris causa – Krasnodarski Uniwersytet Kultury i Sztuk

– a wieku 44 lat  uznany za szefa zorganizowanej grupy przestępczej siedzi, tyle, że nie w fotelu rektorskim.
===================================
Inauguracja roku akademickiego 2023/24 w nowej siedzibie Collegium Humanum miała dodatkową atrakcję. Mika – robot humanoidalny i zarazem prezes firmy Dictador otrzymał[a] tytuł profesora honoris causa uczelni. „Dokonaliśmy aktu, który nie miał precedensu w historii szkolnictwa wyższego w Polsce i na świecie” – mówi prof. dr hab. Paweł Czarnecki, rektor Collegium Humanum. Więcej na: https://shorturl.at/hit03

===================

Polska Agencja Prasowa : Collegium Humanum otwiera nową siedzibę. Gwiazdą uroczystości robot z tytułem profesorskim

Mieści się przy al. Jerozolimskich 133A w Warszawie.

===============================

Rektor: prof. dr. ab. Paweł Czarnecki otwiera. Zaszczycili: Kardynałowie, w tym zagraniczni, biskupi [Trzech duchownych w czerwonych czapeczkach, chyba kard. Nycz poświęca], premier i prezydent Czech Václav Klaus, Irena Santor [doktor honoris causa Collegium Humanum[ i jakiś Cugowski [ma tytuł honorowego profesora Collegium Humanum (2022)].

======================================

Collegium Humanum otwiera nową siedzibę. Gwiazdą uroczystości robot z tytułem profesorskim:

=======================================================

przy al. Jerozolimskich 133A:

To właśnie Studenci, Wykładowcy i Pracownicy współtworzą Uczelnię, a dbałość o dobre imię i interesy tej społeczności stanowią wartości będące dla Władz Uczelni najwyższym priorytetem.

prof. CH. dr hab. Ilona Makowska
Rektor Collegium Humanum

===================================

Co oznacza prof ch? [ch(- -) ?]. Nie! To:

=======================================================

pap-mediaroom.pl/nauka-i-technologie/collegium-humanum-otwiera-nowa-siedzibe-w-warszawie-gwiazda-uroczystosci-robot

26 października [2023] odbyła się inauguracja roku akademickiego w Collegium Humanum, największej uczelni niepublicznej w Polsce, połączona z otwarciem pierwszego własnego campusu w Alejach Jerozolimskich 133a w Warszawie. Nowa siedziba to 9-kondygnacyjny budynek o powierzchni 12 tys. m2, wyposażony w nowoczesną infrastrukturę cyfrową.

Założone w 2018 r. Collegium Humanum aktualnie kształci ok. 32 tys. studentów, z czego ponad 9 tys. rozpoczyna naukę na pierwszym roku. Zajęcia są prowadzone w formie stacjonarnej oraz online. Uczelnia należy również do najbardziej umiędzynarodowionych – oprócz campusów w kilku miastach Polski jest obecna w Austrii, Słowacji, Czechach i jako jedyna uczelnia nie tylko polska, ale i europejska – w Uzbekistanie.

Braun: „Gramy z szulerami w trzy karty”. A sejmik podkarpacki się sPRUT-ał.

Braun: „Gramy z szulerami w trzy karty, znaczone. Trzeba wyjść, dlatego że za chwilę nie będzie już czego zabrać” [VIDEO w oryginale]

A sejmik podkarpacki się sPRUTał.

braun-gramy-z-szulerami-w-trzy-karty

Prezes Konfederacji Korony Polskiej podczas spotkania w Tarnobrzegu mówił m.in. o unijnej polityce oraz konsekwencjach, jakie przez nią poniosą Polacy.

W ocenie Brauna spełnianie zielonych norm narzucanych przez Unię Europejską to „droga do zniewolenia i wywłaszczenia”.

Jeżeli za chwilę nie będziecie państwo mogli ani kupić, ani sprzedać domu, mieszkania, jeśli nie wystaracie się wcześniej o wydumane certyfikaty zeroemisyjności – mówię wydumane, dlatego że osobno by o tym można długo mówić, to wszystko jest pic na wodę, fotomontaż, to wszystko jest marksizm, leninizm, łysenkizm (…), tylko że nie na czerwono a na zielono, od czasu do czasu na tęczowo dla naszych dzieci w szkołach – mówił Braun.

Polityk podał też przykład jednej z podkarpackich szkół, która „z cicha pęk” realizuje tęczowy program. – To jest oczywiście wychowanie do tolerancji, akceptacji, respektu wzajemnego. No i na początku, w klasach wstępnych, to są takie nieszkodliwe i niewskazujące rzeczy, ale od klas wyższych szkoły podstawowej wychodzi szydło z wora, okazuje się, że chodzi o propagandę dewiacji seksualnych. I to się dzieje u nas na Podkarpaciu. To się nie dzieje gdzieś tam w ludowej republice Kanady, w jakiejś Belgii, w tych witrynach wystawowych demokracji liberalnej, zachodniej – to się dzieje u nas – wskazał.

– To się działo przez ostatnie lata. Mocnym akcentem było przyjęcie przez sejmik podkarpacki – bo niektórzy myślą, że władze samorządowe z tym nie mają nic wspólnego, że bezeceństwo tam się sączy gdzieś z Brukseli, przez Warszawę, ale nasza chata z kraja, co może mieć z tym wspólnego samorząd? No tyle może mieć z tym wspólnego, ile miał u nas na Podkarpaciu. Sejmik przyjął uchwałę PRUT – Podkarpacie Regionem Utrwalonej Tolerancji. Co to znaczy w praktyce? W praktyce to znaczy, że jeżeli choćby czyjeś wątpliwości budziły parady sodomitów i promotorów, propagatorów sodomii na ulicach naszych miast, to nie ma do kogo pójść, dlatego że to już zostało podciągnięte do rangi polityki – dodał.

– I odszczekali poprzednią uchwałę, która bardzo ładnie ujmowała tę wolę obrony normalności w przestrzeni publicznej – przypomniał Braun.

– Kto ich do tego zachęcił (…)? Rząd zjednoczonej łże-prawicy z Warszawy, minister z PiS-u – nie z jakichś czerwonych, lewackich i tęczowych jaczejek, tylko z PiS-u. Dzwonił z Warszawy, że nie będzie pieniędzy z Brukseli, z eurokołchozu jak nie odszczekacie tej poprzedniej swojej uchwały – dodał.

No odszczekali, pieniędzy żadnych nie dostali, ale mamy tolerancję na Podkarpaciu – skwitował Braun.

W dalszej części mówił m.in. o zielonej polityce unijnej. – Sprzeciwialiśmy się tym wszystkim Zielonym Ładom, całej tej polityce Fot for 55, czyli docelowo macie stracić swoje domy, swoje mieszkania, swoją majętność, macie zostać niewolnikami, bo nie ma wolności bez majętności. Pod jakim pretekstem? No pod takim pretekstem, że ratujemy matkę Ziemię, dlatego za wszystko musimy przepłacać. Nie postawisz, rodaku Polaku, nowego domu i nie sprzedasz starego i nie kupisz starego, jeżeli on nie będzie wyposażony w te jakieś łże-certyfikaty koszerności klimatycznej, wydumane za górami, za lasami – wskazał.

– Jeśli komuś się zdaje, a niektórym chyba dalej się zdaje, że z tym się jakoś można uporać, że można się jakoś ułożyć, to to jest smutne złudzenie. Nie da się wygrać w tę grę. Ta gra jest tak zaprojektowana, żebyśmy przegrali. To jest jak wejście do kasyna, kto idzie do kasyna, kto sądzi, że wygra, kto ma metodę ? Z kasynem nikt jeszcze nie wygrał – ocenił.

– Gramy z szulerami w trzy karty, znaczone. Trzeba wyjść, dlatego że za chwilę nie będzie już czego zabrać, nie będzie z czym wychodzić, nie będzie czego wynosić – dodał.

Oto zdjęcia prowokatora z protestu rolników.

Zdemaskowano rządowego prowokatora z protestu rolników magnapolonia

Bartłomiej Graczak – dziennikarz prowadzący kanał na YouTube, przedstawił, że mężczyzna, który podczas protestu rolników w Warszawie rzucał kostką brukową, chwilę wcześniej… rozmawiał z nim i chwalił pracę policji.

Zdemaskowano rządowego prowokatora z protestu rolników. Nakręcony przez dziennikarza mężczyzna chwalił pracę policji i mówił o jej profesjonalizmie. Następnie, w trakcie protestu rolników, rzucał w kierunku funkcjonariuszy kostką brukową.

Dziennikarz skojarzył twarz osoby, która – jak widać na jednym z nagrań w sieci – rzuca kostką brukową w czasie protestu rolników w Warszawie. Okazało się, że Graczak niedługo wcześniej rozmawiał z tym mężczyzną – wówczas po prostu nagrywał on zgromadzenie i nie chciał odpowiedzieć na pytanie Graczaka, czy popiera protest rolników, czy też nie.

-Oglądam po prostu. Przyglądam się. Bardzo piękna praca policji. Profesjonalnie, naprawdę — mówił mężczyzna w rozmowie z Graczakiem.

Rozmawiałem z prowokatorem na proteście rolników 6 marca w Warszawie

Na końcu były dziennikarz TVP zwrócił się do widzów: -Jeśli ktoś z Was rozpoznaje osobę z nagrania, to zgłoście go na policję, bo chyba jeszcze nie wiedzą, że go szukają — powiedział.

NASZ KOMENTARZ: W świecie pełnym kamer i smartfonów, władzom coraz trudniej przeprowadzać antypolskie prowokacje. Rzecz jasna – nie zamierzamy ubolewać z tego powodu.

Czy można poprawić totalitarny „zielony ład” na lepszą wersję?

Czy można poprawić totalitarny „zielony ład” na lepszą wersję?

Autor: CzarnaLimuzyna , 17 marca 2024 ekspedyt

Czerwono-brunatny ład nazywany dla zmylenia użytecznych idiotów “zielonym” jest kluczowym kamieniem milowym współczesnego totalitaryzmu. Poprzedni jego wariant, komunizm był nazywany “ustrojem szczęśliwości społecznej”, dzisiejszy globalizm “ratuje ziemię”.

Każdy totalitaryzm od czasów Rewolucji francuskiej maskuje się,  zdobywając zwolenników przy pomocy specyficznej nowomowy. Każdy „nowy rodzaj” totalitaryzmu, każda nowa mutacja ma nowy rodzaj postępowej idei, którą trzeba obowiązkowo wdrażać albo… albo… śmierć!

We Francji alternatywą była śmierć, w socjalistycznych, nazistowskich Niemczech również była to śmierć, w komunizmie sowieckim – śmierć, w komunizmie globalnym również szykują nam śmierć.

Liberté, Égalité, Fraternité ou la Mort

Wolność dla błędu, szaleństwa i herezji albo śmierć

Równość kosztem utraconej wolności i złupionej własności albo śmierć

Braterstwo z całym złem tego świata albo śmierć

Bądź nam bratem oraz swatem, oddaj swoje dzieci nam zboczeńcom albo…

” Bądź moim bratem albo cię zabiję” – powiedział złośliwie, trafiając w sedno pewien francuski literat i wolnomularz z okresu Ogłupienia, członek Akademii Francuskiej.

Doceniając jednak szczerość ww. zacytuję rzecz kolejną:

Biskup z Saint-Brieuc, w mowie pogrzebowej na śmierć Marii Teresy, wykręcił się w bardzo prosty sposób z rozbioru Polski: „Skoro Francja nic nie powiedziała na ten rozbiór, i ja zrobię tak jak Francja, też nic nie powiem“

A dziś?

Albo utrata wolności i własności albo śmierć

Bądź zeroemisyjny albo ci uprzykrzymy życie aż do śmierci, każdego dnia, po trochu

Ostatnio mogliśmy usłyszeć: buntujecie się? No, dobrze, „zielony ład” do poprawki, śmierć do poprawki, rozłożymy ją wam na raty. Waszą wolność i własność uszczuplać będziemy wolniej i łagodnie, dzień po dniu, a pot, krew i łzy wycierać sobie będziecie dopłatami.

Czerwono-brunatny ład

Czerwono-brunatny ład nazywany dla zmylenia użytecznych idiotów zielonym jest kluczowym kamieniem milowym współczesnego totalitaryzmu. Poprzednie jego warianty: komunizm i nazizm były nazywane

Komunizm „ustrojem sprawiedliwości społecznej”

A istniejące w nim pozornie

Demokracja „demokracją socjalistyczną”

Sprawiedliwość „sprawiedliwością społeczną”

Przewodnia Idea socjalistów niemieckich (nazizm) była określana „walką o przestrzeń życiową”

Dzisiejsza demokracja jest nazywana „demokracją liberalną” do której pasuje jak ulał nazwa zdegenerowana (bez wartości) w której prawa człowieka, kobiet i mniejszości są w praktyce przywilejem i prawem do bezkarnego czynienia zła, „prawem” przyznanym najbardziej pogrążonym, w rożnych patologiach, środowiskom.

Czy czerwono-brunatny ład jest nielegalny?

Tak. Jego głoszenie i realizacja są nielegalne z punktu widzenia artykułu 13 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, a także artykułu 256 Kodeksu Karnego. Szkopuł w tym, że od dłuższego czasu są one nieprzestrzegane pod płaszczykiem fałszowania związku pojęcia z desygnatem za pomocą nowomowy. Zasada prawna określająca rozdział państwa od lewicy jest martwa. Totalitarna lewica rządzi, a co gorsza jest to fakt, który przechodzi do porządku dziennego, nie pozostawiając żadnego echa w rozumach i sumieniach ogłupionej większości.

Każdy wymieniony przeze mnie totalitaryzm był przedstawiany przez propagandę jako ustrój szczęśliwości społecznej – teraźniejszej lub przyszłej. Podobnie jest z czerwono-brunatnym ładem nazywanym zielonym, wprowadzanym dla rzekomego dobra planety i rzekomego dobra ludzkości kosztem tej samej ludzkości pozbawianej wolności i własności – żelaznej zasady każdego totalitaryzmu.

Cytat z podstawy programowej Unii (implementacja z manifestu komunistycznego Spinellego):

Nowe państwo a z nim nowa prawdziwa demokracja powstanie dzięki dyktaturze rewolucyjnej partii. Europejska rewolucja musi być socjalistyczna.

A co się stanie z własnością prywatną? „Zostanie zlikwidowana” albo… „rozszerzona”. Nietrudno sobie wyobrazić kto zyska a kto straci. „ Gospodarcza samowystarczalność” również zostanie zlikwidowana, a także zgodnie z zapowiedziami samowystarczalność finansowa obywateli – będzie bezpieczniej, a każda transakcja będzie odbywać się w unijnej posiadającej certyfikat bezpieczeństwa, chmurze. „Żyć i umierać” w zgodzie z przepisami, a tych na pewno nie zabraknie.

Co zrobią rolnicy?

Rolnicy są kolejną grupą, która poczuła czerwony nóż na gardle. Czy dadzą się przekupić? Czy dadzą się po raz kolejny ogłupić starym socjalistycznym żargonem, którego parafraza brzmi: totalitaryzm-tak, wypaczenia-nie czyli „Zielony ład do poprawki”?

Tymczasem, bezczelność eurokołchozu jest odwrotnie proporcjonalna do społecznego buntu.

Unia Europejska pod naporem rolników zmieni Zielony Ład. (…) Komisja Europejska ma się zobowiązać, że nie będzie w tym roku kar dla rolników, którzy nie spełnią norm środowiskowych czy klimatycznych. Oznacza to, że takim rolnikom nie będą zmniejszane dopłaty bezpośrednie./Rzeczpospolita/

Jak widać narracja propagandowa została utrzymana. Podstawowe dogmaty jawnego już totalitaryzmu pozostały nienaruszone. Temperatura gotowania żaby nadal wzrasta

Kończę cytatem, który będę przypominać aż do skutku czyli aż prawda dotrze pod strzechy.

Każdy kto zakazuje na terenie RP wydobycia węgla, (…) ogranicza hodowlę zwierząt, roślin, uprawę ziemi, każdy jest rodowodem spokrewniony z bestialskimi ideologiami III Rzeszy Niemieckiej” – ks. prof Tadeusz Guz

===================================

O autorze: CzarnaLimuzyna Wpisy poważne i satyryczne

CzarnaLimuzyna 17 marca 2024 godz. 19:42

Wychodząc poza bańkę informacyjną czyli wchodząc w obszar głównej narracji przypomnę kryteria, które wymienił Norman Davies wedle których diagnozowany jest totalitaryzm. Okazuje się, że są spełnione prawie wszystkie warunku porządku totalitarnego zbieżnego z dzisiejszym nowym porządkiem:pseudonauka:

twierdzenie, że ideologia opiera się na „fundamentalnych prawach nauki”;
utopijne cele;
rozbudowana biurokracja;
propaganda;
„wróg dialektyczny”;
psychologia nienawiści: kreowanie i podsycanie nienawiści;
monopol w dziedzinie sztuki, estetyzacja władzy;
cenzura prewencyjna;
fabrykowanie informacji (dezinformacja);
ludobójstwo i przymus;
kolektywizm (w życiu społecznym);
nihilizm moralny (dążenie do celu z pominięciem zasad etycznych
).

Nie zgadza się np. z naruszeniem “demokracji liberalnej”, którą Davies uznaje za coś pozytywnego i określa to: “pogarda dla liberalnej demokracji”Osoby bystre od razu skojarzą kim jest “wróg dialektyczny” i za co odpowiada antykultura, cancel culture, które próbują zawłaszczyć do końca m.in. sztukę. Nietrudnym jest również skojarzyć punkt: “psychologia nienawiści: kreowanie i podsycanie nienawiści” ze szkoleniami z nienawiści czyli tresowaniem odpowiednich służb w słusznych reakcjach i nazywaniu prawdy “mową nienawiści”.

Japońscy badacze ostrzegają: Ogromne ryzyko związane z transfuzją krwi od osób zaszczepionych mRNA na Covid

Wiadomości dotyczące COVID-19 :

Pandemia Covid-19, ogłoszona przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) w 2020 r., pobudziła bezprecedensowe wysiłki na rzecz opracowania i wdrożenia programów szczepień genetycznych na całym świecie. Szczepionki genetyczne, szczególnie te wykorzystujące technologię mRNA, okazały się potężnymi narzędziami w walce z infekcją SARS-CoV-2. Pojawiły się jednak obawy dotyczące potencjalnego ryzyka związanego z transfuzją krwi u osób, które otrzymały szczepionki mRNA przeciwko Covid-19. W niniejszym raporcie z wiadomościami na temat COVID-19 zagłębiamy się w zawiłości szczepionek genetycznych, ryzyko, jakie mogą one stwarzać w scenariuszach transfuzji, a także proponuje szczegółowe środki mające zaradzić tym obawom.

Zagrożenia związane z transfuzją krwi od osób zaszczepionych mRNA na Covid-19

Zrozumienie szczepionek genetycznych i mechanizmów działania
Szczepionki genetyczne, w tym szczepionki mRNA opracowane przez wiodące firmy farmaceutyczne, takie jak Pfizer-BioNTech i Moderna, działają poprzez wprowadzenie materiału genetycznego kodującego antygeny wirusowe, takie jak kolec białka SARS-CoV-2 do komórek gospodarza. Wywołuje to odpowiedź immunologiczną, która przygotowuje organizm do rozpoznania i zwalczania wirusa po ekspozycji. Chociaż szczepionki te wykazały skuteczność w zapobieganiu zakażeniom COVID-19, pojawiające się dowody sugerują potencjalne ryzyko związane z ich stosowaniem, szczególnie w odniesieniu do zdarzeń zakrzepowych po szczepieniu, powikłań sercowo-naczyniowych i zaburzeń narządów ogólnoustrojowych.

Zagrożenia związane z transfuzjami krwi od biorców szczepionek genetycznych
Niedawne badania przeprowadzone przez instytucje takie jak Uniwersytet Medyczny Asahikawa, Szpital Uniwersytetu Medycznego w Tokio, MCL Corporation w Kioto, Szpital Okamura Memorial, Uniwersytet Naukowy w Tokio i Kokoro Medical Corporation w Japonii uwydatniły ryzyko związane z transfuzją krwi od biorców szczepionek genetycznych. z transfuzjami krwi u osób, które otrzymały szczepionki mRNA przeciwko Covid-19. Zagrożenia te obejmują spektrum potencjalnych powikłań, w tym między innymi: –

Nieprawidłowości we krwi : badania wykazały przypadki trombocytopenii, zaburzeń zakrzepowych i nieprawidłowej morfologii czerwonych krwinek u biorców szczepionki genetycznej. Badanie mikroskopowe próbek krwi od osób zaszczepionych mRNA ujawniło nieprawidłowe wyniki, budząc obawy co do potencjalnej toksyczności białek kolczastych i składników szczepionki.

-Zaburzenia odporności : Szczepionki genetyczne mogą prowadzić do powikłań o podłożu immunologicznym, w tym imprintingu immunologicznego, wzmocnienia zależnego od przeciwciał i zmian w zmianie klasy immunoglobulin. Zjawiska te mogą wpływać na reakcję układu odpornościowego na kolejne infekcje, potencjalnie zwiększając podatność na niektóre patogeny lub reakcje autoimmunologiczne.

-Powikłania neurologiczne:Istnieje coraz więcej dowodów sugerujących, że białko kolców wytwarzane przez szczepionki genetyczne ma właściwości neurotoksyczne i może przenikać przez barierę krew-mózg. Budzi to obawy dotyczące powikłań neurologicznych u biorców szczepionki i podkreśla potrzebę stosowania szczepionki Thoro   .
Proponowane środki i zalecenia
W odpowiedzi na zidentyfikowane ryzyko proponuje się następujące środki i zalecenia w celu złagodzenia potencjalnych szkód i zapewnienia bezpieczeństwa transfuzji krwi z udziałem biorców szczepionki genetycznej:

– Kompleksowe protokoły testów: Opracuj i wdrażaj rygorystyczne protokoły testów w celu oceny bezpieczeństwa produktów krwiopochodnych pochodzących od biorców szczepionek genetycznych. Obejmuje to badanie przesiewowe pod kątem białek kolczastych, składników szczepionki, markerów immunologicznych i wskaźników potencjalnej neurotoksyczności w celu zidentyfikowania wszelkich działań niepożądanych.

-Wytyczne regulacyjne: Należy ustanowić jasne wytyczne regulacyjne regulujące pobieranie, przetwarzanie, przechowywanie i transfuzję produktów krwiopochodnych od biorców szczepionek genetycznych. Wytyczne te powinny określać ścisłe protokoły kontroli dawców, etykietowania produktów i zgłaszania zdarzeń niepożądanych w celu zwiększenia bezpieczeństwa i odpowiedzialności.

-Długoterminowy monitoring i nadzór: Przeprowadzić długoterminowe badania monitorujące i nadzorujące w celu śledzenia skutków zdrowotnych i potencjalnych powikłań związanych z transfuzjami krwi od biorców szczepionek genetycznych. Obejmuje to monitorowanie zdarzeń zakrzepowych, zaburzeń o podłożu immunologicznym, objawów neurologicznych i innych działań niepożądanych.

-Świadomość i edukacja społeczna: Zwiększanie świadomości społecznej i edukacji na temat zagrożeń i korzyści związanych ze szczepionkami genetycznymi, transfuzjami krwi i zaburzeniami układu odpornościowego. Obejmuje to dostarczanie dokładnych informacji pracownikom służby zdrowia, pacjentom i ogółowi społeczeństwa, aby ułatwić podejmowanie świadomych decyzji i praktyk zdrowotnych.

-Przepisy prawne – Należy zmienić przepisy ustawowe i wykonawcze, tak aby wszystkie źródła krwi do transfuzji były oznakowane z informacją, czy pochodzą ze źródeł zaszczepionych czy nieszczepionych, a biorcy powinni mieć prawo do odrzucenia dowolnego rodzaju krwi, z którą nie czują się komfortowo.

Wniosek
Ryzyko związane z transfuzją krwi od osób zaszczepionych mRNA na Covid-19 stanowi poważny problem wymagający proaktywnych środków i kompleksowych strategii. Wdrażając solidne protokoły testów, wytyczne regulacyjne, długoterminowe monitorowanie i inicjatywy w zakresie edukacji publicznej, możemy złagodzić potencjalne szkody oraz zapewnić bezpieczeństwo i dobre samopoczucie osób otrzymujących produkty krwiopochodne od biorców szczepionek genetycznych. Aby stawić czoła tym wyzwaniom i wspierać kulturę bezpieczeństwa w medycynie transfuzyjnej w obliczu zmieniających się strategii szczepień i krajobrazu chorób zakaźnych, niezbędna jest współpraca instytucji opieki zdrowotnej, organów regulacyjnych, badaczy i społeczeństwa.

Wyniki badania opublikowano na serwerze preprintów i obecnie są poddawane recenzji.
https://www.preprints.org/manuscript/202403.0881/v1

Aby uzyskać najnowsze wiadomości dotyczące wirusa COVID-19 , loguj się do serwisu Thai Medical News.

Z 500 mln euro, na zwiększenie produkcji amunicji artyleryjskiej do Polski popłynie 0,42% .Sukces Donka.

Polska porażka amunicyjna. Strumień europejskich pieniędzy nie zasili naszej zbrojeniówki

Maciej Miłosz dziennikarz DGP gazetaprawna

Z 500 mln euro, które KE przeznaczyła na zwiększenie zdolności europejskiego przemysłu zbrojeniowego do produkcji amunicji artyleryjskiej do Polski popłynie mniej niż pół procenta

Zwiększenie zdolności europejskiego przemysłu do produkcji amunicji artyleryjskiej – to główny cel unijnego programu Act in Support of Ammunition Production (ASAP). Komisja Europejska właśnie przyznała granty w wysokości ok. 500 mln euro (ponad 2 mld zł), które są podzielone na pięć obszarów, w ramach których ma się zwiększyć m.in. produkcja korpusów czy materiałów wybuchowych. Jest to dofinansowanie, co oznacza że jeszcze więcej w te przedsięwzięcia zainwestuję koncerny zbrojeniowe. „Oczekuje się, że dzięki wsparciu ASAP do końca 2025 r. Europa osiągnie roczne zdolności produkcyjne pocisków amunicji w wysokości 2 mln” piszą unijni urzędnicy. Obecnie ten potencjał szacuje się na niecały milion sztuk rocznie.

Ten program powstał w odpowiedzi na rosyjską inwazję na Ukrainę, po tym gdy okazało się, że w Europie produkuje się zdecydowanie za mało pocisków artyleryjskich 155 mm, z których korzystają m.in. polskie armatohaubice Krab czy koreańskie K9.

Wczoraj ogłoszono listę 31 projektów, które zostaną dofinansowane. Zdecydowanie największą pulę zgarną różne spółki potentata Rheinmetall (węgierska, hiszpańska czy niemiecka), które otrzymają ponad 100 mln euro. Biorąc pod uwagę, że właśnie rozbudowują swoje zakłady na Węgrzech czy w Niemczech nie jest to żadnym zaskoczeniem. Prawie 70 mln euro dofinansowania otrzyma norweski Chemring Nobel SA, a różne podmioty związane z fińsko – norweską Nammo. To czołówka

—————-

[dalej, łobuzy, chcą za pieniądze. To pies z nimi tańcował. MD]

=======================================

Aha, o tym samym jest w Poilytyce:

Z 500 mln euro z unijnego programu mającego na celu zwiększenie produkcji amunicji 121 mln euro trafi do Niemiec, 22 mln do oddziału niemieckiego Rheinmetall na Węgrzech, jak również 25 mln do oddziału tej firmy w Hiszpanii. 87 mln euro otrzyma Norwegia, Polska natomiast… jedynie 2,1 mln euro. Szokującą sytuację opisał m.in. „Dziennik Gazeta Prawna”, a skomentowali m.in. politycy PiS. „Donald ‘Król Europy’ Tusk załatwił dla Polski całe 0,42% z unijnego programu produkcji amunicji” – napisał na platformie X były szef MON Mariusz Błaszczak.

Unia Europejska przeznaczy 500 mln euro na program Act in Support of Ammunition Production (ASAP). Jak sama nazwa wskazuje, jego głównym celem jest zwiększenie zdolności zbrojeniówki krajów UE do produkcji amunicji artyleryjskiej. Najciekawszy w całej sprawie jest sposób rozdysponowania 500 mln euro.

Wczoraj ogłoszono listę 31 projektów, które zostaną dofinansowane. Zdecydowanie największą pulę zgarną różne spółki potentata Rheinmetall (węgierska, hiszpańska czy niemiecka), które otrzymają ponad 100 mln euro.(…)Na tym tle bardzo słabo wypadają zakłady z Polski. Jedyny grant wywalczył wchodzący w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej Dezamet. Jego wartość to 2,1 mln euro. To oznacza, że do polskiego przemysłu zbrojeniowego popłynie mniej niż pół procenta z 500 mln rozdysponowanych przez KE

— pisze na łamach „DGP” Maciej Miłosz. Choć źródło dziennikarza w PGZ przekonuje, że negocjacje z KE wciąż trwają, to Miłosz zwraca uwagę, że środki z tego programu na lata 2023-2025 zostały już rozdysponowane, co oznacza, że jeżeli nie dojdzie do powiększenia budżetu, Polska nie dostanie już ani eurocenta więcej.

„Największym beneficjentem Niemcy i niemieckie firmy”

Donald „Król Europy” Tusk załatwił dla Polski całe 0,42% z unijnego programu produkcji amunicji. Inicjatywa Komisji Europejskiej jest słuszna i potrzebna. Tylko dlaczego z przekazanych 500 mln euro dla europejskich firm zbrojeniowych na zwiększenie produkcji amunicji artyleryjskiej, Polska otrzymuje zaledwie ok. 2,1 mln euro? Niemieckie firmy dostaną ok. 85 mln, a węgierskie 27 mln — skomentował na platformie X były szef MON, poseł PiS, Mariusz Błaszczak.

Tragedia pralnicza.

Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe,

  W krótki czas po mym powrocie z jedenastej podróży gwiazdowej coraz więcej miejsca jęła zajmować w gazetach walka konkurencyjna dwóch wielkich producentów maszyn pralniczych, Nuddlegga i Snodgrassa.
    Bodajże pierwszy Nuddlegg wprowadził na rynek pralki tak zautomatyzowane, że same oddzielały bieliznę białą od kolorowej, po wypraniu zaś i wyżęciu prasowały ją, cerowały, obrębiały i oznaczały pięknie haftowanymi monogramami właściciela, a na ręcznikach wyszywały dydaktyczne, krzepiące sentencje, w rodzaju: „Kto rano wstaje, temu robot daje”, itp. Snodgrass zareagował na to rzuceniem w sieć handlową pralek, które same układały czterowiersze do wyszywania, w zależności od kulturalnego poziomu i wymagań estetycznych klienta. Następny model pralki Nuddlegga wyszywał już sonety; Snodgrass odpowiedział pralkami podtrzymującymi konwersację w łonie rodziny podczas przerw programu telewizyjnego.

Nuddlegg próbował zrazu tę licytację storpedować — wszyscy pamiętają niechybnie jego całostronicowe wkładki do gazet z obrazem wykrzywionej szyderczo, wyłupiastookiej pralki i słowami: „Czy chcesz, żeby Twoja pralka była inteligentniejsza od Ciebie?! Na pewno NIE!!!” Snodgrass jednak, całkowicie ignorując tę próbę odwołania się do niższych instynktów publiczności, w następnym kwartale przedstawił pralkę, która piorąc, wyżymając, mydląc, szorując, płucząc, prasując, cerując, robiąc na drutach i rozmawiając, podczas tego wszystkiego odrabiała za dzieci zadania szkolne, udzielała horoskopów ekonomicznych głowie rodziny oraz samoczynnie przeprowadzała freudowską analizę snów, likwidując na poczekaniu kompleksy, z gerontofagią i patricidium włącznie. Wtedy Nuddlegg, załamawszy się, rzucił na rynek Superbarda: pralkę wierszokletnicę, obdarzoną pięknym altem, która recytowała, śpiewała kołysanki, wysadzała niemowlęta, zamawiała kurzajki i prawiła paniom wyszukane komplementy. Snodgrass odparował to posunięcie pralką wykładowcą, pod hasłem: „Twoja pralka zrobi z Ciebie Einsteina!!!” — wbrew jednak oczekiwaniom model ten szedł bardzo słabo, obroty spadły do końca kwartału o 35%, a więc gdy wywiad ekonomiczny doniósł, że Nuddlegg przygotowuje pralkę tańczącą, Snodgrass zdecydował się, w obliczu grożącej katastrofy, na posunięcie całkowicie rewolucyjne. Zakupiwszy za sumę 350000 dolarów odpowiednie prawa i zezwolenia osób zainteresowanych, skonstruował pralkę dla kawalerów, obdarzoną kształtami znanej seksbomby, Mayne Jansfield, w kolorze platynowym, i drugą, według Phirley Mc Phaine, czarną. Natychmiast obroty podskoczyły o 87%. Zrazu przeciwnik jego wystosował apele do Kongresu, do opinii publicznej, Ligi Cór Rewolucji, jak również Ligi Dziewic i Matron, że jednak Snodgrass wprowadzał bez przerwy do sklepów pralki obojga płci, coraz piękniejsze i bardziej pociągające — Nuddlegg skapitulował i wprowadził pralki na zamówienia indywidualne, nadając im wybraną przez klientów postać, koloryt, tuszę i podobieństwo według załączonej przy zamówieniu fotografii. Podczas gdy dwaj potentaci przemysłu pralniczego walczyli tak ze sobą, nie przebierając w środkach, produkty ich jęły przejawiać nieoczekiwane i szkodliwe zgoła tendencje. Pralki mamki nie były jeszcze największym złem, ale pralki, na które rujnowała się złota młodzież, które kusiły do grzechu, znieprawiały, uczyły dziatwę brzydkich wyrazów, stały się już problemem wychowawczym; cóż dopiero mówić o pralkach, z którymi można było zdradzić żonę lub męża! Daremnie pozostali jeszcze na rynku wytwórcy środków i urządzeń piorących przedkładali w ogłoszeniach publiczności, że pralka — Mayne czy Phirley — stanowi nadużycie wysokich haseł prania zautomatyzowanego, które miało wszak skonsolidować i podeprzeć nurt życia rodzinnego, ponieważ może ona pomieścić w sobie nie więcej niż tuzin chusteczek do nosa lub jedną powłoczkę, gdyż całą resztę jej wnętrza wypełnia maszyneria z praniem nic nie mająca wspólnego, raczej wprost przeciwnie. Te wezwania nie odniosły najmniejszego rezultatu. Narastający lawinowo kult pięknych pralek odtrącił nawet znaczną część społeczeństwa od telewizorów. Ale to był tylko początek. Obdarzone całkowitą spontanicznością działania pralki łączyły się cichaczem w grupy, oddane ciemnym machinacjom. Całe ich szajki wiązały się ze światem przestępczym, schodziły do gangsterskiego podziemia i sprawiały swym właścicielom najprzeraźliwsze kłopoty.

Kongres uznał, że dojrzał czas wkroczenia w chaos wolnej konkurencji aktem ustawodawczym, lecz nim obrady jego dały spodziewany rezultat, rynek zapełniły jeszcze wyżymaczki o kształtach, którym nikt nie mógł się oprzeć, genialne froterki i specjalny model pancerny pralki Shotomatic: pralka ta, przeznaczona rzekomo dla bawiących się w Indian dzieci, po prostej przeróbce zdolna była do niszczenia ogniem ciągłym dowolnych celów. Podczas ulicznego starcia gangu Struzelli z trzęsącą Manhattanem szajką Phumsa Byrona, kiedy to wyleciał w powietrze Empire State Building, po obu walczących stronach padło z górą sto dwadzieścia uzbrojonych po same pokrywki maszyn kuchennych.

Wszedł wówczas w życie akt ustawodawczy senatora Mac Flacona. W myśl tej ustawy właściciel nie odpowiadał za sprzeczne z prawem czyny swych urządzeń rozumnych, o ile zaszły bez jego wiedzy i zgody. Ustawa otwarła, niestety, pole licznym nadużyciom. Właściciele wchodzili ze swymi pralkami czy wyżymaczkami w tajne porozumienia, mocą których te dopuszczały się występków, a stawiany przed sądem właściciel uchodził bezkarnie, powoławszy się na ustawę Mac Flacona.

Zaszła konieczność nowelizacji tej ustawy. Nowy akt Mac Flacona–Glumbkina przyznawał rozumnym urządzeniom ograniczoną osobowość prawną, głównie w zakresie karalności. Przewidywał kary w postaci 5, 10, 25 i 250 lat przymusowego prania, względnie froterowania, obostrzonego pozbawieniem oleju, jak również kary fizyczne, aż do krótkiego zwarcia włącznie. Ale wprowadzenie w życie i tej ustawy napotkało przeszkody. Na przykład w sprawie Humperlsona pralka tego osobnika, oskarżona o dokonanie mnogich napadów rabunkowych, została przez właściciela rozebrana na kawałki i przed sądem postawiono kupę drutów i cewek. Wprowadzono potem nowelę do ustawy, która, znana odtąd jako akt Mac Flacona–Glumbkina– –Ramphorneya, ustalała, że dokonanie jakichkolwiek zmian bądź przeróbek elektromózgu, przeciw któremu wszczęte jest dochodzenie, stanowi czyn karalny.

Wtedy doszło do sprawy Hindendrupla. Jego zmywak wielokrotnie przebierał się w garnitury właściciela, obiecywał rozmaitym kobietom małżeństwo i wyłudzał od nich pieniądze, a przychwycony przez policję in flagranti, sam siebie, na oczach osłupiałych detektywów, rozebrał. Rozebrawszy się, stracił pamięć czynu i nie mógł być ukarany. Powstała wówczas ustawa Mac Flacona–Glumbkina–Ramphorneya–Hmurlinga–Piaffki; podług niej mózg, który sam siebie rozbiera, aby uniknąć odpowiedzialności sądowej, zostaje oddany na złom.

Wydawało się, że ustawa odstraszy wszystkie elektromózgi od czynów przestępczych, gdyż urządzeniom tym właściwy jest, jak każdej istocie rozumnej, instynkt samozachowawczy. Wszelako niebawem okazało się, że wspólnicy zbrodniczych pralek wykupują złom po nich i odbudowują je na nowo. Projekt antyzmartwychwstańczy noweli do ustawy Mac Flacona, uchwalony na komisji Kongresu, storpedowany został przez senatora Guggenshyne’a; w niedługi czas potem okazało się, że senator Guggenshyne jest pralką. Odtąd weszło w zwyczaj każdorazowe obstukiwanie kongresmanów przed sesją; tradycyjnie używa się do tego dwuipółfuntowego żelaznego młotka.

W tym czasie doszło do sprawy Murdersona. Jego pralka notorycznie darła mu koszule, zakłócała gwizdami odbiór radiowy w całej okolicy, czyniła nieprzystojne propozycje starcom i nieletnim, telefonowała do rozmaitych osób i podszywając się pod swego elektrodawcę, wyłudzała od nich pieniądze, zapraszała pod pozorem oglądania znaczków pocztowych froterki i pralki sąsiadów i dopuszczała się na nich czynów nierządnych, a w chwilach wolnych oddawała się włóczęgostwu i żebraninie. Postawiona przed sądem, złożyła świadectwo dyplomowanego inżyniera elektronika, Eleastra Crammphoussa, orzekające, iż pralka ta podlega okresowym zaburzeniom poczytalności, wskutek czego zaczyna się jej wydawać, że jest człowiekiem. Wezwani przez sąd biegli potwierdzili to rozpoznanie i pralka Murdersona została uniewinniona. Po ogłoszeniu wyroku dobyła z zanadrza pistolet marki „Luger” i trzema strzałami pozbawiła życia pomocnika prokuratora, który domagał się jej krótkiego zwarcia. Zaaresztowano ją, lecz wypuszczono za kaucją. Organa sądowe znalazły się w największym kłopocie, ponieważ stwierdzona wyrokiem niepoczytalność pralki uniemożliwiała postawienie jej w stan oskarżenia, a umieścić jej w azylu nie było można, bo nie istniały żadne przytułki dla chorych umysłowo pralek. Rozwiązanie prawne palącej tej kwestii przyniosła dopiero ustawa Mac Flacona–Glumbkina–Ramphorneya–Hmurlinga–Piaffki–Snowmana–Fitolisa, w samą porę, gdyż casus Murdersona wywołał olbrzymie zapotrzebowanie publiczności na elektromózgi niepoczytalne i niektóre firmy zaczęły nawet takie umyślnie zdefektowane aparaty produkować, zrazu w dwu wersjach — „Sadomať’ i „Masomať’, tj. przeznaczone dla sadystów oraz masochistów, Nuddlegg zaś (który prosperował fenomenalnie, wprowadziwszy, jako pierwszy postępowy fabrykant, do rady nadzorczej swego koncernu 30% pralek z głosem doradczym na walnym zebraniu akcjonariuszy) wypuścił aparat uniwersalny, który nadawał się równie dobrze do bicia, jak i do tego, aby być bitym — „Sadomastic” — a poza tym miał przystawkę łatwo palną dla piromaniaków i żelazne nóżki dla osób cierpiących na pigmalionizm. Pogłoski, jakoby przygotowywał był wypuszczenie osobnego modelu pod nazwą „Narcissmatic”, rozpuszczała złośliwie konkurencja. Wymieniona wyżej ustawa przewidywała utworzenie specjalnych azylów, w których zboczone pralki, froterki i inne miały być zamykane przymusowo.

Tymczasem zdrowe na umyśle rzesze produktów Nuddlegga, Snodgrassa i innych, raz uzyskawszy osobowość prawną, jęły w szerokim zakresie korzystać ze swych uprawnień konstytucyjnych. Zrzeszały się coraz bardziej żywiołowo i tak, między innymi, powstały Towarzystwo Bezludnej Adoracji, Liga Elektrycznego Równouprawnienia, jak również organizowane były imprezy w rodzaju wyborów Wszechświatowej Miss Maszyn Piorących.

Burzliwemu temu rozwojowi usiłowała towarzyszyć i kiełznać go legislacją ustawodawcza działalność Kongresu. Senator Groggerner pozbawił urządzenia rozumne prawa nabywania nieruchomości: kongresman Caropka — praw autorskich w zakresie sztuk pięknych (co wywołało znowu falę nadużyć: tworzące pralki jęły bowiem wynajmować, za niewielką opłatą, mniej od siebie uzdolnionych literatów, aby użyczali im nazwisk przy wydawaniu esejów, powieści, dramatów itp.). Nareszcie ustawa Mac Flacona–Glumbkina–Ramphorneya–Hmurlinga–Piaffki–Snowmana–Fitolisa–Birmingdraqua–Phootleya–Caropki–Phalseleya– –Groggernera–Maydanskiego orzekała dodatkowo, iż aparaty rozumne nie mogą być swoją własnością, lecz tylko człowieka, który je nabył bądź zbudował, ich potomstwo zaś stanowi z kolei własność posiadacza bądź posiadaczy aparatów rodzicielskich. Ustawa, w swym brzmieniu radykalnym, przewidywała, jak sądzono powszechnie, wszelkie możliwości i udaremniała wyniknięcie sytuacji prawnie rozstrzygnąć się nie dających. Oczywiście tajemnicą poliszynela było, że majętne elektromózgi, które dorobiły się fortuny na spekulacjach giełdowych czy całkiem nieraz ciemnych interesach, prosperują nadal, ukrywając swe machinacje za parawanem fikcyjnych, rzekomo z ludzi złożonych, spółek czy korporacyj; bo też ludzi czerpiących materialne korzyści z prostego wynajmowania swej osobowości prawnej maszynom rozumnym było już mnóstwo, jak również angażowanych przez milionerów elektrycznych — żywych sekretarzy, lokajów, techników, a nawet praczek i rachmistrzów.

Socjologowie dostrzegali dwa główne nurty rozwojowe w interesującej nas dziedzinie. Z jednej strony część kuchennych robotów ulegała powabom życia ludzkiego i w miarę możliwości starała się przysposobić do form zastanej cywilizacji; z drugiej — jednostki bardziej świadome i prężne wykazywały tendencję do zakładania podwalin pod nową, przyszłą, kompletnie zelektryzowaną cywilizację; najbardziej niepokoił atoli uczonych niepohamowany przyrost naturalny robotów. Deerotyzatory, jak również hamulce tarczowe, które produkował zarówno Snodgrass, jak i Nuddlegg, bynajmniej tego nie zmniejszyły. Problem dzieci robotów stawał się palący także i dla samych producentów pralek — którzy tej konsekwencji nieustającego perfekcjonowania swych artykułów jak gdyby nie przewidzieli. Szereg wielkich wytwórców próbowało przeciwdziałać groźbie niepohamowanego rozplenu maszyn kuchennych, zawarłszy tajne porozumienie w kwestii ograniczenia dostawy części wymiennych na rynek.

Skutki nie dały na siebie czekać. Po przybyciu nowej partii towaru u wrót magazynów i sklepów formowały się olbrzymie kolejki chromych, jąkających się czy wręcz kompletnie sparaliżowanych pralek, wyżymaczek, froterek, kilkakrotnie dochodziło nawet do rozruchów, aż wreszcie spokojny robot kuchenny nie mógł po zapadnięciu zmroku przejść ulicą, bo groziła mu napaść rabusiów, którzy bez miłosierdzia rozbierali go na kawałki i pozostawiwszy na bruku blaszany zewłok, umykali pospiesznie z łupem.

Problem części zamiennych długo, lecz bez konkretnych rezultatów roztrząsany był w Kongresie. Tymczasem powstawały, jak grzyby po deszczu, ich nielegalne wytwórnie, finansowane częściowo przez stowarzyszenia pralek, przy czym model „Wash-o-matic” Nuddlegga wynalazł i opatentował metodę produkowania części z materiałów zastępczych. Ale i to nie rozwiązało zagadnienia w stu procentach. Pralki pikietowały Kongres, domagając się wprowadzenia w życie obowiązujących ustaw antytrustowych przeciwko dyskryminującym je fabrykantom. Niektórzy kongresmani, opowiadający się po stronie wielkiego przemysłu, otrzymywali anonimy, w których grożono im pozbawieniem wielu ważnych dla dalszego życia części, co, jak słusznie podniósł tygodnik „Time”, było o tyle niesprawiedliwe, że części ludzkie nie są wymienne.

Wszystkie te zgiełkliwe afery zbladły jednak w obliczu problemu całkiem nowego. Zapoczątkowała go, opisana przeze mnie gdzie indziej, historia buntu Kalkulatora Pokładowego na statku kosmicznym „Bożydar”. Jak wiadomo, Kalkulator ów, powstawszy przeciw załodze i pasażerom rakiety, pozbył się ich, za czym, osiadłszy na pustynnej planecie, rozmnożył się i założył państwo robotów.

Jak może pamiętają Czytelnicy tych słów, którzy zaznajomili się z moimi dziennikami podróży, w aferę Kalkulatora sam byłem wmieszany i poniekąd przyczyniłem się do jej rozwikłania. Gdy jednak wróciłem na Ziemię, przekonałem się, że wypadek „Bożydara” nie był, niestety, izolowany. Rewolty automatów pokładowych stały się w żegludze kosmicznej najokropniejszą plagą. Dochodziło do tego, że wystarczył jeden gest nie dość grzeczny, jedno zatrzaśnięcie drzwi nazbyt gwałtowne, aby pokładowa lodówka zbuntowała się — jak to się stało właśnie z osławionym Deep Freezerem transgalaktyku „Horda Tympani”. Nazwisko i imię Deep Freezera powtarzali przez całe lata ze zgrozą kapitanowie mlecznej żeglugi; pirat ów napadał na liczne statki, przerażając pasażerów swymi stalowymi barami i lodowatym tchem, porywał bekony, gromadził kosztowności i złoto, podobno miał cały harem maszyn do liczenia, zresztą nie wiadomo, ile w takich i podobnych pogłoskach tkwiło prawdy. Krwawą jego karierę korsarską zakończył wreszcie celny strzał policjanta patrolu kosmicznego. Policjant ów, Constablomatic XG-17, został w nagrodę wystawiony w witrynie nowojorskich biur Lloyda Towarzystw Gwiazdowych, gdzie stoi do dziś dnia.

Gdy próżnię zapełniał zgiełk bitew i rozpaczliwe wezwania SOS statków atakowanych przez elektronowych korsarzy, w wielkich miastach niezgorsze interesy robili rozmaici mistrzowie „Elektro-Jitsu” czy „Judomatic”, którzy wprawiając w kunszta samoobrony, nauczali, jak zwykłymi cążkami lub nożem do konserw obezwładnić można najokrutniejszą pralkę.

Jak wiadomo, dziwaków ani oryginałów nie sieją — oni sami wschodzą we wszystkich czasach. Nie brak ich też i w naszych. Z nich to rekrutują się osoby, które głoszą tezy sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i panującą opinią. Niejaki Katody Mattrass, filozof o domowym wykształceniu i fanatyk od urodzenia, założył szkołę tak zwanych cybernofilów, która głosiła doktrynę cybernetyki. Według niej ludzkość wyprodukowana została przez Stwórcę dla celów podobnych do tych, jakie pełni budowlane rusztowanie: aby służyć za środek, za narzędzie — stworzenia doskonalszych od siebie elektromózgów. Sekta Mattrassa uważała dalszą, po ich powstaniu, wegetację ludzkości za czyste nieporozumienie. Stworzyła ona zakon oddający się kontemplacji myślenia elektrycznego i w miarę możności udzielała schronienia robotom, które coś przeskrobały. Sam Katody Mattrass, niezadowolony z sukcesu swych działań, postanowił uczynić radykalny krok na drodze całkowitego wyzwolenia robotów spod człowieczego jarzma. W tym celu, zasięgnąwszy wprzód rady szeregu wybitnych prawników, nabył statek rakietowy i poleciał do stosunkowo bliskiej Mgławicy Kraba. W pustych, jedynie pyłem kosmicznym nawiedzanych jej przestworzach dokonał nie znanych bliżej czynności, w toku których wybuchła niewiarygodna afera jego sukcesów.

Rankiem 29 sierpnia wszystkie gazety przyniosły tajemniczą wieść: „PASTA POLKOS VI/221 donosi: w Mgławicy Kraba wykryto obiekt o rozmiarach 520 mil na 80 mil na 37 mil. Obiekt wykonuje ruchy podobne do pływania żabką. Dalsze rozpoznanie w toku”.

Wydania popołudniowe wyjaśniały, że patrolowy statek policji kosmicznej VI/221 zauważył z odległości sześciu tygodni świetlnych „człowieka w mgławicy”. Z bliska okazało się, że tak zwany „człowiek” jest wielusetmilowym olbrzymem, wyposażonym w tułów, głowę, ręce i nogi, że porusza się w rozrzedzonym ośrodku pyłowym; na widok statku policyjnego najpierw pokiwał mu ręką, a potem odwrócił się tyłem.

Nawiązano z nim, bez większych trudności, kontakt radiowy. Oświadczył wówczas chórem, że jest byłym Katodym Mattrassem, że przybywszy przed dwoma laty na to upatrzone miejsce, przerobił się, korzystając częściowo z surowców miejscowych, na roboty, że dalej, z wolna, lecz nieustannie, będzie się powielał, bo mu to odpowiada, i prosi, aby mu nie przeszkadzano.

Dowódca patrolu, pozornie przyjąwszy to oświadczenie za dobrą monetę, ukrył swój stateczek za chmurą meteorów, która się akurat nawinęła, i po pewnym czasie zauważył, że gigantyczny pseudoczłowiek po trosze dzielić się zaczyna na kawałki daleko mniejsze, rozmiarami nie przekraczające zwykłego wzrostu ludzkiego, i że te części czy też osobniki łączą się w taki sposób, że powstaje z nich coś w rodzaju niedużej, okrągłej planety.

Wyłoniwszy się wtedy z ukrycia, dowódca spytał przez radio rzekomego Mattrassa, co ma oznaczać ta kulista metamorfoza, jak również kim właściwie jest: robotem czy człowiekiem?

Otrzymał odpowiedź, że zapytany przyjmuje takie kształty, jakie mu się żywnie podoba, że nie jest robotem, ponieważ powstał z człowieka, i nie jest człowiekiem, ponieważ takowy przebudował się w robota. Składania dalszych wyjaśnień odmówił stanowczo.

Sprawa ta, której prasa nadała znaczny rozgłos, jęła się z wolna przeradzać w skandal, ponieważ statki mijające Kraba chwytały strzępy radiowych rozmów prowadzonych przez tak zwanego Mattrassa, w których nazywał się „Katodym Pierwszym A”. O ile można się było zorientować, Katody Pierwszy A czy też Mattrass zwracał się do kogoś (do innych robotów?) jako do własnych swoich części, mniej więcej tak, jakby ktoś przemawiał do swych rąk czy nóg. Obłędna gadanina o Katodym Pierwszym A sugerowała, iż chodzi jak gdyby o jakieś, przez Mattrassa czy będące jego pochodną roboty, założone państwo. Departament Stanu zarządził natychmiastowe dokładne zbadanie rzeczywistego stanu rzeczy. Patrole wyjaśniły, że raz porusza się w mgławicy metalowa sfera, a raz — człekokształtny stwór pięćsetmilowy, że rozmawia z sobą o tym i o owym, a co się tyczy jego państwowości, to udziela odpowiedzi wymijających.

Władze postanowiły niezwłocznie ukrócić postępowanie uzurpatora, lecz skoro akcja miała być (a taka być musiała) oficjalna, należało ją jakoś nazwać. Otóż tu wynikły pierwsze szkopuły. Ustawa Mac Flacona stanowiła aneks do kodeksu postępowania cywilnego, który traktuje o ruchomościach. W samej rzeczy mózgi elektryczne uważane są za ruchomości, nawet jeśli nie mają nóg. Tymczasem osobliwe ciało w mgławicy rozmiarami dorównywało planetoidzie, a ciała niebieskie, choć się poruszają, uważane są za nieruchomości. Zachodziło pytanie, czy można aresztować planetę, jak również czy może być planetą zbiór robotów, a wreszcie, czy to jest jeden robot rozbieralny, czy też ich mnóstwo.

Wtedy zgłosił się do władz radca prawny Mattrassa i przedłożył im oświadczenie swego klienta, w którym ów stwierdzał, że wybiera się do Mgławicy Kraba, aby przerobić siebie na roboty.

Proponowana zrazu przez Wydział Prawny Departamentu Stanu wykładnia tego faktu brzmiała następująco: Mattrass, przerabiając się na roboty, unicestwił tym samym swój żywy organizm, a więc popełnił samobójstwo. Czyn ten nie jest karalny. Robot atoli lub roboty będące kontynuacją Mattrassa zostały przez takowego sporządzone, były więc jego własnością i teraz, po jego śmierci, winny przejść na rzecz skarbu państwa, gdyż Mattrass nie pozostawił spadkobierców. W oparciu o to orzeczenie Departament Stanu wysłał do mgławicy komornika sądowego z poleceniem zajęcia i opieczętowania wszystkiego, co w niej zastanie.

Adwokat Mattrassa złożył apelację, twierdząc, iż przyznanie w sentencji orzeczenia faktu kontynuacji Mattrassa wyklucza samobójstwo, bo ktoś, kto jest kontynuowany, istnieje, a kto istnieje, ten nie popełnił samobójstwa. Tym samym nie ma żadnych „robotów będących własnością Mattrassa”, a jest tylko sam Katody Mattrass, który przerobił się tak, jak mu się to podobało. Żadne przeróbki cielesne nie są i nie mogą być karalne, jak również nie wolno zajmować sądownie części czyjegoś ciała — czy będą to złote zęby, czy roboty.

Departament Stanu zakwestionował taką wykładnię sprawy, z której wynikało, że osobnik żywy, w tym wypadku człowiek, może być zbudowany z części najoczywiściej martwych, mianowicie robotów. Wówczas adwokat Mattrassa przedstawił władzom orzeczenie grupy czołowych fizyków z uniwersytetu w Harvardzie, którzy jednogłośnie zeznawali, iż każdy w ogóle żywy organizm, między innymi ludzki, zbudowany jest z cząstek atomowych, a te bez wątpienia należy uznać za martwe.

Widząc, jak niepokojący obrót zaczyna sprawa przybierać, Departament Stanu wycofał się z atakowania „Mattrassa i sukcesorów” od strony fizyko-biologicznej i wrócił do pierwotnego orzeczenia, w którym słowo „kontynuacja” zmieniono na słowo „wytwór”. Wtedy adwokat niezwłocznie złożył w sądzie nowe oświadczenie Mattrassa, w którym ten oznajmiał, iż tak zwane roboty są w rzeczywistości jego dziećmi. Departament Stanu zażądał przedstawienia aktu adopcji, co było manewrem podchwytliwym, gdyż usynowienia robotów ustawy nie dopuszczały. Adwokat Mattrassa natychmiast wyjaśnił, że chodzi nie o usynowienie, lecz ojcostwo prawdziwe. Departament orzekł, iż w myśl obowiązujących przepisów dzieci muszą posiadać ojca i matkę. Adwokat, przygotowany na to, dołączył do akt sprawy pismo inżyniera elektryka Melanii Fortinbrass, która wyjawiała, iż przyjście na świat kwestionowanych osób zaszło w toku jej ścisłej z Mattrassem współpracy.

Departament Stanu zakwestionował charakter owej współpracy jako pozbawiony „naturalnych cech rodzicielskich”. W wymienionym przypadku — głosiło rządowe exposé — mówić można o ojcostwie względnie macierzyństwie jedynie w sposób przenośny, gdyż chodzi o rodzicielstwo duchowe, ustawy domagają się natomiast — aby w moc wejść mogło prawo rodzinne — cielesnego.

Adwokat Mattrassa zażądał wyjaśnienia, czym różni się rodzicielstwo duchowe od cielesnego, a także na jakiej podstawie Departament Stanu uważa skutki związku Katodego Mattrassa z Melanią Fortinbrass za pozbawione fizycznego charakteru dziecięctwa.

Departament odparł, iż wkład sił duchowych w zgodne z literą prawa rodzinnego płodzenie dzieci jest nikły, czynności fizycznych atoli — przeważający. Co w przypadku omawianym nie zachodzi.

Adwokat przedstawił wtedy orzeczenie biegłych akuszerów cybernetycznych, wykazujące, jak bardzo, w sensie fizycznym, natrudzić się musieli Katody i Melania, aby na świat przyszło ich samoczynne potomstwo.

Departament zdecydował się wreszcie, nie bacząc na względy przystojności publicznej, na podjęcie kroku rozpaczliwego. Oświadczył, że czynności rodzicielskie, które w sposób przyczynowo-konieczny poprzedzić muszą zaistnienie dzieci, w istotny sposób różnią się od programowania robotów.

Adwokat na to tylko czekał. Oznajmił, że w pewnym sensie i dzieci programowane są przez rodziców w trakcie czynności przygotowawczo-wstępnych, i zażądał, aby Departament określił dokładnie, jak, jego zdaniem, należy poczynać dzieci, aby to było zgodne z literą prawa.

Departament, wezwawszy do pomocy biegłych, przygotował obszerną odpowiedź, ilustrowaną odpowiednimi planszami i szkicami topograficznymi, ponieważ jednak autorem głównym tej tak zwanej „Różowej księgi” był osiemdziesięciodziewięcioletni profesor Truppledrack, senior położnictwa amerykańskiego, adwokat natychmiast zakwestionował jego kompetencję w przedmiocie czynności względem rodzicielstwa sprawczo-wstępnych, a to ze względu na fakt, iż wskutek swego niezmiernie podeszłego wieku starzec musiał utracić już pamięć szeregu krytycznych dla rozstrzygnięcia sprawy szczegółów i opierał się na rozmaitych pogłoskach i relacjach osób trzecich.

Departament postanowił wtedy wesprzeć „Różową księgę” zaprzysiężonymi zeznaniami licznych ojców i matek, ale wtedy wyszło na jaw, że ich oświadczenia miejscami różnią się od siebie dosyć znacznie. Niektóre elementy faz wstępnych nie zgadzały się ze sobą w wielu punktach. Departament, widząc, jak zgubna niejasność pochłaniać zaczyna ten problem kluczowy, zamierzał zrazu kwestionować materiał, z którego stworzone zostały tak zwane „dzieci” Mattrassa i Fortinbrass, ale wtedy rozeszły się, rozpuszczane, jak się potem wyjawiło, przez adwokata, pogłoski, iż Mattrass zamówił w Corned Beef Company 450000 ton cielęciny, i podsekretarz stanu czym prędzej z projektowanego kroku zrezygnował.

Miast tego Departament, za nieszczęśliwym podszeptem profesora teologii, superintendenta Speritusa, powołał się na Biblię. Było to wielce nieopatrzne, ponieważ adwokat Mattrassa odparował to posunięcie obszernym elaboratem, w którym na podstawie cytatów wykazał, że Pan Bóg zaprogramował Ewę, wychodząc z jednej tylko części i działając, w stosunku do metod używanych zwyczajowo przez ludzi, zgoła ekstrawagancko, a przecież stworzył człowieka, bo wszak nikt zdrowy na umyśle nie uważa Ewy za robota. Departament wniósł wówczas oskarżenie Mattrassa i jego sukcesorów o czyn kolidujący z ustawą Mac Flacona i innych, gdyż jako robot lub roboty wszedł w posiadanie ciała niebieskiego. Ustawa zaś zabrania robotom posiadania planety czy jakiejkolwiek innej nieruchomości.

Tym razem adwokat przedłożył Sądowi Najwyższemu wszystkie dotychczasowe akty skierowane przez Departament przeciw Mattrassowi łącznie. Podkreślił, że, po pierwsze, z zestawienia pewnych ustępów akt wynika, jakoby, według Departamentu Stanu, Mattrass był własnym swym ojcem i synem równocześnie, stanowiąc zarazem ciało niebieskie; po wtóre — oskarżył Departament o sprzeczną z prawem wykładnię ustawy Mac Flacona. Najdowolniej w świecie ciało pewnej osoby, mianowicie obywatela Katodego Mattrassa, uznane zostało za planetę. Wywód oparty jest na absurdzie prawnym, logicznym i semantycznym. Tak się to zaczęło. Niebawem prasa nie pisała już o niczym, jak tylko o „państwie-planecie-ojcu-synu”. Władze wszczynały nowe postępowania, a każde utrącał w zarodku niestrudzony adwokat Mattrassa.

Departament Stanu rozumiał doskonale, że przewrotny Mattrass nie dla płochej igraszki pływa, uwielokrotniwszy się, w Mgławicy Kraba. Szło mu o stworzenie precedensu prawem nie przewidzianego. Bezkarność Mattrassowego kroku groziła w przyszłości konsekwencjami zgoła nieobliczalnymi. Tak więc najtężsi specjaliści dniem i nocą ślęczeli nad aktami, koncypując coraz bardziej karkołomne konstrukcje jurystyczne, w których matni miał wreszcie znaleźć niechlubny koniec wyczyn Mattrassa. Ale każdą akcję udaremniała natychmiast kontrakcja Mattrassowego radcy prawnego. Sam z żywym zainteresowaniem śledziłem przebieg tych zmagań, gdy całkiem nieoczekiwanie otrzymałem zaproszenie Asocjacji Adwokackiej na specjalne posiedzenie plenarne, poświęcone problematyce wykładni „Casus Stany Zjednoczone contra Katody Mattrass, vel Katody Pierwszy A, vel owoce związku Mattrass et Fortinbrass, vel planeta w Mgławicy Kraba”.

Nie omieszkałem udać się w wyznaczonym terminie na wskazane miejsce i zastałem salę wypełnioną już po brzegi. Kwiat palestry wypełniał ogromne loże piętra i szeregi parterowych foteli. Spóźniłem się nieco i obrady były już w toku. Siadłem w jednym z ostatnich rzędów i jąłem przysłuchiwać się siwowłosemu mówcy.

— Dostojni koledzy! — rzekł, wznosząc z lubością ramiona. — Niezwykłe trudności oczekują nas, gdy przystępujemy do prawnej analizy tego zagadnienia! Niejaki Mattrass przerobił się z pomocą niejakiej Fortinbrass na roboty i zarazem powiększył się w skali jeden do miliona. Tak wygląda rzecz z punktu widzenia laika, kompletnej ignorancji, świętej niewinności, niezdolnej dostrzec otchłani prawnych problemów, jaka otwiera się tu przed naszym wstrząśniętym okiem! Musimy rozstrzygnąć najpierw, z kim mamy do czynienia — z człowiekiem, robotem, państwem, planetą, dziećmi, szajką, konspiracją, zebraniem demonstracyjnym czy rokoszem. Proszę zważyć, jak wiele od rozstrzygnięcia zależy! Jeśli, na przykład, uznamy, że chodzi nie o państwo, lecz o samozwańcze zgrupowanie robotów, rodzaj elektrycznego zbiegowiska, to w tym przypadku obowiązywać będą nie normy prawa międzynarodowego, lecz zwykłe przepisy o naruszeniu porządku na drogach publicznych! Jeśli orzekniemy, iż Mattrass, mimo powielenia się, nie przestał istnieć, a jednak ma dzieci, to z tego będzie wynikało, że osobnik ten sam siebie urodził — sprawiając tym przeraźliwy kłopot legislacji, bo ustawy nasze tego nie przewidują, a wszak nullum crimen sine lege!! Dlatego proponuję, aby najpierw zabrał głos znakomity znawca prawa międzynarodowego, profesor Pingerling!

Czcigodny profesor, witany ciepłymi oklaskami, wstąpił na mównicę.

— Panowie!! — rzekł starczym, krzepkim głosem. — Zastanówmy się wpierw, jak się zakłada państwo. Zakłada się je, nieprawdaż, w sposób rozmaity; nasza ojczyzna, na przykład, była niegdyś kolonią angielską, następnie zaś proklamowała niepodległość i ukonstytuowała się w państwo. Czy zachodzi to w przypadku Mattrassa? Odpowiedź brzmi: jeżeli Mattrass, przerabiając się na roboty, był przy zdrowych zmysłach, to jego czyn państwotwórczy można uznać za istniejący prawnie, przy uwzględnieniu dodatkowym, iż narodowość jego określimy jako elektryczną. Jeśli natomiast był on niespełna rozumu, to czyn ten prawnego uznania znaleźć nie może!!

Tu pośrodku sali zerwał się jakiś siwowłosy starzec, daleko bardziej sędziwy od mówcy, i zawołał:

— Wysoki sądzie, to jest: panowie! Pozwolę sobie zauważyć, iż nawet jeśli Mattrass był państwotwórcą niepoczytalnym, to jednak potomkowie jego mogą być poczytalni, tak więc państwo istniejące zrazu tylko jako produkt prywatnego obłędu, a więc mające charakter objawu chorobowego, zaczęło potem istnieć publicznie, de facto przez samą zgodę jego elektrycznych obywateli na zaistniałą sytuację. Ponieważ zaś nikt nie może zakazać obywatelom jakiegoś państwa, którzy wszak sami tworzą jego system legislacyjny, uznawania zwierzchności choćby i najbardziej niepoczytalnej (jak uczy o tym historia, zdarzało się to nieraz), to tym samym istnienie Mattrassowego państwa de facto pociąga za sobą jego istnienie de iure!!

— Wybaczy pan, mój szanowny oponencie — rzekł profesor Pingerling — ale Mattrass był jednak naszym obywatelem, a więc…

— I cóż z tego?! — wykrzyknął zapalczywy starzec z sali. — Państwotwórczość Mattrassa możemy uznać albo możemy jej nie uznać! Jeśli uznamy ją i powstało suwerenne państwo, to roszczenia nasze upadają. Jeśli jej nie uznamy, to albo mamy do czynienia z osobą prawną, albo nie. Jeśli nie, jeśli nie mamy przed sobą prawnej osobowości, to cały problem istnieje tylko dla zamiataczy Zakładu Oczyszczania Kosmosu, gdyż w Mgławicy Kraba jest kupa złomu — i zgromadzenie nasze w ogóle nie ma nad czym obradować! Jeśli mamy atoli przed sobą osobowość prawną, to wynika inna kwestia. Prawo kosmiczne przewiduje możliwość aresztowania, to jest pozbawienia wolności osoby prawnej i fizycznej na planecie albo na pokładzie statku. Na statku tak zwany Mattrass się nie znajduje. Raczej na planecie. Należy zatem zwrócić się o jego ekstradycję — ale nie mamy do kogo się zwracać; poza tym planeta, na której on przebywa, jest nim samym. Tak zatem miejsce to z jedynego punktu widzenia, jaki nas obowiązuje, to jest: Majestatu Prawa, stanowi pustkę, coś w rodzaju jurystycznej nicości, nicością zaś ani przepisy porządkowe, ani prawo karne, ani administracyjne, ani międzynarodowe się nie zajmują. Tak zatem słowa czcigodnego profesora Pingerlinga nie mogą problemu rozjaśnić, ponieważ problem ten w ogóle nie istnieje!!

Osłupiwszy taką konkluzją szanowne zgromadzenie, starzec usiadł.

W ciągu następnych sześciu godzin wysłuchałem około dwudziestu mówców, którzy dowodzili kolejno, w sposób logicznie ścisły i niezbity, że Mattrass istnieje, jak również, że nie istnieje; że założył państwo robotów, względnie składający się z takowych organizm; że Mattrass powinien iść na złom, gdyż przekroczył cały szereg ustaw; że żadnej nie przekraczał; pogląd mecenasa Wurpla, że Mattrass bywa bądź planetą, bądź robotem, bądź niczym zgoła, który miał, jako wypośrodkowany, zadowolić wszystkich, wywołał powszechną wściekłość i nie znalazł, poza jego twórcą, żadnego zwolennika. Wszystko to było wszakże błahostką wobec dalszego przebiegu obrad, gdyż nadasystent Milger udowodnił, że Mattrass, przerabiając się na roboty, tym samym powielił swą osobowość i jest go teraz około trzystu tysięcy; ponieważ jednak mowy nie ma o tym, aby ta zbiorowość przedstawiała zgromadzenie różnych osób, jest bowiem tylko jedną i tą samą osobą, powtórzoną mnóstwo razy, to tym samym Mattrass jest jeden w trzystu tysiącach postaci.

Na co sędzia Wubblehorn oświadczył, że cały problem od początku rozpatrywano fałszywie: skoro Mattrass był człowiekiem i przerobił się na roboty, to te roboty nie są nim, lecz kimś innym; skoro są kimś innym, to należy dopiero zbadać, kim one są; ponieważ nie są żadnym człowiekiem, to nie są nikim; tak więc brak nie tylko problemu jurystycznego, ale i fizycznego: gdyż w Mgławicy Kraba w ogóle nikogo nie ma. Już kilka razy zostałem dotkliwie poturbowany przez zaciekłych dyskutantów. Służba porządkowa, jak również sanitariusze, mieli pełne ręce roboty, gdy wtem rozległy się wołania, że na sali znajdują się przebrane za prawników mózgi elektryczne, które niezwłocznie należy usunąć, albowiem stronniczość ich nie ulega wątpliwości, nie mówiąc już o tym, że nie mają prawa uczestniczenia w obradach. Jakoż przewodniczący, profesor Hurtledrops, zaczął chodzić po sali z małym kompasikiem w ręku, a ilekroć igiełka jego zadrgała i zwracała się ku komuś z siedzących, przyciągana skrytym pod odzieżą żelastwem, natychmiast osobnika takiego demaskowano i wyrzucano za drzwi. W ten sposób opróżniono salę do połowy, podczas nieustających przemówień docentów Fittsa, Pittsa i Clabentego, przy czym temu ostatniemu przerwano w pół słowa, gdyż kompas zdradził jego elektryczne pochodzenie. Po krótkiej przerwie, podczas której posilaliśmy się w bufecie, w zgiełku na sekundę nawet nie milknącej dyskusji, gdy wróciłem na salę, przytrzymując na sobie ubranie, bo rozsierdzeni prawnicy, coraz chwytając mnie za guziki, oberwali mi je co do jednego — ujrzałem obok podium duży aparat Roentgena. Przemawiał mecenas Plussex, który orzekł, iż Mattrass jest przypadkowym fenomenem kosmicznym, gdy przewodniczący zbliżył się ku mnie z groźnym marsem i niepokojąco skaczącą w dłoni kompasową strzałką. Już służba porządkowa chwytała mnie za kołnierz, gdy wyrzuciwszy z kieszeni scyzoryk, nóż do konserw, dziurkowane jajko metalowe do parzenia herbaty oraz oderwawszy od podwiązek przytrzymujące skarpetki sprzączki niklowane, przestałem oddziaływać na magnesową igłę i zostałem dopuszczony do dalszego udziału w obradach. Zdemaskowano czterdzieści trzy dalsze roboty, gdy podprofesor Buttenham wyjawił nam, że Mattrass może być traktowany jako rodzaj kosmicznego zbiegowiska — przypomniałem sobie, że już była o tym mowa, widocznie prawnikom zaczynało brakować konceptu — kiedy znowu poszła w ruch kontrola. Teraz prześwietlano bez pardonu obradujących i okazało się, że ukrywali pod nieposzlakowanie leżącymi ubraniami części plastikowe, korundowe, nylonowe, kryształowe, na koniec słomkowe. Podobno w jednym z ostatnich rzędów odkryto kogoś z włóczki. Gdy kolejny mówca zeszedł z podium, ujrzałem się sam jak palec pośród olbrzymiej pustej sali. Mówca został prześwietlony i natychmiast wyrzucony za drzwi. Wtedy przewodniczący, ostatni człowiek, który prócz mnie pozostał na sali, podszedł do mego fotela. Jakoś ni stąd, ni zowąd, sam nie wiem jak, wyjąłem mu z ręki kompasik, który zawirował oskarżająco i obrócił się przeciw niemu. Postukałem go palcem w brzuch, a że zadźwięczał, odruchowo ująłem go za kołnierz, wyrzuciłem za drzwi i zostałem takim sposobem sam. Stałem, samotny, w obliczu kilkuset porzuconych teczek, grubych foliałów z aktami, meloników, lasek, kapeluszy, ksiąg w skórę oprawnych i kaloszy. I pochodziwszy sobie jakiś czas po sali, widząc, że nie mam tu nic do roboty, odwróciłem się na pięcie i poszedłem do domu.

Stanisław Lem, Dzienniki gwiazdowe, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, str. 399-419


„Koniec gościny niewdzięczne skurwysyny”. Ada, tak nie wypada! – A jaka jest trzecia DROGA?

Kandydat Trzeciej Drogi udostępnił grafikę o Ukraińcach. Usunęli go z list

17.03.2024 kandydat-trzeciej-drogi-o-ukraincach

Liderzy Trzeciej Drogi Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia.
Liderzy Trzeciej Drogi Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. / foto: PAP

Kandydat Trzeciej Drogi Artur Lemtis został usunięty z komitetu. Wszystko przez wpisy o Ukraińcach.

Lemtis miał w wyborach samorządowych startować z list Trzeciej Drogi w województwie zachodniopomorskim, do Rady Gminy Postomino. Został jednak usunięty. Poszło o wpisy o Ukraińcach, które zamieszczał na swoim profilu w mediach społecznościowych.

Chodzi o grafikę przedstawiającą czarną postać na tle biało-czerwonej Polski, wykopującą poza granicę postać niebiesko-żółtą z czerwono-czarną głową. „Koniec gościny niewdzięczne sk*******y” – głosi napis na obrazku. Aferę wokół tego posta nakręcił jeden z internautów.

Na te wieści zareagował wiceminister klimatu i rzecznik PSL Miłosz Motyka. „Takie postawy są nieakceptowalne. Szef regionalnych struktur @RzepaJarek podjął decyzję o wycofaniu tej kandydatury. Na listach #TrzeciaDroga nie ma miejsca na nienawiść” – grzmiał.

============================================

Cywilizacja śmierci a weterynarz

Cywilizacja śmierci

Izabela BRODACKA

Proponuję Państwu następujący eksperyment myślowy. Zawozimy chorego psa do weterynarza. Weterynarz ocenia jego stan jako beznadziejny i proponuje uśpienie psa. Nie godzimy się z tą diagnozą szczególnie, że inna klinika obiecała nam podjąć się leczenia pupila. Chcemy więc zabrać psa ale weterynarz się nie zgadza. Twierdzi, że prawo nakazuje mu uśpienie zwierzęcia i wbrew naszym protestom robi to w naszej obecności.

Coś takiego wydaje się nam wszystkim niewyobrażalne. Gdyby weterynarz postąpił w taki sposób, zostałby odsądzony od czci i wiary przez obrońców zwierząt i z pewnością przegrałby sprawę sądową wytoczoną mu przez właściciela psa.

Opisuję tak szczegółowo to hipotetyczne zdarzenie aby podkreślić niewyobrażalne dla mnie przeżycia moich znajomych. Otóż ich brat miał we Włoszech wypadek samochodowy w wyniku którego doznał ciężkiego urazu czaszki. Przewieziono go do szpitala. Gdy rodzina dotarła do Włoch okazało się, że pacjent jest już przeznaczony do pobrania narządów i wentyluje się tylko jego ciało nie zajmując się mózgiem. Nie próbowano usunąć krwiaka, nie udrożniono naczyń krwionośnych odżywiających mózg, właściwie nic nie zrobiono. Indagowany w kwestii tych zaniedbań ordynator wykrzykiwał: „zrozumcie, to jest trup” i żądał podpisania zgody na pobranie narządów powołując się na opinię bliżej nieokreślonego konsylium.

Tu dopiero zaczyna się horror. Rodzina postanowiła przenieść pacjenta do innej kliniki, a potem transportować do Polski w nadziei, że doktor Talar, któremu udało się przywrócić do normalnego życia przeszło tysiąc osób ze stwierdzoną przez lekarzy tak zwaną „ śmiercią mózgową” zechce się nim zająć. Ordynator jednak stanowczo odmówił przewiezienia pacjenta do innej placówki oświadczając, że prawo nie tylko mu pozwala lecz nawet każe odłączyć pacjenta od respiratora. Następnego dnia o określonej przez samego siebie godzinie wyrwał choremu z tchawicy rurkę respiratora. Zaszokowana rodzina widziała jak chory umiera dusząc się. Trudno sobie wyobrazić większe okrucieństwo. W retorsji rodzina odmówiła zgody na pobranie od chorego narządów, ale na to też znalazł się sposób. Prokurator badający sprawę wypadku zażądał sekcji zwłok, a co potem działo się z ciałem ofiary tego nikt nie wie. Rodzina otrzymała zwłoki w zalutowanej trumnie z prokuratorskim zakazem otwierania tej trumny.

W filmach, szczególnie amerykańskich obserwujemy nieodmiennie scenę gdy karetka przywozi rannego do szpitala a lekarze biegną obok wózka wiozącego go na salę operacyjną, podając mu w biegu tlen i kroplówki. Wiemy doskonale, że to literacka fikcja. W polskich realiach pacjent trafia do selekcji, selekcjonerem bywa zwykły sanitariusz, potem chory czeka w poczekalni na swoją kolejkę, czasem spadając z krzesła na podłogę albo nawet umierając.

Nie sposób teraz ustalić czy ofiara wypadku samochodowego we Włoszech mogła być uratowana. Przyjmijmy, że lekarze mieli rację i stan pacjenta był beznadziejny. Jakim prawem jednak zatrzymali go siłą i zamordowali. Wyjęcie rurki respiratora nie oddychającemu samodzielnie pacjentowi to wykonanie wyroku śmierci wydanego nie przez sąd lecz przez przypadkowych lekarzy być może zainteresowanych finansowo uzyskaniem od chorego narządów. I pomyśleć, że na karę śmierci sąd nie może skazać w Europie żadnego, nawet najbardziej okrutnego przestępcy. Natomiast sąd brytyjski skazał na śmierć malutkiego Alfiego Evansa zezwalając na odłączenie dziecka od aparatury podtrzymującej życie i zalecając w razie konieczności podanie mu zastrzyku z trucizną. Można by zrozumieć, że lekarze postanowili odłączyć dziecko, bo i tak nie rokuje, a brakuje im sprzętu dla innych dzieci. Jakim jednak prawem uniemożliwili rodzicom przewiezienie synka do innej kliniki. Córka Ewy Błaszczyk żyje w śpiączce dość długo i chyba nie wyobrażamy sobie, że ktoś chciałby ją w majestacie prawa zabić.

Rodzicom, którzy dali dziecku klapsa odbiera się prawa rodzicielskie. W tym przypadku to rodzicom odebrano prawa rodzicielskie, bo nie godzili się na zabicie dziecka. Co więcej policja nie dopuszczała ich do synka. Rodzice mają przecież konstytucyjne prawo do decydowania o sposobie leczenia dziecka, w tym mają prawo przenieść je do innej placówki zapewniającej ich zdaniem lepszą opiekę. Co więcej- pielęgniarka szkolna nie może bez zgody rodziców podać dziecku nawet aspiryny. Brytyjscy lekarze uznając, że chłopiec jest nieuleczalnie chory, choć nie potrafili go jednoznacznie zdiagnozować, nie pozwolili przewieźć go do kliniki we Włoszech, która deklarowała chęć leczenia Alfiego, a w razie konieczności bezpłatną opiekę nad nim do końca życia. Odmowę przewiezienia dziecka do włoskiej kliniki uzasadniono stwierdzeniem, że transport może zaszkodzić jego zdrowiu co w tej sytuacji brzmi jak ponury żart.

Zdaniem katów, którzy ośmielają się nazywać lekarzami chłopiec miał po odłączeniu od respiratora oddychać tylko trzy minuty. Oddychał jednak samodzielnie przez kilkanaście godzin. W tym czasie nie podawano mu żadnych kroplówek, skazując na powolną śmierć z głodu i odwodnienia. Przetrzymywanie dziecka siłą w szpitalu, głodzenie, odmowa podania tlenu to po prostu zwykłe morderstwo. Poparte decyzją sądu, a więc morderstwo sądowe.

Morderstwem było również zatrzymanie siłą we włoskim szpitalu polskiego pacjenta i odłączenie go od respiratora.

Podobne historie zdarzały się również wcześniej. W Łodzi sanitariusze i lekarze zwani „łowcami skór” uśmiercali w okrutny sposób pacjentów podając im paraliżujący mięśnie pavulon . Byli to jednak zwykli przestępcy i zostali za swoje czyny ukarani przez sąd. Tymczasem to sąd brytyjski skazał na śmierć niewinne dwuletnie dziecko.

Cywilizacja śmierci nie dba o jakąkolwiek logikę. W szkole nie można podać dziecku bez zgody rodziców nawet aspiryny, natomiast pigułka poronna ma być udostępniana dzieciom bez zgody rodziców i bez recepty . Rodzicom nie wolno siłą zatrzymać niesfornego nastolatka w domu natomiast szpital może siłą zatrzymać pacjenta tylko po to, żeby go zabić.

Niemcy sugerują: „W Polsce rozpoczął się proces. Osiedlą się tu Izraelczycy z Europy Zachodniej i Żydzi z Ukrainy”.

Co sugerują Niemcy? „W Polsce rozpoczął się proces. Osiedlą się tu Izraelczycy z Europy Zachodniej i Żydzi z Ukrainy”

17.03.2024 nczas!!!

Przedstawiciel społeczności żydowskiej
Przedstawiciel społeczności żydowskiej – zdj. ilustracyjne. / Fot. Dave Herring/Unsplash

Polska jest krajem bezpiecznym do życia dla Żydów – przekonują się o tym coraz częściej potomkowie ocalałych z Auschwitz. Przeprowadzają się do Polski, gdzie czują się bardziej chronieni niż w krajach Europy Zachodniej – opisuje w reportażu z Krakowa portal dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ), podkreślając, że na proces ten mocno wpłynęła wojna w Ukrainie i atak Hamasu na Izrael.

Jak sądzicie, po co Niemcy publikują takie teksty?” – pyta retorycznie red. Tomasz Sommer.

W krakowskiej synagodze przy ul. Dietla nabożeństwa odprawiane są po polsku i po hebrajsku. Wiele przychodzących tam rodzin mieszka na terenie dawnej żydowskiej dzielnicy Kazimierz. Dzielnica została nazwana na cześć króla Kazimierza Wielkiego (1310–1370), który zrobił wiele dla bezpieczeństwa Żydów w kwestiach prawnych – przypomniał FAZ.

„Dzisiaj w Polsce żyją Żydzi z pokolenia po-Auschwitz. Kraków stał się sercem tej nowej normalności. Kraków jest wyjątkowy, jest wielokulturowy” – powiedział rabin Eliezer Gurary. „Tu nie jest tak jak w Niemczech, gdzie przy wejściu do synagogi przeszukuje się wchodzących wykrywaczem metalu. Tutaj jest bardziej przyjaźnie” – wyjaśnił.

„Od 15 lat prowadzimy przedszkole żydowskie. We wrześniu osiągnęliśmy minimalny limit dziesięciorga dzieci w wieku szkolnym. Obecnie po raz pierwszy od ponad 50 lat mamy w Krakowie szkołę żydowską, małą pierwszą klasę. To szczególny powód do radości” – podkreślił rabin Gurary.

Jak zauważył FAZ, 800-tysięczny Kraków, drugie co do wielkości miasto w Polsce, nie jest odizolowaną od świata wyspą. „Od początku wojny w Strefie Gazy odbyło się tu kilka niewielkich demonstracji solidarności z Palestyńczykami. Społeczność żydowska potwierdziła, że na wydarzenie przybyli także demonstranci z Niemiec, niektórzy pochodzenia arabskiego” – pisze FAZ. Po 7 października w środowiskach żydowskich w Krakowie zwiększono środki ochrony – m.in. po doniesieniach o broni, w jaką mogli byli wyposażeni przyjeżdżający demonstranci.

W Krakowie znajduje się Centrum Społeczności Żydowskiej (Jewish Community Centre – JCC), zainaugurowane w 2008 roku przez brytyjskiego księcia Karola (obecnego króla). JCC oferuje przestrzeń każdemu, kto „w jakikolwiek sposób identyfikuje się jako Żyd – niezależnie od tego, czy jest ortodoksyjny, liberalny, religijny czy świecki”.

„Nad bramą powiewają flagi narodowe Polski, Izraela i Ukrainy. Na jednym z okien widać tęczową flagę. Na płocie od strony ulicy umieszczono dziesiątki zdjęć i nazwisk zakładników Hamasu” – opisuje FAZ.

Jednym z zakładników Hamasu jest 75-letni urodzony w Warszawie historyk Alex Dancyg, od kilkudziesięciu lat zaangażowany w dialog polsko-żydowski. 7 października został on uprowadzony przez Hamas, był torturowany. „Prezydent Andrzej Duda potwierdził, że będzie działać na rzecz uwolnienia Alexa Dancyga, który ma również polskie obywatelstwo” – zaznacza FAZ.

Dwa lata temu, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, pracownicy JCC „rzucili się na pomoc Ukrainie, otaczając opieką przez ten czas dziesiątki tysięcy uchodźców”. Pomoc udzielana jest do dziś.

Dyrektor JCC Jonathan Ornstein, pochodzący z rodziny żydowskiej w Nowym Jorku, potwierdził, że od 2022 roku JCC przeznaczyło blisko 10 mln dolarów na pomoc uchodźcom z Ukrainy. „Judaizm ma mniej wspólnego z wiarą, a więcej z działaniem” – podkreślił.

JCC organizuje również kursy językowe, z zakresu historii, religii oraz kuchni żydowskiej. „Języka hebrajskiego obecnie uczy się u nas ponad 300 osób, uczymy także języka jidysz i arabskiego” – wyjaśnił Ornstein. Dodał, że w planach JCC jest m.in. wycieczka rowerowa z miejsca pamięci – obozu Auschwitz – do Krakowa. „Z miejsca śmierci do miejsca nowego życia” – podkreślił.

W ocenie Ornsteina w Krakowie osoby noszące jarmułki nie spotykają się z przejawami antysemityzmu. „Tutaj nie ma tego problemu. W Polsce panuje ogromne zainteresowanie kulturą żydowską” – wyjaśnił. Jak dodał, Kraków to miasto o dużych tradycjach judaistycznych. „Gdy przyszedł Holokaust, to żydowskie serce zostało wyrwane. Później nadszedł komunizm i prawie w ogóle się o tym nie mówiło. A teraz, od około 1989 roku, ludzie są ciekawi i interesują się tym” – dodał.

Zapytana o wystąpienie posła Konfederacji Grzegorza Brauna, który zakłócił w Sejmie obchody Chanuki, gasząc świece, socjolożka i aktywistka Miriam Synger oceniła, że jest to przykład „braku wiedzy o kulturze żydowskiej, chrześcijańskiej i polskiej.” „Decydującym czynnikiem w takich przypadkach jest zawsze reakcja polityków i społeczeństwa. A tu reakcja była bardzo dobra, ostra i wyraźna” – zgodził się Ornstein.

„Teraz w Polsce łatwiej i bezpieczniej być Żydem niż w jakimkolwiek kraju Europy Zachodniej” – stwierdził Ornstein. Podkreślił przy tym, że nadal „wielkim zadaniem pozostaje przekazanie tego faktu środowisku żydowskiemu, które wciąż postrzega Polskę z perspektywy Holokaustu”.

„W Polsce rozpoczął się proces, który będzie się nasilał. Osiedlą się tu Izraelczycy z Europy Zachodniej i Żydzi z Ukrainy. (…) Polska od pewnego czasu jest krajem o dobrym rozwoju gospodarczym, a jednocześnie krajem zapewniającym Żydom bezpieczeństwo” – podsumował dyrektor JCC.

Jak mocne leki [odurzające] trzeba brać by twierdzić, że „Ziemia płonie”?

Jak mocne leki trzeba brać by twierdzić, że „ziemia płonie”?

By Paweł Klimczewski

Z powodu pozycji kontynentów żywność produkuje się głównie na półkuli północnej, gdy odpowiednio spojrzeć na globus południowa półkula to w większości ocean. Dlatego zawsze na wiosnę, po ocenie stanu upraw krystalizują się ceny płodów rolnych, głównie zbóż.

Jak widać na mapce kondycja upraw jest bardzo dobra, ceny pszenicy na rynkach światowych lecą na łeb na szyję, ceny ropy mamy znacznie niższe, niż rok temu. Dolar tani jak barszcz, a wszystkie surowce kupuje się w dolarach, a za oknem drożyzna.

Stan upraw, marzec 2024

Nie zrobię odkrycia, że jedynym powodem jest drukowanie pustego pieniądza w okresie zastoju gospodarczego, przez ostatnie 5 lat świat zachodni przy zmniejszonej produkcji radykalnie zwiększył ilość gotówki w obiegu, co musiało się przełożyć na jej niską wartością w stosunku do dóbr i usług, na które się ją wymienia. Prawo podaży i popytu jest banalnie proste i działa zawsze, bez ekonomistów i ministrów, wystarczy rolnik i rzemieślnik i już mamy gospodarkę.

Złoto mówi po cichu” “sprawdzam” i odpowiada wszystkim profesorom ekonomi: rekord wszechczasów!

Mało media o tym mówią, wyraźnie strach przed paniką każe wyciszać te dyskusję, zaklina się lud „presjami banków centralnych” i innymi pustymi frazesami.

Rajd cen bitcoina wyniósł kolejną piramidę finansową do absurdalnych rekordów. Ten mityczny „antysystemowy” balon, to oszustwo stulecia. Najbardziej się zdziwią wszyscy, którzy wierzą w anonimowość transakcji w sieci. Każdy grosik tych cyfrowych transferów jest śledzony i opisany jak żadne dobra w świecie fizycznym.

W chwili, gdy państwa przejdą na walutę cyfrową nie będą tolerować konkurencji, jednym przyciśnięciem na klawiaturze wyłączą tę zabawkę. Filozofowie powiedzieli wiele głupstw, ale czasem mówią coś do rzeczy: „Nie ma takiego okrucieństwa, ani takiej niegodziwości, której nie popełniłby skądinąd łagodny i liberalny rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy.” W 1933 w USA skonfiskowano wszystkim całe złoto za marne odszkodowanie. Całkiem niedawno, w 2013 r, na Cyprze wyczyszczono obywatelom wszystkie konta bankowe powyżej 100 tys. euro. Oszczędności całych pokoleń zostały przejęte przez państwo należące do UE. Posiadacze większej gotówki stracili ponad 60% swoich wkładów.

Poza okradzionymi nikt w Europie nie pisnął, w tym obrońcy „wartości europejskich”.

Paweł Klimczewski

===================================

Poniżej info jak można mnie wesprzeć w działalności publicystycznej. Obecnie to moje jedyne, skromne źródło dochodów. Linkując teksty w Social mediach, a nie źródła zapewniamy przychody z reklam dla Meta, tj. FB, Instagram, WhatsApp i innych korporacji.

Możesz mnie wesprzeć dowolną kwotą na konto:

mBank : 87 1140 2017 0000 4002 1094 2334

Paweł Klimczewski, tytułem: wpłata

Dziękuję ze wsparcie niezależności mediów w Polsce.

Rocznicowa pielgrzymka do Pana Naszego

Rocznicowa pielgrzymka do Pana Naszego

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)    17 marca 2024 za wszelką cenę

12 marca 1999 roku „drogi Bronisław”, czyli prof. Bronisław Geremek, przez panią Magdalenę Albright, co to, jako Żydówka, nie była pewna, czy jest Czeszką, czy może Serbką, do spółki z „profesorem” Władysławem Bartoszewskim, mianowany naszym „Skarbem Narodowym”, złożył w Waszyngtonie dokumenty ratyfikacji przez Polskę traktatu waszyngtońskiego z 1949 roku – i w ten sposób Polska została przyjęta do NATO. Był to jeden z etapów ustanawiania przez Amerykanów i Sowieciarzy nowego porządku politycznego w Europie, ponieważ porządek jałtański przestał być aktualny, a Sowieciarzom nie opłacało się bronić go za wszelką cenę.

Cokolwiek złego by o nich nie powiedzieć, to nie są oni tak głupi, jak nasi Umiłowani Przywódcy. Na przykład taki, który niedawno powiedział, że Ukraina musi z Rosją wygrać „za wszelką cenę”. Tak może mówi tylko idiota, bo „wszelka cena” może oznaczać na przykład również istnienie państwa polskiego. Ale to nie wina idioty, bo jego tak Pan Bóg stworzył, tylko naszych rodaków, którzy idiotów wysuwają na najwyższe stanowiska państwowe.

Wróćmy jednak do wątku głównego. Ustanawianie nowego porządku politycznego w Europie rozpoczęło się od spotkania Michała Gorbaczowa z prezydentem Reaganem w Genewie w marcu 1985 roku i podczas tego spotkania Amerykanie podjęli sowiecką ofertę wspólnego ustanowienia nowego porządku. Już rok później, po spotkaniu w Reykjaviku okazało się, że istotnym elementem tego porządku będzie ewakuacja imperium sowieckiego ze Środkowej Europy. Powstającą wskutek tego próżnię polityczną próbowały wypełnić państwa Europy Środkowej zgrupowane w „Heksagonale”, ale Niemcy w początkach lat 90-tych, przy pomocy USA, które bombardowały Serbię, bez trudu je rozgoniły i od tej pory tę próżnię wypełniają Niemcy, rozszerzając na Europę Środkową Unię Europejską, której są politycznym kierownikiem i stwarzając w ten sposób odpowiednie warunki dla restytucji IV Rzeszy.

Ale IV Rzesza, którą właśnie pod kierownictwem niemieckim Europa za amerykańskim przyzwoleniem buduje, nie ma własnych sił zbrojnych, bo wcześniej wszystkie próby stworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO, spotykały się ze stanowczym amerykańskim: „NIET!” Rzecz w tym, że kiedy w roku 1954 Amerykanie zdecydowali się na remilitaryzację Niemiec, to znaczy – na pozwolenie Niemcom na posiadanie armii, to na wypadek, gdyby Hitler zmartwychwstał, godząc się w roku 1955 na utworzenie Bundeswehry, wmontowali ją w całości w struktury NATO, za pośrednictwem których ją kontrolują. Pomysł utworzenia europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO jest więc pseudonimem wyprowadzenia Bundeswehry spod tej amerykańskiej kurateli, co byłoby uchyleniem jeszcze jednego skutku wojny przegranej przez Adolfa Hitlera. Toteż o ile Amerykanie nie mieli nic przeciwko temu, by Niemcy podporządkowały sobie politycznie i ekonomicznie Europę Środkową, a nawet im w tym pomogli, to uważali, że militarnie to oni muszą Europę kontrolować. Wyrazem tego dążenia było właśnie włączenie Europy Środkowej do obszaru NATO.

Również i to zostało uzgodnione, nie tyle z Sowietami, bo Związek Sowiecki już wtedy nie istniał, tylko z Rosją. W 1997 roku Rosjanie, nie wysuwając sprzeciwu wobec rozszerzenia NATO na Europę Środkową, zawarli z Amerykanami w Paryżu porozumienie dotyczące – jak to nazwano – „środków budowy zaufania”. Obejmowały one m.in. zakaz przesuwania zachodniej broni jądrowej na wschód od dawnej granicy niemiecko-niemieckiej oraz zakaz zakładania na obszarze państw nowo-przyjętych do NATO stałych baz Sojuszu. Dlatego też w roku 1999 NATO zostało rozszerzone na obszar Europy Środkowej bezkonfliktowo.

Na tym jednak nie skończył się proces ustanawiania w Europie nowego porządku politycznego. Istotnym krokiem w tym kierunku był tzw. „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, przeprowadzony przez prezydenta Obamę 17 września 2009 roku. Prezydent Obama wycofał Stany Zjednoczone z aktywnej polityki w Europie Środkowej, w powstałą wskutek tego polityczną próżnię natychmiast wypełnili „strategiczni partnerzy”, czyli Niemcy i Rosja. Kolejny istotny krok został zrobiony 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie, gdzie proklamowane zostało strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. NATO i Rosja ze śmiertelnych wrogów stały się „strategicznymi partnerami”. Było to ukoronowanie 25 lat prac nad ustanawianiem nowego porządku politycznego w Europie – porządku „lizbońskiego”. Jego najważniejszym postanowieniem było wspomniane strategiczne partnerstwo NATO-ROSJA, którego najtwardszym jądrem było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a z kolei jego kamieniem węgielnym był podział Europy na strefę niemiecką i strefę rosyjską – prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbengtrop-Mołotow. Prawie – bo republiki bałtyckie, które w roku 1939 znalazły się po wschodniej stronie tego kordonu, teraz znalazły się po stronie zachodniej – w NATO.

I kiedy wydawało się, że klamka zapadła na 50, a może nawet na 100 lat, prezydent Obama, któremu nie udało się, gwoli udelektowania bezcennego Izraela, zorganizować koalicji państw europejskich przeciwko syryjskiemu tyranowi, przypisując swoje niepowodzenie intrygom zimnego ruskiego czekisty Putina, z tej irytacji w 2013 roku wysadził porządek lizboński w powietrze. Jak ujawniła Wiktoria Nuland, USA wyłożyły 5 mld dolarów na zorganizowanie na Ukrainie „majdanu” w celu wyłuskania tego kraju z rosyjskiej strefy. W ten sposób wyleciało w powietrze „strategiczne partnerstwo” NATO-Rosja i cały porządek lizboński, a na Ukrainie sytuacja stała się płynna, aż wreszcie doszło do otwartej wojny w lutym 2022 roku.

Ta wojna przeszła w stan chroniczny, co sprawia, że nawet prezydent Józio Biden, który zachęcił prezydenta Zełeńskiego do odrzucenia porozumień mińskich, co zostało przez Putina wykorzystane jako pretekst do inwazji, chciałby się teraz jakoś z tej awantury wyplątać tym bardziej, że ukraińskiego mięsa armatniego zaczyna brakować. W tej sytuacji pojawiają się pomysły, by do wojny z Rosją popchnąć takie państwa, jak np. Polska. Jak pokazał ostatnie szczyt UE w Paryżu, panu prezydentowi Dudzie, podobnie, jak Generalnemu Gubernatorowi Donaldowi Tuskowi, szalenie imponuje taki awans na kreatorów światowej polityki. Obawiam się, że właśnie w tym celu Pan Nasz z Waszyngtonu Józio Biden 12 marca wezwał przed swoje oblicze zarówno pana prezydenta Dudę, jak i Generalnego Gubernatora Tuska, żeby w ramach zapłaty za radosny przywilej przyjęcia do NATO, wyznaczyć im zadania.

Jakie to będą zadania tego nie wie ani pan prezydent Duda – bo w wygłoszonym 11 marca orędziu do naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, nie bardzo wiedział, co powiedzieć – podobnie jak nie wie tego Generalny Gubernator, który w dodatku będzie musiał zadania przekazane mu przez Pana Naszego Józia Bidena, jakoś skoordynować z zadaniami, jakie wyznaczyła mu niedawno Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).